Flecista ze Starego Sącza podbija muzyczny świat
Treść
.
FLECISTA ZE STAREGO SĄCZA
PODBIJA MUZYCZNY ŚWIAT
ROZMOWA Z KACPREM DĄBROWSKIM
.
Fot.:Wojciech Grzędziński
.
Starosądeczanin Kacper Dąbrowski jest absolwentem Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, uczniem dr Łukasza Zimnika.
Obecnie studiuje w Uniwersytecie Muzycznym im.Fryderyka Chopina w Warszawie, w klasie dr Agaty Igras. Swoje umiejętności doskonalił pod okiem: Janosza Balinta (Węgry), Denisa Bouriakova (USA), Patrica Galloisa (Francja), Jean Pierre Menuge (Francja) i Barbary Świątek-Żelaznej (Polska).
Poprosiłam więc flecistę, który już niejednokrotnie koncertował w Starym Sączu i zachwycał swym talentem, i występami widzów, o odpowiedź na kilka zadanych przeze mnie pytań.
Czy kolejny etap studiowania pochłonął Cię bez reszty?
- Znajduję jeszcze czas na koncerty. Jako muzyk orkiestrowy współpracuję z takimi orkiestrami jak: Sinfonietta Cracovia, Polska Filharmonia Kameralna, Camerata di Cracovia, Fresco Sonare, Santander Orchestra, Opera Szczecińska, Polska Orkiestra Muzyki Filmowej.
Byłem solistą Akademickiej Orkiestry Barokowej pod dyrekcją Martyny Pastuszki.
Jestem obecnie flecistą solistą Krakowskiej Orkiestry Kameralnej „Ardente”, z którą regularnie koncertuję w kraju, m.in. mieliśmy okazję występować z programem klasycznym w Starym Sączu. Wtedy to wykonałem Koncert fletowy Wolfganga Amadeusza Mozarta. Częsta praca w orkiestrze pozwoliła mi grać pod batutą takich dyrygentów jak: Lawrence Foster, Krzysztof Penderecki, Jerzy Maksymiuk, Agnieszka Duczmal, Massimiliano Caldi, John Axelrod, Jose Maria Florencio, Wojciech Rajski, Jan Wincenty Hawel, Michał Klauza, Grzegorz Mielimąka i Krzesimir Dębski, z udziałem znakomitych solistów takich jak Julian Rachlin, Szymon Nehring, Gabor Boldoczki, Krzysztof Książek, Aleksandra Świgut.
Koncertuję w kraju i za granicą m.in. grałem w: Szwecji, Francji, Niemczech, Słowenii, we Włoszech, na Węgrzech, Ukrainie i Słowacji.
Czy można posłuchać muzyki wykonywanej z Twoim udziałem poza estradami i salami koncertowymi?
- Mam na swoim koncie kilka nagrań płytowych w roli solisty jak i muzyka orkiestrowego, m. in: „Fresco Sonare - Młodzi soliści - debiuty” oraz „Santander Orchestra, Krzysztof Książek i Jose Maria Florencio - Chopin i Dvorak”.
Dla Teatru Polskiego Radia dokonałem nagrania muzyki Kacpra Kuszewskiego do spektaklu Sofoklesa pt: „Filoktet”
Opowiedz proszę o swych osiągnięciach w konkursach.
- Jestem laureatem i finalistą kilku konkursów muzycznych, m.in.: laureatem pierwszego miejsca i zdobywcą tytułu „Ten of the Best” na międzynarodowym konkursie „SVIREL 2018” w Słowenii, zdobywcą II nagrody na Międzynarodowym Konkursie instrumentów dętych w Białymstoku „FINALIS”, otrzymałem I nagrodę na Międzynarodowym Konkursie im.Wandy Landowskiej we Włoszech wraz z zespołem Crocifisso i finalistą Ogólnopolskich Przesłuchań CEA.
Uczestniczyłem w Letniej Akademii Muzyki prowadzonej przez Filharmoników Berlińskich. Brałem też udział w dwóch odsłonach Festiwalu Muzycznego Krzysztofa Pendereckiego „Emanacje”.
Wróćmy do Twoich korzeni. Skąd się wzięła, jak narodziła się Twoja muzyczna pasja?
