Opowiadanie - > Diamentowa zbroja <
Treść
.
We wrześniowym numerze „Z Grodu Kingi” pisaliśmy o rozstrzygnięciu konkursu „Moja pierwsza książka”. Pierwszą nagrodę za pracę literacką otrzymała Anna Rejowska uczennica Gimnazjum im.Juliusza Słowackiego w Starym Sączu za pracę „Diamentowa zbroja”.
Jej publikacja na łamach naszego czasopisma, stanowiąca również formę nagrody dla Autorki, niech będzie inspiracją do twórczości dla „młodych adeptów pióra”.
DIAMENTOWA ZBROJA
(1)
I Miasto
Zachodzące słońce kładło swoje promienie na kamieniczkach małego miasta. Niby wszystko wyglądało tu normalnie, ale w powietrzu unosiła się dziwna, czarna mgła przesycona magiczną wonią. Nigdzie nie widać było roślin, jedynie spod spękanej ziemi wychylały się suche pędy. Najdziwniejsi jednak byli ludzie. Wszyscy ciemnowłosi mężczyźni i kobiety o czarnych oczach najwyraźniej bali się czegoś. Ich pełne smutku, zamyślone twarze wyglądały tak, jak gdyby nie wiedzieli, co to uśmiech. Każdy człowiek mężczyzna, kobieta czy dziecko ubrany był w strój koloru brudnej ziemi, a drobne kamyczki, znajdujące się na drogach, raniły ich bose stopy.
Z prawej strony, na drodze prowadzącej do owego dziwnego miasteczka, pojawiło się dwóch wędrowców. Jeden z nich wyglądem przypominał mieszkańców, a jednak był zupełnie od nich inny. Może to z powodu soczystozielonej szaty, albo przez roześmiane oczy i usta. Drugi natomiast nie przypominał wcale swego przyjaciela, miał bowiem złote włosy i niebieskie oczy. Żwawym krokiem wkroczyli do miasta i od razu spostrzegli, że coś jest nie tak jak powinno. Ponieważ słońce schowało się już za horyzontem postanowili poszukać schronienia. Nieopodal zauważyli stary, drewniany, ale przyjemnie wyglądający domek. Nad ich głowami pojawił się czarny jak smoła kruk, lecz nie zwrócili na niego uwagi. Jeden z przyjaciół zapukał w solidne dębowe drzwi. Po paru minutach otworzyły się i ukazała się w nich przerażona twarz mężczyzny.
- Witaj przyjacielu! Przychodzimy z daleka. Czy pozwolisz nam u ciebie przenocować? Ja jestem Jimmy (ale wszyscy mówią na mnie Jim), a mój przyjaciel to Frank - przywitał się brunet
- Ale... to nie ON was przysłał? - zapytał staruszek.
- Jaki ON? O kogo ci chodzi? - zdziwili się chłopcy.
- Widzę, że naprawdę nie wiecie o kim mówię... wejdźcie więc - uśmiechnął się starzec i wpuścił ich do środka.
- Ten człowiek jest bardzo tajemniczy - pomyślał Jim
Staruszek zaprosił ich do stołu i podał kolację. Po posiłku Frank poprosił:
- Opowiedz nam historię tego miasta.
- Dobrze - zgodził się starzec.
- Kilkadziesiąt lat temu - rozpoczął staruszek - kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, naszą wioskę okrzyknięto jednym z najpiękniejszych miejsc na Ziemi. Niskie, jasne kamieniczki przystrojone barwnymi kwiatami; wysokie drzewa dające owoce, cień i schronienie; bujna trawa na łąkach poprzecinanych tysiącami drobnych strumyczków; uśmiechnięci ludzie w kolorowych strojach... dosłownie wszystko, co było potrzebne do szczęścia. Codziennie rano promienie wschodzącego słońca budziły ludzi wywołując uśmiech na małych i dużych twarzach. Lekki wiatr rozwiewał złote zboże, a czyste powietrze, zielone pola i ukwiecone pagórki sprawiały, że czuliśmy prawdziwą wolność... - westchnął starzec.
