Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Dlaczego jestem wolontariuszem?

Treść


.

.
Dlaczego jestem wolontariuszem?
 
„Nad czas stracony nic bardziej nie boli” - (Szekspir)
 
Apel
 
    Zaczął się kolejny nowy rok. Z prognoz polityków, ekonomistów i różnych innych osób wynika, że nie będzie to rok łatwy, ale nie wolno kreślić smutnych scenariuszy, zamartwiać się na zapas i narzekać, co wielu czyni. Świata i Polski nie zmienimy od zaraz, ale możemy zmienić siebie, by tam, gdzie jesteśmy, było trochę więcej światła i radości, trochę lepiej żyło się nie tylko nam, ale z nami.
    Zawsze tak było, że trudniejsze warunki życiowe wymuszają większą aktywność bezinteresownych ludzi dobrej woli, zatroskanych o to, by nie było wśród nas głodnych i opuszczonych. Jest ich w tych czasach ogromnego postępu myśli ludzkiej bardzo, bardzo dużo. Pamiętamy, co stwierdziła Matka Teresa, że bardzo wielu codziennie umiera z braku chleba, ale więcej jeszcze z braku miłości. Ludzie ludziom muszą pomagać.
    Z apelem o zainteresowanie wolontariatem zwrócił się redaktor „Polityki” w grudniowym numerze tego pisma. Wolontariuszy - czyli ludzi gotowych do niesienia różnorakiej pomocy jest więcej, niż dwa lata temu, ale wciąż jeszcze mało. Co szósty Polak deklarował w minionym roku swój udział w pracy wolontariatu - pisał felietonista z okazji Międzynarodowego Dnia Wolontariusza (5.XII). Takich ludzi serdecznych i otwartych, wrażliwych na cudzą biedę nie brakuje w naszym środowisku; o czym nieraz pisano. Wysuwane przez nich inicjatywy i stworzone piękne formy pomocy mają „Norwidowy kształt miłości”, bo to miłość jest źródłem wszelkiego dobra na ziemi i miarą naszego człowieczeństwa.
    Sugestywne jej świadectwo dali w ostatnim numerze „Z Grodu Kingi” państwo Marissa i Bogdan Jamińscy, a ja zapytałam, dlaczego robią, to co robią inni znani wśród starosądeczan społecznicy, jakie są motywy postępowania osób, które dzielą się z innymi swoim czasem i są z wyboru rzecznikami „dobrej nowiny”. Zwróciłam się do aktywu Parafialnego Oddziału Akcji Katolickiej, bo to stowarzyszenie w swoich programowych założeniach formacyjne, propaguje takie formy pracy, które ubogacają duchowo, bronią przed samotnością i podnoszą kulturę współżycia między ludźmi.
    Panią Halinę Borowską - prezesa Parafialnego Oddziału Akcji Katolickiej kochają i znają nawet dzieci, z którymi od lat przygotowuje grupy kolędnicze. Styczniowa zbiórka przeprowadzona na Lipiu i w Popowicach nie zawiodła oczekiwań. Młoda, inteligentna, świetna organizatorka pracy Stowarzyszenia, współinicjatorka Klubu Seniora i wielu akcji, także w poszukiwaniu źródeł dochodu, bogata mądrością serca - a przy tym bardzo skromna, zaraża swoim entuzjazmem społecznika i ofiarnością.
    Z racji pełnionej funkcji zwróciłam się najpierw do Niej z pytaniem, dlaczego przy swoich obowiązkach rodzinnych i niełatwych problemach osobistych, tak bardzo angażuje się w pracę, także na rzecz poranionych przez życie biednych, których często odwiedza.
    - Nie przeczę, że ta praca bardzo absorbuje, ale równocześnie wciąga i daje radość, gdy uda się rozproszyć smutek, to i owo załatwić, osuszyć niejedną łzę. Inicjatywę rozwija postawa ludzi, z którymi się spotykam. Tak niewiele trzeba, by człowiek poczuł się potrzebny, uwierzył, że dla niego także zaświeci słońce, by umiał bronić nadziei i mimo wszystko cieszył się życiem.
    To przeświadczenie, że „nie rodzimy się sobie i nie jesteśmy stworzeni do klęski”, wyniosłam z domu rodzinnego. Rodzicom i mojej pracy zawdzięczam podstawy światopoglądu, moje relacje z Bogiem i z ludźmi. To, że „nie jesteśmy by spożywać urok świata, ale po to, by go tworzyć i przetaczać przez czasy jak skałę złotą”, zapamiętałam ze szkoły. Sama jestem przekonana, że Bóg, który jest „największym architektem świata”, każdemu wyznaczył swoje na nim miejsce i dał szansę wykonania jakiegoś zadania na drodze do świętości, do jakiej wszyscy jesteśmy powołani. Każdemu dał serce współczujące, ale wybór zostawił człowiekowi by, kochając bliźniego jak siebie samego, służył mu radą i pomocą nie tylko materialną. Próbuję to robić na miarę swoich możliwości pamiętając o przesłaniu Wielkiego Papieża, że trzeba mieć wyobraźnię miłosierdzia, serdecznym współczuciem objąć dotkniętego jakąś biedą, pochylić się nad nią, by mieć prawo do miłości miłosiernej Chrystusa, któremu zawdzięczam życie i wszystko. Tak rodzi się poczucie odpowiedzialności za siebie i za innych, zakotwiczona w Bogu Nadzieja, bez której nie można żyć. To ona pomaga przytulić serce do Krzyża, rozwija duchowo, ubogaca. Myślę, że tu jest tajemnica mojego wolontariatu, któremu patronuje Niepokalana. Z Jej pomocą i z pomocą ludzi oddanych sprawie, chciałabym wykorzystać podarowany mi czas jak najlepiej potrafię. Marzy mi się, by z wolontariatu uczniowskiego stworzyć Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży przygotowywanej do przejęcia warty na posterunku ewangelicznej posługi i miłości - bo miłość jest najważniejsza - „Jeśli cokolwiek warto na tym świecie czynić, to tylko miłować” - napisał kiedyś kard. Stefan Wyszyński „Słowa są czynu testamentem”, a miłość zawsze inspiruje działanie ludzi poszukujących odpowiedzi na pytania o sens życia.
 
