Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Zasłużony dla Starego Sącza - miłośnik kwiatów i zieleni

Treść


.
Zasłużony dla Starego Sącza
MIŁOŚNIK KWIATÓW I ZIELENI
 
    Pan Stanisław Wojnarowski ma przebogatą biografię, którą chętnie się dzieli, bo lubi opowiadać i chciałby wiele wydarzeń ocalić od zapomnienia. Na przykład przedwojenne losy chłopskich rodzin, doświadczenia II wojny światowej, zsyłkę do Rzeszy, perypetie związane z powrotem do kraju, a później swoje ogrodnicze sukcesy i pasje. Wyraźnie lgnie do Starego Sącza, czuje się z nim związany podwójnie, bo rodzinnie i zawodowo; tu mieszka syn, znany pasjonat kolarstwa, a jednocześnie, poprzez pracę, z tym miastem zrosło się jego życie, zostawił tu cząstkę serca i dorobek 15 lat. Szuka śladów stóp, odwiedza znajome miejsca, wspomina ludzi; przez przypadek trafia do naszej gazetki, rozmawiając z p.Krystyną Brynecką, a później uczestnicząc w naszych czwartkowych koleżeńskich spotkaniach.
.

.
Dzieli się sobą, rozbawia poczuciem humoru, przekazuje plik dokumentów, potwierdzających swoją działalność. 3.VIII p.Stanisław rozpoczął 90. rok życia, ale nikt by mu tyle nie dał, gdyby nie metryka. Jest pogodny, uśmiechnięty, doskonale sobie radzi, mimo wyraźnych objawów choroby Parkinsona, od 4 lat trzęsą mu się nogi i ręce, ale samodzielnie dociera do nas z Nowego Sącza, gdzie mieszka z żoną. Wciąż ma dobrą pamięć, wzrok i słuch, recytuje modlitwy, wiersze. Twardości nauczyło go życie, uparcie dąży do celu, walczy o upamiętnienie starosądeckich dokonań również w naszym piśmie; od nich więc zaczniemy, by potem przejść do szczegółów biografii, tak bardzo typowej dla tamtego pokolenia.
 
Nowatorskie upiększenia Starego Sącza
 
Datują się jeszcze od kadencji burmistrza Cesarczyka, na którego zaproszenie Stanisław Wojnarowski podjął się tutaj funkcji ogrodnika miejskiego. Pierwszymi jego pracami były: skwer z kwiatami i krzewami przy Szkole Zawodowej oraz przed kinem i Prezydium (posadzony świerk i kosze wysadzane różnymi kwiatami). Potem kolejno:
- ogródek jordanowski na Podgórzu
- zieleń przy nowo powstałym przedszkolu na ul.Staszica
- drzewa, krzewy, trawniki na ul.Mickiewicza
- pergole z różami pnącymi i kosz kwiatowy w kształcie wazonu przy kościele parafialnym
- zieleńce i duży orzeł z kwiatów przy klasztorze
- zagospodarowanie w zieleń całego terenu przy nowej szkole 1000-lecia i przy nowym internacie przy ul.Daszyńskiego
- obsadzenie czerwonymi głogami Rynku i ul.Szerokiej
- staw z kwiatów i pływający łabędź przy domu „Na Dołkach” i inne.
 
Pan Stanisław opowiada: Z nowo przyjętym leśniczym p.Garbaczem założyliśmy szkółki leśne na Lipiu, w lesie komunalnym, przy Dunajcu i Popradzie. Wybudowaliśmy dwie duże szklarnie z prawdziwego zdarzenia, w których produkowaliśmy kwiaty na potrzeby miasta. Moim pomysłem było założenie pierwszej w województwie szkółki krzewów ozdobnych, a jako ogrodnik byłem jednym z pierwszych projektantów i wykonawców dużych koszy kwiatowych (robiłem je w 30 wzorach). Najpierw zdobiły one Stary Sącz: przy wjeździe do miasta-w Rynku, przy Szkole 1000-lecia ,przy klasztorze Klarysek i w wielu innych miejscach.
Turyści, odwiedzający Stary Sącz, byli zachwyceni i spływały zamówienia na takie kosze w zakładzie komunalnym niemal z całej Polski. Wykonywałem je m.in. w Krynicy, Szczawnicy, Ciechocinku, w Warszawie pod hotelem Forum (w kształcie orła), w Podkowie Leśnej i Głównej (również zegar z kwiatów), w Zawierciu, Boguchwale i wielu innych miejscach. Przy największych pracach, jako ogrodnik, zatrudniałem ok. 30 pracowników. Po piętnastu latach pracy w Starym Sączu, na propozycję dyrekcji Sadeckich Zakładów Elektrod Węglowych objąłem w nich stanowisko ogrodnika, bardzo odpowiedzialne i trudne, musiałem obsadzić, cały 80-hektarowy obszar SZEW, drzewami odpornymi na zanieczyszczenia i pył kominowy. Przepracowałem tu 16 lat aż do przejścia na emeryturę. A oto więcej szczegółów z życia:
 