- A dlaczego dziś jest tu tak pusto? - zapytał wzruszony Jimmy - Co się stało?
- Zdarzyło się to w pełni lata - starzec zaczął snuć opowieść - (miałem wtedy chyba 10 lat). Dzień był wyjątkowo piękny...
Około południa na drodze prowadzącej do naszego miasteczka zauważyłem jakąś postać. Najpierw pomyślałem, że to może wędrowiec, ale po paru minutach nie byłem już tego taki pewny. Kiedy wkroczył do miasta zrobiło się nagle zimno i ciemno. Ujrzeliśmy wysokiego mężczyznę w czarnej pelerynie i głębokim kapturze zakrywającym część jego twarzy. Spod niego widać było tylko zakrzywiony nos i kilka kosmyków czarnych włosów. Nie reagował na pozdrowienia. Szedł prosto przed siebie jakby wiedział czego szuka. Nagle przystanął, a jego wzrok zatrzymał się na dużej, czarnej kamienicy, która w tym barwnym mieście wydawała się obca. Robiło się chłodniej, a słońce zniknęło pod kłębami gęstej, czarnej mgły. W pewnej chwili mężczyzna zrzucił kaptur i ujrzeliśmy jego twarz zimną, bladą i okrutną. Jednak największy strach wywołały u nas oczy przybysza, oczy, które kryły taką nienawiść, gniew i chciwość. Nieznajomy zaśmiał się przeraźliwie i wykrzyknął:
- Tak wygląda wasza nowa rzeczywistość. Byliście szczęśliwi, a JA sprowadzę tu smutek i żal. Zapomnicie co to uśmiech. Od dziś wykonujecie moje rozkazy. A kto się nie podporządkuje będzie miał do czynienia ze mną: Najpotężniejszym Czarnoksiężnikiem, Najstraszniejszym Człowiekiem, Nieśmiertelnym Panem - po tych słowach rozpętała się burza, która zniszczyła rośliny i zabiła zwierzęta.
Patrzyliśmy jak nasz cudowny świat zmienia się w smutną, szarą krainę. Tego dnia na zawsze zamilkły ptaki, a rośliny nie wypuściły więcej pędów, nigdy już nie zakwitły.
A potem ON ogłosił, że noc należy tylko do czarnej magii, a kto by w tym czasie wyszedł z domu na zawsze będzie jego niewolnikiem i nic już go nie uratuje.
I tak zastraszani, smutni i nieszczęśliwi żyjemy aż do dziś - staruszek ucichł, a po jego policzkach spłynęły dwie srebrne krople. Chłopcom zrobiło się żal tego człowieka.
- Czasami jeszcze dla przyjemności porywa kogoś, a ja drżę ze strachu, że w końcu trafi na mnie. Dlatego kiedy otwierałem wam drzwi byłem tak przerażony; myślałem, że już przyszedł... - zaszlochał, a płynące z jego oczu łzy zgasiły stojącą na stole świecę. Bezszelestnie wyszedł z pokoju i zamknął drzwi. Po chwili przyjaciele zasnęli ukołysani rytmicznym stukaniem ciężkich kropel deszczowych łez o szybę.
II Niezwykła opowieść
Wczesnym rankiem Jim otworzył oczy. Obudziło go słońce, które rozbłysło pierwszy raz od wielu tygodni, jakby wiedziało, co ma się stać. Postanowił zobaczyć okolicę. Cicho wyszedł z pokoju i dotarł do kuchni. Staruszek już nie spał. Siedział przy stole i rzeźbił. Kiedy zobaczył chłopca uśmiechnął się i zapytał:
- Masz jakieś życzenia Młody Przyjacielu?
- Właściwie, to chciałbym wybrać się na spacer. Czy mogę?
