SPOTKANIE PO DWUDZIESTU LATACH
Treść
.
Jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami, którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie.
Antoine de Saint-Exupéry
SPOTKANIE PO DWUDZIESTU LATACH
„Człowiek jest istotą pielgrzymującą. Znaczy to, że człowiek wędruje - a wędruje dzięki jakiejś nadziei, która nie tylko podtrzymuje go w wędrówce, ale również umożliwia mu życie. Żyć dzięki nadziei, znaczy: być sercem w przyszłości” - może dziwnie dla niektórych zabrzmią przytoczone tutaj słowa ks.Józefa Tischnera. Przecież nastał czas wspomnień. Czy aby na pewno jesteśmy sercem w przyszłości?
Przeszłość - Przyszłości to dewiza widniejąca do dzisiaj nad wejściem do puławskiej Świątyni Sybilli. Było to pierwsze polskie muzeum, otwarte przez Izabelę z Flemmingów Czartoryską w 1801 roku. W budynku projektu Piotra Aignera, wzorowanym na starożytnej świątyni Westy w Tiwoli pod Rzymem, zebrano liczne narodowe pamiątki, ponieważ intencją księżnej było utworzenie w Puławach narodowego mauzoleum, gromadzącego dowody, stanowiące o dawnej chwale Rzeczpospolitej. Od dziecka przechodziłam koło tej budowli, o intrygującej architekturze i od niepamiętnych czasów, napis ten mnie zastanawiał.
I oczywiście dzisiaj już od dawna wiem, jak ważne jest to, co przeżyliśmy, czego dokonaliśmy i do czego zmierzamy. Przeszłość-przyszłości.
Bardzo się ucieszyłam, gdy koleżanka - pielgrzymkowa siostra Maria Stawiarska - zauważywszy drogowskaz minionego czasu, owe symboliczne dwadzieścia lat, które minęły od naszej niezapomnianej wyprawy, zaproponowała zorganizowanie spotkania osób, które przed laty podjęły trud wspólnej peregrynacji. Oczywiście nie doszłoby wówczas do niej, gdyby nie ksiądz Emil Matysik, wcześniej wikary, katecheta w Starym Sączu, który w lipcu pamiętnego 1992 roku był już proboszczem w Zdrochcu, którego sąsiednią parafią była Zabawa - rodzinna miejscowość bł.Karoliny Kózkówny.
Z ks.Emilem pielgrzymowaliśmy najpierw, przez 18 dni na przełomie czerwca i lipca 1989 roku, do Grobów Apostolskich w Watykanie i do Ojca Świętego Jana Pawła II z prośbą o kanonizację błogosławionej wówczas Kingi.
„Prawdziwym skarbem pielgrzyma jest spotkany na drodze człowiek, który mu wskaże drogę i poda pomocne ramię, choćby na chwilę. Człowiek ten będzie jak Anioł Zwiastowania - będzie łaską, szczęściem, drogowskazem, zachwytem, ciszą i wiarą, że nikt nie jest samotną wyspą. Człowiek Zwiastowania jest zapowiedzią prawdziwego bogactwa. Jest artystą, który tylko pozornie maluje to, co jest i mówi to, co jest, naprawdę zaś maluje drogę i mówi o ziemi obiecanej. Zwiastowanie jest jednak zawsze w jakimś stopniu wzajemne.” - to znowu słowa Księdza Profesora, najpiękniejsze z pięknych, wyrażające to, co wdzięcznym sercem czujemy do naszego księdza Przewodnika i do każdego z uczestników naszej pielgrzymki, którą tak przeżyliśmy, że wszystkim razem i każdemu z osobna możemy po dwudziestu latach powiedzieć: siostro, bracie - dobrze, żeś był i jest. I dlatego w tym miejscu Marysi za pomysł, inicjatywę i nieocenione działanie przy zorganizowaniu tego spotkania serdeczne dzięki od nas wszystkich.