- Swoją młodość spędzałem w otoczeniu sztuki, z czym wiąże się praca mojego ojca Stanisława Dąbrowskiego, który jest dla mnie nieocenionym autorytetem na polu edukacji muzycznej i popularyzowania twórczości artystycznej. W domu nieustannie mieszała się spora ilość muzyki każdego gatunku; z przewagą klasyki, z wybornymi zapachami kuchennych dokonań mamy, co tworzyło idealne połączenie owocujące moimi zamiłowaniami do muzyki, na polu której spełniam się zawodowo, jak i gastronomii... ale o tym później.
Jak sobie radzisz z wieloma obowiązkami i jak wygląda Twój dzień?
- Staram się by moje życie, jako muzyka charakteryzowało się równowagą. Zarówno rodzina jak i znajomi potwierdzić mogą, że moje zainteresowanie wiąże się z koniecznością odbywania wielu podróży, poznawania ludzi i doskonalenia swoich umiejętności poprzez stawianie czoła odpowiedzialnościom, jakie zostają na mnie nałożone, zarówno przez siebie samego, jak i instytucji, z którymi mam przyjemność pracować. Mając przestój koncertowy nie do końca można zrezygnować z ćwiczeń, z powodu ewentualności „wyjścia z formy”. Jest to dla mnie doskonały czas na spokojną indywidualną pracę nad swoją osobowością artystyczną i rozwojem warsztatu. Żeby każdy mógł zrozumieć, pozwolę sobie wyjaśnić: na przeciętny dzień z życia muzyka składa się poranna rozgrzewka, podczas której wykonujemy serię ćwiczeń, które mają ustawić aparat gry na cały dzień, to trochę jak kalibrowanie maszyn przed pracą, następnie praca nad repertuarem solowym, potem nad partiami orkiestrowymi. Do tego sporo czasu poświęca się na zgłębianie literatury poprzez słuchanie i studiowanie partytur.
A jak praca z orkiestrą?
- Pracując w orkiestrze mamy system pojedynczych i podwójnych sesji, zależne jest to od ilości i skomplikowania programu koncertowego. Pojedyncza sesja zaczyna się zwyczajowo o godzinie 10.00 i trwa do godziny 13.00, lecz nie jest to regułą. Można pomyśleć, że praca ta należy do lekkich, trzy godziny i po robocie? Tak, tak... brzmi przyjemnie, jednak to nie wszystko. W trzy godziny, jedna osoba w postaci dyrygenta musi poradzić sobie ze zlepieniem około kilkunastu linii melodycznych (każdy gra swoją partię, jednak instrumenty smyczkowe swoją partię zwielokrotniają; partię pierwszych skrzypiec gra kilka osób). Trudno w tym momencie, żeby ktoś dopiero uczył się swojej partii, dlatego materiały nutowe dostajemy odpowiednio wcześniej i musimy poświęcić im czas w ramach indywidualnego ćwiczenia. To pochłania znacznie więcej czasu. Do tego typu pracy przygotowują odpowiednie przedmioty, które odbywamy na studiach. Z racji tego, iż mój instrument, flet, należy do instrumentów solowych (zarówno koncertujących solo, jak i będących w grupie instrumentów prowadzących w orkiestrze) jednym z przedmiotów są studia orkiestrowe. Na tym przedmiocie uczymy się jak wykonywać określone wycinki z wielkich dzieł symfonicznych, uczymy się praktyki i zwyczajów wykonawczych. Innym przedmiotem przygotowującym nas do pracy w orkiestrze są sekcyjne studia orkiestrowe, wtedy to gramy sekcjami instrumentów całe utwory, by wiedzieć, w jakim momencie i jak grają koledzy z grupy.