Prezentacje
 
- Gdy zrozumiałam, że to my ostatecznie decydujemy o kształcie naszych nocy i dni, a sens mojego istnienia zależy od tego, co mam do zaoferowania, wróciła radość życia, wzrosła odwaga do pokonywania trudności - mówiła pani Elżbieta Szczepaniak wieloletni skarbnik Parafialnego Oddziału Akcji Katolickiej, niestrudzona współorganizatorka różnych form współpracy i niesienia pomocy.
.

.
- To przekonanie, że radością i czasem można i trzeba dzielić się jak chlebem, że trudniej, ale zawsze „lepiej być niż mieć” wyniosłam także z domu rodzinnego, do którego wracamy zawsze z różnych dróg swego dorosłego życia. Stąd zobaczyłem, że człowiek nie zawsze „brzmi dumnie” i że miarą jego wartości jest drugi człowiek, o czym niejednokrotnie mówił Jan Paweł II. Sądzę, że aby wyrosnąć ponad przeciętność, o czym wielu marzy, trzeba mieć rozwinięte dwa skrzydła wiary, która uczy jak żyć Ewangelią po Bożemu; i rozumu, który pomaga dokonywać słusznych wyborów. Wolontariat to dla mnie jeden z nich. „Miłość i służba nadają sens mojemu życiu i czynią je pięknym, ponieważ wiemy, komu i czemu je poświęcamy - mówił do młodzieży Ojciec Święty i ja tak myślę. To sekret mojej filozofii życiowej, a praca w Akcji Katolickiej, do której serdecznie zapraszamy jest szansą dawania takiego świadectwa, rozwija osobowość i jest źródłem radości. Czas jest najcenniejszym darem Bożej Opatrzności. Wykorzystajmy go mądrze. Tym, którzy zastanawiają się, czy warto dzielić się nim bezinteresownie i kochać za darmo, dedykuję fragment wypowiedzi filozofa: „Jeżeli dzięki jakiemuś człowiekowi było na ziemi trochę więcej miłości, dobra, światła i prawdy, to jego życie miało sens…”. I to jest moja odpowiedź - stwierdziła pani Elżbieta.
    W podobnym tonie wypowiadają się pierwsi wśród wolontariuszy, państwo Janina i Zbigniew Matysowie - społecznicy, wychodzący naprzeciw wszelkim potrzebom, zawsze drugim życzliwi - gotowi do niesienia pomocy, ofiarni.
.