Maria zarządziła: kogo zobaczycie - mówcie, że każdy jest serdecznie oczekiwany. W zawiadamianie niegdysiejszych uczestników, zaangażowała się Marysia Skrzywanek wraz z siostrą Janulą. No i oczywiście zawiadomiły o planowanym spotkaniu księdza Emila, prosząc Go o przybycie i zaproszenie do nas swych dawnych parafian ze Zdrochca, gdyż obecnie Ksiądz jest proboszczem w Olszynach koło Wojnicza.
Mając pewność, że spotkanie w Przysietnicy dojdzie do skutku, zaprosiliśmy na nie ks.prałata Alfreda Kurka -.ówczesnego proboszcza, który błogosławił nam na tamtą trudną drogę i obecnego gospodarza parafii św.Elżbiety, ks. prałata Marka Tabora, który jest kolegą ks.Emila z roku studiów w tarnowskim seminarium. Obydwaj kapłani serdecznie przyjęli zaproszenie, jednak obowiązki i wcześniejsze plany nie pozwoliły Im wziąć w nim udziału, czego żałowali i pozdrawiali „jubileuszowych pątników”. My również żałowaliśmy, że nie mogli być z nami.
„Są dwa punkty otwarcia się na Boga: jedni potrzebują do tego nieszczęścia, inni - przeciwnie - smaku szczęścia. Pierwsi szukają Pana Boga, aby wyratował ich z opresji, drudzy - aby Go sławić, wyrazić Mu wdzięczność za wspaniałość istnienia. Wielka teologia wyrasta z tego drugiego motywu - jest teologią wdzięczności” - przytoczę znowu ks.Tischnera
Właśnie z tej wdzięczności, do Boga i ludzi postanowiliśmy powspominać czas pamiętnej pielgrzymki.
PIELGRZYMKA STARY SĄCZ - LOURDES - FATIMA
6 lipca 1992 - 3 sierpnia 1992
Przy wspominaniu dat i faktów przydatny okazał się przewodnik - kalendarium, który opracowałam niedługo po powrocie z tej niezwykłej, liczące ponad 8 tys. km trasy.
Opisałam tam najważniejsze wiadomości o miejscach, które zwiedzaliśmy, korzystając oczywiście z literatury, której w owych czasach nie było wiele, a o szukaniu w Internecie, nikt pewnie jeszcze wówczas w Starym Sączu nie słyszał. Jest tam co nieco o historii i zabytkach Paryża, który wtedy nas urzekł; o Lourdes; o historii Hiszpanii; o stolicy dawnej Kastylii - Avilla, miejscu związanym ze św.Teresą doktorem Kościoła, która powiedziała znane, bliskie mi słowa, że: „Modlitwa jest przyjacielskim spotkaniem z Bogiem, o którym wiem, że mnie kocha. Nie polega ona na wielkim myśleniu, lecz na wielkiej miłości”.
Madryt, Toledo, Sewilla, Barcelona, cudowna Sintra z zamkami z czasów Maurów, gdzie tworzył Byron, potem kropla historii Portugalii, Lizbony i wreszcie Fatimy, celu naszej pielgrzymki. To były główne punkty na naszej trasie. Ale jak tu nie wspomnieć o Segovii z kościołem karmelitów, gdzie przechowywane są relikwie św.Jana od Krzyża; Algeciras na Gibraltarze; podróży promem do Ceuty, pięknego miasta w Afryce, leżącego na granicy z Marokiem. Wspomnienie wschodu słońca nad Gibraltarem, Malagi i cudownej Granady, Cannes i Monte Carlo.
.
.
Przed bazyliką w Lourdes
.Modliliśmy się i podziwialiśmy wspaniałe kościoły, katedry i bazyliki w wymienionych miastach.
W drodze do Lourdes zwiedzaliśmy zamek Chambord nad Loarą. W Lourdes uczestniczyliśmy w procesji z lampionami, które niektórzy z pielgrzymów mają do dziś, we Mszy św. i w Drodze krzyżowej.