Inną charakterystyką jest granie kameralne i solowe. W przypadku kameralistyki ciężko pracować jedynie indywidualnie, w tym przypadku wspólne granie wymaga znacznie dłuższej i mozolniejszej pracy. Wynika to ze specyfiki kompozycji kameralnych. Mają one w sobie znacznie mniejszy margines błędu niż muzyka symfoniczna i są bardziej narażone na błędy wynikające z braku wspólnego rodzaju wyczucia czasu, dynamiki i sposobu wypowiedzi, na które to właśnie trzeba poświęcić wiele czasu. Granie solowe, które od zawsze było mi bliskie, cechuje się silnym skupieniem nad spójnością wypowiedzi. Podczas prób z orkiestrą trzeba być bardzo przekonywującym, umieć swoją melodią pociągnąć całą orkiestrę, którą ma się za plecami. Zanim przystąpi się do pracy z orkiestrą trzeba odbyć rozmowę z dyrygentem na temat koncepcji dzieła, jego rysu historycznego, inspiracji. To pomaga nam zbliżyć pomysł solisty do odpowiedzi znajdującej się w akompaniamencie orkiestry.
Zaintrygowało mnie poważne stwierdzenie młodego człowieka, o zachowywaniu równowagi.
- Wracając do wspomnianej równowagi. Żeby zbliżyć się do jej osiągnięcia nieustannie próbuję trzymać się mojego planu pracy, oczywiście podlega on modyfikacjom, jednak wszystko ma swoje miejsce i czas, jak w muzyce. Staram się zawsze znaleźć moment na sport i rekreacje, dieta w aktywnym życiu jest równie ważna, więc staram się o nią dbać, zwłaszcza podczas przygotowań do konkursów czy ważnych koncertów, kiedy czas na jedzenie bywa ograniczony. Bardzo ważna jest dla mnie moja relacja z Bogiem. W moim życiu towarzyszy mi ruch Comunione e Liberazione, dzięki któremu uczę się odnajdywać mój charyzmat i pogłębiać relacje z Panem. Będąc przekonanym o nieomylności Pana Boga wiem, że dba on również o moje relacje z bliźnimi. Najlepszym dowodem na to jest moja wspaniała rodzina i przyjaciele, którzy mnie wspierają. Ponadto, na mojej drodze postawieni zostali wspaniali pedagodzy, którzy pomogli mi w kształtowaniu mojej osobowości. Życie niejednokrotnie weryfikuje moje plany i postanowienia i nie zawsze wszystko wychodzi tak jak by się chciało, dlatego ważna jest dla mnie nauka pokory. W tak konkurencyjnym środowisku jak muzyczne - często możemy spotkać się z rozczarowaniem wynikającym z niepowodzeń.
Długo zajęło mi zrozumienie, że niepowodzenia te wynikają często z innych preferencji słuchaczy. To tak jakby zastanawiać się: jaki kolor bardziej nam się podoba? Oczywiście istnieją pewne zasady i paradygmaty muzyczne, których nie należy łamać, jednak w dobie współczesności doszliśmy do momentu, w którym jest coraz trudniej określić, co jest dobre a co nie? Liczy się indywidualność, pod płaszczem której wielu oszustów próbuje nazywać się artystami. To jednak temat na inną rozmowę, nie chciałbym Państwa zanudzać.
Opowiedz o ciekawostkach z „muzycznego życia”.
- W życiu muzyka, prócz momentów stresujących, czy najzwyczajniej w świecie trudnych, są również te zabawne. Choć nie zawsze w tych momentach, w których się pojawiają, to zwyczajowo jednak nabieram do nich dystansu. Pamiętam jak pewnego razu spóźniłem się na koncert orkiestry, biegnąc korytarzem słyszałem pierwsze akordy koncertu skrzypcowego Nicolo Paganiniego, pewnie zastanawiają się Państwo, co w tym śmiesznego? Już wyjaśniam... Mianowicie ja miałem w tej orkiestrze grać. Był to koncert orkiestry szkolnej, w której o zagranie poprosiła mnie solistka skrzypaczka. W stresowej sytuacji postanowiłem wraz z obsługą koncertu otworzyć drzwi na scenę i zagrać swoją partię poza nią. Pragnę się usprawiedliwić, spóźnienie było wynikiem próby naprawy oboju pierwszej oboistki, który upadł w przerwie koncertu. No cóż oboju nie naprawiono, a ja zagrałem swoją pierwszą bandę w życiu (banda - potoczne określenie grupy muzyków grających poza sceną, w oddali, w utworze, np. Gustava Mahlera - Symfonia nr 2 „Zmartwychwstanie”) (Śmiech!) Istnieje również wiele anegdot i żartów branżowych, które czynią moją pracę bardzo barwną.