- Oczywiście. Tylko bądź ostrożny, JEGO ludzie są wszędzie.
- Dobrze, a więc będę uważał. Do zobaczenia!
- Do widzenia chłopcze! Wróć niedługo - powiedział staruszek nie przerywając pracy.
Jimmy postanowił zwiedzić całą wioskę, ale nie zbliżać się do JEGO domu. Zaraz po jego odejściu na parapecie usiadł kruk. Nie zwrócił jednak niczyjej uwagi. Chłopiec wędrował przez długi czas, nie znajdując nic ciekawego. Przechodząc obok karczmy usłyszał strzępki rozmowy. Ktoś wołał:
- Mam już tego dosyć, trzeba wreszcie uderzyć!
- Nie, to nie ma sensu - odezwał się inny - czyż nie za wielu już cierpi?
- Co robić? Co robić? - pytali ludzie.
Zaciekawiony Jim przystanął.
- O co im może chodzić - zastanowił się.
Po chwili zrobiło się cicho i odezwał się człowiek, którego głos przesycony był niesamowitą odwagą.
- Przyjaciele - rozpoczął. Nie wszczynajmy głupich kłótni. Nie wolno igrać z jego mocą...
- Więc co proponujesz? - zapytał ktoś głosem szorstkim i ostrym.
Mężczyzna zamyślił się:
- A może... uwierzymy legendzie?
- Jakiej legendzie? O co ci chodzi? - zapytała jakaś kobieta.
- Otóż, według wielu ludzi istnieje niezwykły przedmiot - wyjaśnił - ukryty w północnej części Zakazanych Gór.
(Jimmy na dźwięk tych słów, przybliżył się do okna i zaczął słuchać uważnie.)
Przedmiot pochodzący z dawnych czasów, o historii niestety mi nieznanej, to DIAMENTOWA ZBROJA! (niezwykła odwaga i siła obudziła się w chłopcu. Słowa mężczyzny miały być kiedyś przydatne.) Żeby ją zdobyć - mówił dalej - trzeba wykazać się cechami, których nie posiadają przeciętni ludzie. Tylko odwaga, siła i spokój ducha pomogą ją zdobyć.
- Ale, Zakazane Góry przecież nikt od wieków tam nie był. Nie wiadomo co można spotkać po drodze.
- I właśnie dlatego skarb został tam ukryty... Czy ktoś jest chętny do wyruszenia w drogę?
Nikt się nie odezwał, ludzie zaczęli wstawać, a ciężkie kroki zbliżały się w stronę drzwi.
- Czekam do jutra! - oznajmił człowiek.
Gdy Jim zorientował się, że będą wychodzić oddalił się pospiesznie. To co usłyszał było naprawdę niesamowite. Muszę o tym powiedzieć Frankowi - pomyślał i przyspieszył kroku.
III Porwanie
Było około 9, kiedy Frank zszedł na dół. Usiadł obok staruszka i obserwował co robi. Po chwili zaczął z nim gawędzić:
- Nie widziałeś może Jimmy'ego? - zapytał.
- Wstał wcześniej i wyszedł na spacer. Niedługo powinien wrócić.
- Aha...
- Może chciałbyś usłyszeć jeszcze jakąś ciekawą historię? - zaproponował.
- Oczywiście - wykrzyknął uradowany.
- A więc podejdź do tej szafy. Otwórz ją!
- Ojej! Ile książek...
- To nie są zwykłe książki. To moje pamiętniki. Weź który chcesz i przeczytaj!
- Dziękuję! - to mówiąc sięgnął po księgę z nieczytelnym napisem i nagle poczuł się jak dawny kolega staruszka, odkrywając coraz to nowe przygody. Nie zauważył, że na zewnątrz dzieje się coś dziwnego.