Ale szczególnym przeżyciem była dla mnie Msza św. w Burgos - pięknym mieście z gotycką katedrą Najświętszej Marii Panny. Mszę tę w kościele zespołu klasztornego zakonu kartuzów Cartuja de Miraflores, oddalonym od centrum miasta, odprawiał - w całkowitym milczeniu - młody zakonnik. W tym zakonie, bowiem obowiązują zasady: zachowywania milczenia (z małymi wyjątkami), postu, pracy oraz przebywania w samotności. Zakonnicy mieszkają w eremach. Uczestniczyliśmy w eucharystycznym misterium, o niezwykłej sile i „wymowie ciszy”.
FATIMA. To tutaj 13 maja 1817 roku dzieciom, pastuszkom objawiła się Boża Matka. Słyszeliśmy o Jej orędziu od naszych mam. Dzisiaj historia tych wydarzeń jest znana. W czasach naszego dzieciństwa i młodości tajemnice fatimskie były owiane nimbem tajemnicy. Jadąc do tego niezwykłego miejsca mieliśmy poczucie dostąpienia zaszczytu; wówczas pielgrzymowanie do odległych sanktuariów nie było jeszcze tak powszechne. Wielkim przeżyciem było dla nas uczestnictwo we Mszy św. w Kaplicy Objawień, której głównym celebransem był ks.Emil. W Fatimie byliśmy dwa dni, modląc się żarliwie w wielu intencjach, podczas nabożeństwa Drogi krzyżowej w gaju oliwnym, sobotniej Mszy św. i procesji różańcowej z lampionami, jako nieliczni Polacy wśród Hiszpanów, Włochów, Portugalczyków i Filipińczyków.
Przeżyliśmy wiele doznań duchowych i zachwytów nad pięknem otaczającego nas świata, związanych z architekturą i sztuką, gdyż zwiedziliśmy wspaniałe kościoły i muzea pełne najznamienitszych dzieł, najwspanialszych twórców. Wśród nich były: Luwr i Wersal; przepiękne miasto Segovia z ostatnią hiszpańską budowlą gotycką, jaką jest katedra Matki Bożej Pokoju, z rzymskim akweduktem z 100 roku naszej ery, którym dostarczano wodę do miasta z odległości 15 km, wybudowanym z granitowych bloków bez użycia zaprawy, którego do naszych czasów pozostało ok. 800 m - 129 przęseł i Alkazarem, zamkiem - fortecą; Muzeum Prado w Madrycie z dziełami El Greco, Goi, Tycjana, Van Dycka, Rubensa, tutaj też zobaczyliśmy Guernicę - Picassa; Toledo, z niesamowicie wąskimi uliczkami, ze wspaniałą katedrą i kościołem św.Tomasza z obrazem El Greco „Obnażenie Chrystusa” w ołtarzu głównym; Lizbonę z zamkiem św.Jerzego, najdłuższym wówczas wiszącym mostem (2278 m) w Europie i figurą Chrystusa, mierzącą wraz z cokołem 140 m. Podziwialiśmy nowinki techniczne, które nas otaczały, które chłonęliśmy, bo byliśmy nie z tego świata. Bankomaty, których u nas wtedy jeszcze nie było, oszklone ciemnymi szybami banki, gdy do któregoś z nich jeden z naszych pielgrzymów wszedł z podręcznym scyzorykiem w kieszeni - działo się! Barcelona z jej zabytkami i obiektami olimpijskimi i Sevilla ze szkołami flamenco i terenami EXPO 92, nad którymi jeździliśmy wagonikami kolejki, takimi, jakie dzisiaj kursują na Jaworzynę. Niezwykły był trójwymiarowy film dzisiaj zwany 3D, o czym wtedy nie wiedzieliśmy: „Koncert Ziemi”, który oglądaliśmy w, jak go nazywano pawilonie XXI wieku. Trudno tu wymienić wszystko, co nas zachwycało.