Co stanowi dla Ciebie inspiracje?
- Rzeczy, które mnie inspirują, to między innymi malarstwo. Regularne wizyty w Muzeum Narodowym dostarczają mi asumptów do działania. Obecnie muszę przyznać, że moje upodobania kierują się w stronę Gierymskiego, którego twórczość jest mi bliska. Inną inspiracją są oczywiście nieodłączne w tym zawodzie podróże i poznawanie nowych kultur. Jeden z moich niezapomnianych wyjazdów to pobyt w Szwecji, gdzie w stolicy tego kraju miałem okazję wraz z moim przyjacielem Tytusem Oxenstierną prawykonać Toccatę na flet i gitarę dedykowaną nam przez Adriannę Kubicę-Cypek. Moja chęć do odkrywania wiąże się również z odkryciami muzycznymi, stąd zainteresowanie muzyką współczesną i praca z kompozytorami, którzy stworzyli już kilka dzieł dla mnie. Gdy tylko mam możliwość to staram się przecierać górskie szlaki, jednymi z najpiękniejszych jest oczywiści Beskid Sądecki, jednak moje wycieczki to również Beskid Śląski, czy Kotlina Kłodzka. Lubię miejsca jeszcze nie do końca odkryte i znane. Tak jak wspomniałem na początku, kuchnia to coś, w czym czuje się równie dobrze jak w muzyce. Często zapraszam znajomych na wspólne kolacje, czy razem umawiamy się na gotowanie. Wśród nich krążą moje przepisy na popisowe dania. W wolnych chwilach zajmuje się wypiekiem chleba, zazwyczaj chwile te spędzam z przyjaciółmi, w domku w górach. Używalność telefonu w tych dniach spada do minimum, a my ciesząc się sobą, podejmujemy refleksję nad wybranymi przed spotkaniem tekstami.
Co porabiasz poza koncertami?
- Staram się nie zapominać, że zgromadzona wiedza, którą otrzymałem i do której doszedłem sam, nie powinna pozostać tylko do mojego użytku. Dzielę się swoją wiedzą na kursach muzycznych, poznając pragnienia wykonawcze młodych adeptów sztuki, pracując z nimi nad rzetelnością pracy, organizacją czasu, rozwojem pomysłów twórczych. Dwa lata temu część tej pracy została zaprezentowana w Starym Sączu podczas koncertu, na którym wykonane zostały partytury graficzne moich wychowanków. Zaliczam ten koncert do jednego z moich sukcesów pedagogicznych.
Swoją działalność pedagogiczną prowadzę poprzez kursy muzyczne organizowane przez firmę „BEMOL music&travel”.
Jakie masz marzenia?
- Wierzę mocno, że marzenia są potrzebne każdemu z nas, często o nich zapominamy, zupełnie niepotrzebnie. Staram się umieć pogodzić z częstym brakiem możliwości ich realizacji, nie mniej jednak wiem, że nic nie kosztują, a otwierają drogę na nowe perspektywy i spostrzeżenia dotyczące życiowych planów. Jednym z takich większych marzeń jest stworzenie interdyscyplinarnego ośrodka sztuki, miejsca organizacji koncertów, festiwali, wernisaży. Marzeniu temu kibicuje szczególnie mama, która poznając moich przyjaciół zarówno osobiście jak i z opowieści sugeruje, że te kontakty na pewno miałyby niemały wpływ na pracę tego miejsca. Chciałbym by było to miejsce odpoczynku zarówno dla artystów jak i dla ludzi, którzy chcą tę sztukę poznać, miejsce, w którym nie ma stworzonego dystansu między twórcą a odbiorcą, i w którym zapach świeżo mielonej kawy idealnie komponuje się z grą świateł, dzieł sztuki i muzyki artystów zaproszonych do tego miejsca.
Wprowadziłeś nas, zwykłych zjadaczy chleba w inny świat, za co serdecznie Ci dziękuję i życzę spełniania najskrytszych marzeń, osiągnieć w muzycznym świecie - aby radość i pogoda ducha, którą posiadasz, towarzyszyła Ci w realizacji obranych celów. I proszę powiadom nas, kiedy można Cię będzie usłyszeć koncertującego w Starym Sączu lub w okolicy.
Jolanta Czech