Trudne polskie losy - czyli biografia p.Stanisława
 
    Urodził się 3 VIII 1922 w Szczereżu k/Łącka w wielodzietnej rodzinie chłopskiej, jako jedno z dziesięciorga jej dzieci. Z hektara pola mieli się utrzymać, a że nie starczało, ojciec dorabiał u bogatszych rolników. Na domiar złego, gdy Stanisław miał 7 lat, odumarł ich ojciec i sama mama musiała wychowywać całą gromadkę. Biednie było u nich, pamięta jak mama dzieliła po ziemniaku, by starczyło dla wszystkich. Musiała też dzieci posłać na służbę, bo nie dawała rady wyżywić. Jako służący bawili małe dzieci i wykonywali dorywcze prace. W szkole często na bosaka występował, recytował ładnie wiersze i choć bardzo biedny, uczył się najlepiej w klasie.  Po nauce trzeba było paść bydło u innych gospodarzy. Stanisław opowiada, że do szkoły miał 3 km, do kościoła 5 km, ale mama wyganiała dzieci codziennie na nabożeństwo. Po ukończeniu VI klasy poszedł na służbę do górali, tam dopiero było tragicznie, jeszcze dzisiaj wspomnienia wyciskają łzy z oczu. W lecie wypasał bydło a zimą, mimo że chudzina, musiał pracować na równi z dorosłymi w lesie, dźwigając grube drzewa. Chłód, głód i ból to była codzienność. Spał w stajni z bydłem przez pięć lat.
    Nadszedł 1 wrzesień 1939 r., jego ciężką pracę przerwała następna tragedia, wybuch II wojny światowej. Do pracy przymusowej w Niemczech z ich rodziny wyznaczono jednego z braci, ten jednak uciekł, a Gestapo zagroziło zabraniem dowolnej osoby z domu, jeżeli się nie zgłosi. Kiedy zabrali i uwięzili na posterunku mamę, Stanisław zgłosił się za brata, i tak znalazł się na krótko w nowosądeckim więzieniu, a potem w Krakowie, w oczekiwaniu na skompletowanie transportu do Niemiec. Został wywieziony w Sudety koło Postembergu, w okolice Drezna. Tam niemieccy gospodarze wybierali sobie robotników - jak na targowisku, Stanisław trafił do ogrodnika, który prowadził szkółkę drzew i róż. Czekała go ciężka praca od świtu do późnej nocy, ale poznał tajniki zawodu i nabył pasji ogrodnictwa. Musiał rozwozić na rowerze kwiaty do trzech miast, obładowany dużym bagażem, dziennie przebywał ok. 80 km a po powrocie, na klęczkach, trzeba było szczepić i oczkować róże i drzewka owocowe, w setkach tysięcy sztuk (np. 80 tys. róż oraz 120 tys. drzew owocowych). Niejeden raz otarł się o śmierć, cudem uchodząc z opresji i doczekał szczęśliwie zakończenia wojny.
 
Dramatyczne powroty Polaków do kraju
 
To też cała historia opowiedziana przez p.Stanisława. Ich dziesiątkę, trzy kobiety i siedmiu mężczyzn, pracujących u bauerów, wywieziono konno do Postembergu, skąd pociągiem dojechali do Drezna. Dworzec w Dreźnie był prawie zbombardowany, więc dzień i noc oczekiwali na jakikolwiek pociąg do Polski. Podczas oczekiwań rosyjscy żołnierze ukradli im bagaże z resztkami żywności. Kiedy wreszcie doczekali się pociągu, nie ujechali daleko, kazano im wysiadać i znowu czekać. To powtarzało się kilkakrotnie, aż doprowadzeni do ostateczności postanowili iść na piechotę do Polski. Szli prawie tydzień, żywiąc się po drodze ziemniakami z kopców, o mało nie stracili życia, tym razem ze strony żołnierzy radzieckich, którzy potraktowali ich jako niemieckich buntowników. W końcu dotarli do Legnicy, a stamtąd do rodzinnych domów-ale nie na długo. Kolejny etap życia p. Stanisława to wyjazd na Ziemie Odzyskane w roli tłumacza akcji osadniczej. Po dwóch latach wraz z żoną wrócili do Nowego Sącza. Śledząc przebieg życia aż trudno uwierzyć, z ilu opresji i śmiertelnych zagrożeń udało się p. Stanisławowi wyjść obronną ręką, w co najmniej 15 przypadkach ratunek przypisuje Matce Boskiej Szkaplerznej, do której ma szczególne nabożeństwo od najmłodszych lat. Wiążąc przyszłość z naszymi stronami, zdobyte umiejętności ogrodnicze trzeba było podeprzeć teorią, w Świdrze k/Warszawy zdał egzaminy ogrodnicze, uprawniające do pełnienia zawodu. Już jako dyplomowany ogrodnik dostał polecenie ukwiecenia Nowego Sącza, przez 10 lat obsadzał zielenią i upiększał miasto, przyczyniając się do nadania mu tytułu: „Nowy Sącz miastem kwiatów i zieleni”. Między innymi obsadzał kwiatami i drzewkami ozdobnymi kościoły, np. św.Kazimierza, ojców Jezuitów (tysiąc róż za kościołem), św.Małgorzaty (żywopłoty i donice kwiatowe). W rywalizacji o piękno swojego miasta, zawalczył o niego burmistrz Starego Sącza i sprowadził do grodu św.Kingi. Tu osiągnął mistrzostwo w swoim fachu, jako prekursor zdobnictwa, wykonując kobierce roślinne, niespotykane dotąd kosze, obrazy z kwiatów i inne kompozycje ogrodnicze. Bez wątpienia zasłużył na wdzięczną pamięć starosądeczan, czemu dajemy wyraz, składając p. Stanisławowi serdeczne życzenia: Długich jeszcze lat utrzymywania tak świetnej kondycji i wszelkiej pomyślności w życiu!
Zanotowała Zofia Gierczyk
 
349601