Do powrotu do naszej siermiężnej rzeczywistości zmuszały nas przygody związane z „klasą” autokaru Jelcz, którym przemierzaliśmy europejskie drogi. Nikt nawet nie myślał o klimatyzacji w tym upale, ale nie wszystkie okna dały się otworzyć!
W pierwszym dniu, gdy ze starego Sącza wyruszyliśmy o 5 rano, po awarii wentyla w tylnym kole i wulkanizacji dętki, do granicy w Cieszynie dotarliśmy o godz.13.50! Następnego dnia o 14.30 huk w autokarze. Na autostradzie (20 km od Paryża) na strzępy pękła opona w naprawianym wczoraj kole. Jedziemy bez rezerwowego!
W drodze powrotnej w piątek 31 lipca, 43 km przed Mediolanem potężna ciężarówka VOLVO uderzyła w tył naszego autokaru. Na szczęście nikomu nic poważnego się nie stało, chociaż nas pojazd nie nadawał się do dalszej drogi i prawie trzy dni czekaliśmy na przyjazd kolejnego z Polski.
Była z nami Matka Boska, także w fatimskiej figurze, która w wypadku doznała lekkiego uszkodzenia małego palca prawej dłoni.
Czując cudowną opiekę Fatimskiej Pani, goszczeni w Oratorio Feriale przez gościnnych Włochów i Księdza Proboszcza, gospodarza kościoła pw.św.Ignacego Loyoli - niestety jego nazwiska nie zapisałam i nie pamiętam, wieczorem uczestniczyliśmy we Mszy św. dziękczynnej za ocalenie życia. Wszyscy ze łzami w oczach przyjmowaliśmy Komunię Świętą. Po Mszy św. ks.Emil pocieszał nas i podnosił na duchu. Pełni wrażeń, ale również pod wrażeniem ostatnich przeżyć, staraliśmy się odzyskać poczucie bezpieczeństwa i chęć do działania. Następnego dnia zmobilizowaliśmy się i włoskim autokarem, już z klimatyzacją, o której wcześniej nawet nam się nie śniło, udaliśmy się do centrum Mediolanu. Byliśmy w katedrze pw.Narodzin Matki Bożej, na Placu Duomi, w Pasażu Victora Emanuela, poszliśmy pod La Scalę, zwiedzaliśmy Zamek Sworzów z ekspozycją archeologiczno- malarską i niedokończoną Pietą Michała Anioła, którą tworzył jeszcze 40 dni przed śmiercią.
W niedzielę około godz.8.00 dotarła do nas wiadomość, że autokar zastępczy jest już w Mediolanie. Spakowaliśmy się i zaraz po jego przyjeździe wyruszyliśmy. Pragnęliśmy być już jak najszybciej w domu, z tymi, którzy na nas czekali i martwili się o nasz szczęśliwy powrót. Wieczorem na parkingu Sternberg Sud-Rastplatz przy autostradzie uczestniczyliśmy we Mszy Świętej, by po posiłku wyruszyć w dalszą drogę. W poniedziałek około południa byliśmy w Starym Sączu.
SPOTKANIE 15 WRZEŚNIA 2012 r.
Stawiło się na nie wraz z ks.Emilem Matysikiem dwadzieścia trzy osoby, a wśród nich był niewędrujący wówczas razem z nami, ale zawsze chętnie akompaniujący i śpiewający Tadeusz Dyrda, któremu wszyscy uczestnicy również tą drogą, serdecznie dziękują. Dzięki Tadziowi Msza św. i spotkanie miały szczególną oprawe!