Po paru minutach drzwi otwarły się z wielkim hukiem. Chłodne powietrze wtargnęło do środka, a mocny wiatr przewrócił krzesła i zgasił palące się świece. Z ciemnej chmury kłębiącej się przed domem powoli zaczęła wyłaniać się jakaś postać. Nie było wątpliwości, że to ON. Kiedy tylko przestąpił próg wiatr ucichł.
Czarna peleryna opadła z łoskotem na ziemię. Zdjął kaptur i bezlitosnym wzrokiem omiótł wnętrze chatki, a jego oczy błyszczały złowrogo. Ukrytemu za szafką Frankowi zdawało się, że połyskują na czerwono.
Czarnoksiężnik rozprostował swoje długie białe palce, a towarzyszyły temu głuche jęki i trzaski tak, jakby każdy dźwięk opisywał los ludzi, którzy się z nim zetknęli. Mroczny Pan zauważył skulonego w kącie starca, a jego twarz wykrzywiła się w szyderczym uśmiechu.
Po paru sekundach był już przy nim. Podniósł go do góry z taką łatwością jakby był szmacianą lalką. Jego świdrujące spojrzenie przeszywało staruszka na wskroś. Po chwili odezwał się głosem cichym, ale tak przerażającym i dosadnym, że aż zatrzęsła się ziemia. Powiedział:
- Widzisz, nie czekałeś długo. Niewielu odważnych ludzi mieszka już w tej wiosce. Ty jesteś stary, więc nie musiałbym cię ze sobą zabierać... ale to będzie takie przyjemne - to mówiąc wybuchnął przeraźliwym śmiechem. Odwrócił się tyłem i już miał zamiar wyjść, gdy nagle ktoś zawołał:
- Zostaw go! Nie pozwolę ci skrzywdzić tego człowieka!
Czarnoksiężnik odwrócił się i ujrzał młodego chłopca.
- No, no, jaki odważny - zamruczał.
- Przestań - wykrzyknął Frank, a jego twarz pobladła ze złości. Stał przez chwilę w milczeniu, jakby bił się z własnymi myślami. Po chwili odezwał się głosem rwanym i niepewnym:
- Mam propozycję. Staruszek nie jest ci do niczego potrzebny... weź mnie zamiast niego.
- Nie rób tego - zawył przeraźliwie starzec - to okropny człowiek.
- Ale nie pozwolę, żeby cię skrzywdził. No więc jak? - zapytał czarnoksiężnika.
- Zgadzam się. Chodź ze mną...
Czarodziej pstryknął palcami i zanim starzec zdążył zaprotestować dom zakryły ciemne chmury. Kiedy mgła opadła już ich nie było...
IV W drogę
W chwilę po tym wydarzeniu uśmiechnięty Jimmy wbiegł do domu. Na widok bałaganu na jego twarzy odmalowało się przerażenie.
- Co tu się stało - pomyślał - Czyżby znowu ON?I gdzie podziali się staruszek i Frank?
Zniszczone wazony, talerze; połamane stoły, krzesła; rozsypane książki i świece zgaszone przez gwałtowny podmuch wiatru. W powietrzu wirowały jeszcze strzępki tkanin i kawałki papieru. Na podłodze leżało kilka czarnych piór. W kącie coś się poruszyło i wyczołgał się stamtąd zakurzony i obdarty starzec.
- Dobrze, że wróciłeś - wyszeptał - cieszę się, że nie było cie tu wcześniej...- łzy popłynęły mu z oczu.
- A gdzie Frank?- zapytał Jim
- Twój przyjaciel to prawdziwy bohater. Jak się domyślasz ON tu był. Chciał mnie porwać, ale Frank nie zgodził się na to ofiarowując się za mnie na służbę do Mrocznego Pana i zanim zdążyłem otworzyć usta już ich nie było
- A więc teraz jest u NIEGO? - zapytał Jimmy ze zgrozą
- Przepraszam cię. To moja wina gdybym tylko...