.
    - Jacy tam z nas wolontariusze? Co prawda razem z żoną należymy do Oddziałów Parafialnych Akcji Katolickiej i Caritasu a także do klubu Fides et Ratio, ale więcej to my się przez to ubogacamy, stajemy się lepsi i uczymy się pokory od tych, którzy potrzebują pomocy materialnej i duchowej. Według Wiktora Frankla (lekarz i filozof) być człowiekiem znaczy wychodzić poza siebie, otworzyć się na drugiego człowieka. Koncentracja na samym sobie prowadzi do zagubienia sensu życia. Stosunkowo często bierzemy udział w rekolekcjach (Gródek nad Dunajcem, Ciężkowice, Stary Sącz) co ubogaca nas duchowo i wskazuje kierunki i możliwości szerszego działania na rzecz społeczności parafialnej. Kontakty osobiste z przedstawicielami innych POAK czy POC pozwalają zdobyć nowe doświadczenia. Nasze zainteresowanie sprawami innych ludzi sięga domów rodzinnych. To rodzice zaszczepili w nas potrzebę niesienia pomocy potrzebującym. Najczęściej były to prace polowe (żniwa, wykopki) na rzecz wdów, osób starszych i samotnych. W wieku młodzieńczym również starałem się organizować pomoc biednym i niedołężnym.
Zbiegiem okoliczności oboje z żoną w pracy zawodowej każdego dnia mieliśmy do czynienia z ludzką krzywdą, nieszczęściem, ubóstwem. Przez około 30 lat pracowaliśmy w Tarnobrzegu, z którego to okresu bardzo mile wspominam współpracę z Domem Dziecka w Skopaniu, Stowarzyszeniem na Rzecz Osób Ociężałych Umysłowo i ze szkołami. Dobrze układała się współpraca z księżmi, a szczególnie ks.prał.M.Józefczykiem, który przy swojej parafii prowadził m.in. przytułek dla biednych i bezdomnych. Mogę się pochwalić, że byłem jednym z inicjatorów na terenie Tarnobrzega akcji „Cała Polska czyta dzieciom”. W Tarnobrzegu nasza praca więcej koncentrowała się na dzieciach i młodzieży. Często organizowaliśmy konkursy, gdzie nagrodami były wycieczki turystyczno-krajoznawcze (Kraków, Warszawa itp.). Dlatego tu w Starym Sączu dopiero uczymy się pracy z dorosłymi.
    Mając świadomość, jak wiele wysiłku trzeba wkładać we własny rozwój, umacnianie swojej wiary staramy się systematycznie pielgrzymować do miejsc świętych. Bóg pozwolił nam odwiedzić już wiele z nich w kraju i za granicą, z których najważniejszym była na pewno Ziemia Święta zwana Piątą Ewangelią. Tam nasza wiara, nasze chrześcijaństwo nabrało nowego wymiaru. Podobnie odbieramy coroczne dwukrotne pielgrzymki do Kalwarii Zebrzydowskiej.
    Po osiedleniu się w Starym Sączu duże wrażenie wywarło na nas spotkanie z s.Eleonorą. Jej zaangażowanie w sprawy tutejszej wspólnoty, nie tylko duchowe ale i fizyczne, zachęca do charytatywnej działalności, która zawsze była dla nas źródłem cichej satysfakcji i radości. Wokół nas wielu potrzebujących, wiele ubóstwa - tego materialnego i duchowego niestety. Trudno byłoby usiedzieć w domu, nie angażować się w działalność charytatywną, kiedy tyle do zrobienia. Oby tylko sił i zapału nie brakło.
    Wszystkim parafianom życzymy mocy Ducha Świętego, który pomoże zgłębić tajemnice Bożej Miłości i zasieje ziarno radości, pokoju i nadziei w całym 2011 roku.
 
    Nic ująć, nic dodać do tych ujmujących szczerością wypowiedzi przytoczonych na początku nowego roku pod rozwagę, pogłębioną obietnicą samego Chrystusa, który wciąż przypomina: „Co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych - Mnie uczyniliście”.
    Na zakończenie jeszcze jedna anonimowa wypowiedź:  - Dla mnie jest to szansa na spłacenie maleńkiej części ogromnego długu wdzięczności „za życie i za wiarę, za wszystko, co we mnie dobre, za Ojczyznę i Najbliższych, a przede wszystkim za to , że jesteś  Chryste, że mogę Cię prosić i dziękować, że jesteś tak blisko i tak daleko, że mogę zawsze do Ciebie powrócić, gdy Cię zgubię drogę”.„Nie widzą Ciebie moje oczy. Nie słyszą Ciebie moje uszy,
a jesteś światłem w mej pomroczy, a jesteś śpiewem w mojej duszy” powtarzam za L.Staffem.
 
zanotowała KM
 
313407