Polową, pielgrzymkową Mszę św. celebrował nasz duchowy przewodnik pielgrzymkowy ks.Emil Matysik, który we wstępie do Eucharystii powiedział:
„Opatrzność Boża sprawiła, że dziś po 20 latach, które minęły od pielgrzymki do sanktuariów maryjnych - do Lourdes do Fatimy, spotykamy się, aby podziękować Bogu za te piękne chwile, które dane nam było wspólnie spędzić, wspólnie przeżyć. Pragniemy podziękować Panu Bogu, że mogliśmy odnajdywać Go w pięknie tego świata, że mogliśmy go poznawać w twarzach spotkanych ludzi, że mogliśmy odkrywać wielkość i piękno Maryi w różnych miejscach, gdzie gromadzą się ludzie, aby tam się modlić. Dziękujemy Bogu za nas, że możemy tu dzisiaj być, wspólnie razem, ale także za tamten wspólnie spędzony czas. Naszą modlitwą w czasie tej Mszy Świętej pragnę objąć tych, którzy nie mogli tu być razem z nami, do których nie można dotrzeć, bo rozeszli się po świecie, a jakaś grupa z tych osób dzisiaj już jest u Pana. Tych, o których wiem, mam teraz głęboko w sercu i pragnę Panu Bogu ich wszystkich oddać Jego miłosierdziu.
.
.
.
Wspominamy dzisiaj Matkę Boską Bolesną, która czczona jest w różnych miejscach naszej diecezji, ale przecież czczona jest w sercu każdego z nas. Przecież serce każdego z nas jest sanktuarium Matki Bożej i dlatego jest to dzisiaj nasze wspólne święto, bo w życiu codziennym mamy przecież nie tylko chwile radosne, ale także i bolesne, więc wszystkie te nasze nadzieje, które dotyczą przyszłości, także zawierzmy Panu Bogu.
Kiedy parę dni temu rozmawiałem z p.Marią powiedziałem: nie wiem, co mam powiedzieć w homilii. Ona odpowiedziała: „Nic Ksiądz nie musi mówić, byle tylko był Ksiądz z nami”. Ale tak jak było na tej pamiętnej pielgrzymce, wszystko działo się spontanicznie, tak samo jest i dzisiaj. Pragnę powiedzieć do was te słowa, które dzięki Duchowi Świętemu przyjdą mi - mam nadzieję do głowy.
Najpierw chciałem gorąco podziękować, że wpadliście na ten cudowny, wspaniały pomysł. Nie myślałem, że będzie ciąg dalszy tego, co się dokonało dwadzieścia lat temu. Czasami tylko patrzyłem na zdjęcia, otwierałem jeden, czy drugi album i przeglądałem poszczególne pielgrzymki: kogo pamiętam? - kogo już mniej pamiętam? - myślałem, jak dziś wyglądają ludzie, których wówczas spotkałem? Wydawało mi się, że już na tych zdjęciach, albumach się skończy.
Okazało się, ze dzisiaj jest ciąg dalszy naszej pielgrzymki do Fatimy, a nawet jeszcze dalej.
Dlaczego wspominamy tamte chwile? Dlaczego one są dla nas inne niż te pielgrzymki, na których być może byliśmy później? To, co powiem, nie jest żadną tajemnicą. To były zupełnie inne czasy. Dzisiaj, myślę, że wielu z was było na kolejnych pielgrzymkach, które zupełnie inaczej wyglądają. Dzisiaj już nie trzeba stać całymi nocami pod ambasadami, aby dostać wizy, siada się w samolot, żeby się człowiek nie zmęczył, potem idzie się do hotelu, do swojego pokoju i właściwie z ludźmi, z którymi się jest w grupie, nie ma wspólnoty. Ta wspólnota jest ogromnie ograniczona. Oprócz tego, że się widzi, to się ze sobą mało rozmawia. Nawet przy posiłkach, to tylko z tymi, co są przy stole, na ogół z tymi samymi. Nie ma czasu pośpiewać, pośmiać, czy pozłościć się. I brakuje tej wspólnoty. Ludzie się później nie spotykają, ponieważ brakuje tej więzi, która zadzierzgnęła się w tej naszej pielgrzymce. Myśmy potrafili stworzyć wspólnotę. Potrafiliśmy stworzyć taką rodzinę, która po latach pragnie się zobaczyć i pragnie raz jeszcze to przeżyć, wracając do wspomnień.