- To nie tak- przerwał mu ze łzami w oczach-On sam zdecydował. Mam nadzieję, że jeszcze żyje.
- Myślę, że tak, ale praca w jego domu...
-Wiem-a po chwili ciszy dodał-Musimy go uratować.
- Tylko, że zbrojne ataki nic nie dają, a chwilowo nie mam innego pomysłu.
- Ale, chyba ja coś wymyśliłem. Otóż przechodząc dziś koło karczmy usłyszałem o DIAMENTOWEJ ZBROI. Wiesz co to jest?
- Oczywiście, (musiałem zapomnieć o najważniejszym)napisano o niej wiele legend, najsłynniejszym jej posiadaczem był podobno król Artur.
- Pewien człowiek twierdził, że znajduje się w Zakazanych Górach.
- A więc jeszcze jest nadzieja!
- Aha, zapomniałem ten mężczyzna szukał ochotnika na wyprawę.
- Więc decyduj. Czy jesteś pewny, że chcesz go uratować?
- Tak, muszę to zrobić!
- Idź więc i powiedz mu to. Może dowiesz się jeszcze czegoś ważnego.
- Już biegnę
- Uważaj na siebie-krzyknął za nim starzec
Chłopiec szedł szybko, ale ostrożnie. Rozglądał się czy nie jest śledzony. Po paru minutach dotarł na miejsce. Przy stoliku na wprost drzwi siedział niewysoki mężczyzna w średnim wieku i stukał długopisem w pustą kartkę, rozmyślając o czymś intensywnie. Oprócz niego w karczmie siedziała starsza kobieta popijając herbatę.
- To musi być on- stwierdził
Ostrożnie podszedł do niego i zapytał przyciszonym głosem:
- Czy to pan opowiadał dziś rano o zbroi?
Mężczyzna podniósł wzrok i przyjrzał się chłopcu uważnie.
- Tak- odparł cicho i wskazał mu wolne krzesło. - Siadaj - polecił - mówmy ciszej
- Dodrze - zgodził się - A więc ja jestem chętny. Muszę uratować przyjaciela. ON go porwał... i
- Dobrze-przerwał mu - poczekaj chwilę, miałem tu coś dla ciebie - to mówiąc wyjął z kieszeni płaszcza, bardzo stary, może pochodzący z czasów późnego średniowiecza podniszczony rulon. Nachylił się do chłopca i wyszeptał:
- To mapa Zakazanych Gór. Schowaj ją dobrze. Na niej zaznaczone jest miejsce, w którym znajduję się jaskinia. Wierzę, że sobie poradzisz. Tylko pospiesz się twój przyjaciel będzie z każdym dniem coraz słabszy. Jeżeli nie zdążysz na czas możesz go więcej nie zobaczyć - dodał
- Dziękuję, wyruszę jutro z samego rana - zapewnił
- Uważaj na NIEGO - wyszeptał jeszcze
Jim wyszedł na zewnątrz. Pobłądził trochę dla zmyłki i wrócił do domu.
I jak powiedział tak zrobił. Przed wyruszeniem na wyprawę przebrał się w strój podobny do tych jakie nosili mieszkańcy. Zarzucił ciemnobrązowy płaszcz z kapturem i płócienną torbę-podarunek od staruszka. Pożegnał się ze starcem:
- Przyjacielu, nie wiem czy wrócę z tej wyprawy. Pokochałem waszą małą wioskę i wierzę, że w końcu ktoś uwolni ją spod JEGO panowania. Byłeś dla mnie dobry jak ojciec i nigdy ci tego nie zapomnę.
- Mój mały, idź i wracaj szczęśliwie... - po tych słowach przytulił go mocno do siebie
Jimmy wybiegł z domu. Staruszek uśmiechnął się i zawołał jeszcze:
- Uwierz w to, że ci się uda, bo my jesteśmy z tobą - i zamknął drzwi.
(dokończenie w następnym numerze)