To były czasy, kiedy trzeba było pakować chleb, konserwy, zupy w proszku i nie wiadomo, co jeszcze, namioty, no i jeszcze butle gazowe. To dzisiaj w ogóle jest nie do pomyślenia. Jak sobie pomyślę, że kiedyś z tymi butlami się jeździło, to wzdycham: „Boże - przecież my na bombie jeździliśmy!” Takie były czasy. I dlatego pomimo tej ostatniej „przygody”, którą mieliśmy pod Mediolanem, mamy za co Bogu dziękować, bo przeżyliśmy piękne chwile.
Dzisiaj wspominamy Matkę Boską Bolesną, a właśnie celem tej naszej wędrówki, naszego pielgrzymowania były sanktuaria maryjne. Ja ilekroć organizowałem takie wyjazdy, zawsze wychodziłem z założenia, że jeśli ludzie wydają pieniądze, nie można ich zapakować do samolotu i ograniczyć się do bycia tylko w kilku: dwóch, trzech miejscach. Albo jechać autokarem, ale autostradami i nie oglądać nic po drodze. Zawsze wiedziałem, że Boga spotykamy nie tylko w sanktuariach, ale w pięknie tego świata i dlatego im więcej pięknych miejsc zobaczyliśmy, tym więcej mogliśmy wiedzieć o Panu, Bogu, o Jego wielkości. Przecież Księga Mądrości mówi, że piękno naszego świata poznają ludzie, a głupi, którzy z piękna świata nie poznali jego Stwórcy.
Moim założeniem było to, aby jak najwięcej zobaczyć, jak najwięcej pokazać, jak najwięcej widzieć z tego wielkiego dzieła, które Bóg nam zostawił.
Właśnie dzisiaj wracamy do tych naszych wspomnień i do Paryża, i do Lourdes, i do Madrytu, i do Segovii, i do Avilla, i do Fatimy, i do Lizbony, i do Granady i do Ceuty, i do Barcelony, i do Monte Carlo, do Mediolanu. Wracamy do tych miejsc, które dla nas są takie piękne, cudowne, i jako takie zostały w naszej pamięci. Te dwadzieścia lat zrobiły swoje. Pomimo, że wspomnienia pozostały, to jednak każdy przeżył przez ten czas coś wielkiego, coś ważnego. Przede wszystkim można powiedzieć, że ubyło nam tych dwudziestu lat z naszego życia. Nie czarujmy się. Tego nie wrócimy. To, że chcemy się spotkać, myślę, że wynika także z takiej ludzkiej, psychologicznej potrzeby. Chociaż może dzisiaj stać nas na więcej, na lepszy wyjazd, bardziej komfortowy, to wracamy do tamtej pielgrzymki, bo wówczas mieliśmy dwadzieścia lat mniej! I myślę, że to nas też gromadzi.
Dziękujemy Panu Bogu za to, że jesteśmy, ale wspominamy także tych, którzy odeszli po nagrodę do Pana. Z grupy starosądeckiej zmarł Franciszek Stawiarski, słyszałem, że z Krakowa zmarł Zenon Masłoń. Chciałem zabrać tu do was p.Władysławę Lechowiczową ze Zdrochca, ale z przyczyn zdrowotnych nie mogła tu przyjechać.
Nie o wszystkich pielgrzymach, poza tymi ze Starego Sącza, wiemy. Ze Zdrochca poszedłem na kolejne parafie i kontakt się urwał. Ale cokolwiek się z nimi dzieje, obejmujemy te osoby, żyjące i zmarłe, serdeczną modlitwą i dziękujemy Bogu za dar wspólnoty, za dar bycia razem. Zawierzmy i dalsze życie Matce Najświętszej. Maryja uczy nas dzisiaj, że oprócz tych radosnych chwil, które mamy, wcześniej, czy później, też przyjdą takie chwile, że trzeba będzie stanąć pod krzyżem i kiedyś trzeba będzie samemu na tym krzyżu się znaleźć. Dziękując za to, co dobre i piękne, Bogu zawierzamy naszą przyszłość, przez wstawiennictwo Matki Najświętszej” - powiedział Kaznodzieja.
Wzruszająca to była liturgia, przypominały się nam pielgrzymkowe Eucharystie przy autostradach, nad brzegiem Morza Śródziemnego, modlitwa na najdalej na zachód wysuniętej części Europy Przylądku Roca - Cabo da Roca.
.
.
.
Po mszy ks.Emil opowiedział o sobie: „Nadal mieszkam z mamą, która ma 94 lata. Cieszę się, że mam parafię położoną w dobrym miejscu i że jest taka piękna. Należą do niej trzy wioski liczące około 1700 osób. Pierwszą miejscowością, jadąc od strony Nowego Sącza, jest Roztoka, z nowym szpitalem położniczo-operacyjnym im. św.Elżbiety, którego jestem kapelanem. Jeżdżę tam kilka razy w tygodniu. To szpital prywatny, ale mający umowę z NFZ. Kolejna wioska to Olszyny, gdzie jest kościół parafialny. Obok kościoła jest plebania, w której mieszkam. W tej chwili w starej plebanii rozpoczęło działalność niepubliczne przedszkole, a obok jest szkoła podstawowa i gimnazjum, w których to placówkach uczę religii. Do parafii należy wioska Sukmanie, bardzo prężna, mieszkają tam energiczni ludzie, bardzo zaangażowani. Parafia ma ogromne tereny: 40 hektarów pola, 20 hektarów lasu w dwóch kawałkach. Mam co robić. I to mnie cieszy. Do Tarnowa jest 15 minut drogi. W Wojniczu, obok cmentarza, budowana jest obwodnica, która przebiega przez teren wsi Sukmanie, więc w przyszłości będzie można ominąć Wojnicz, co jeszcze bardziej ułatwi podróżowanie. Ta obwodnica docelowo będzie się łączyć z autostradą. Teraz do Krakowa jadę godzinę.
Dlaczego tak szczegółowo opowiadam, gdzie obecnie jestem? Bo zawsze serdecznie zapraszam na kawę i grzyby. Są u mnie bardzo urozmaicone tereny. Parafia leży nad Dunajcem, ale część domostw rozrzuconych jest po górach, o czym się przekonałem, chodząc po kolędzie, czy odwiedzając chorych. Z jednej góry widzę krzyż na Miejskiej Górze w Limanowej. Gdy objąłem tę parafię, myślałem, że jest położona koło drogi.
Mam nadzieje, że to spotkanie nie będzie ostatnim za naszego żywota, i jak Pan Bóg da, spotkamy się w Olszynach w mojej parafii pw.Imienia Najświętszej Maryi Panny, to i pielgrzymi ze Zdrochca pewnie by dojechali. Pomyślimy o tym”.
Oby tak się stało, abyśmy się mogli spotkać razem - uczestnicy wszystkich starosądeckich pielgrzymek, które prowadził ks.Emil. Wszak za dwa lata, w 2014 roku przypadnie 25. rocznica pierwszej pielgrzymki, którą z ks.Emilem odbyliśmy do Watykanu, do naszego Ojca Świętego Jana Pawła II. Podczas prywatnej audiencji na Dziedzińcu Świętego Damazego, za Spiżową Bramą Papież podchodził do kolejnych grup, uśmiechał się i rozpoczynał rozmowę: Do nas powiedział: Stary Sącz, byłem, byłem… Ośmielona powiedziałam, że przyjechaliśmy modlić się i prosić o kanonizację bł.Kingi. Ojciec Święty odpowiedział: „Da Bóg, da Bóg”.
Oby Pan Bóg dał potrzebne łaski naszemu Księdzu Przewodnikowi, którego poświęcenie dla nas, na pielgrzymim szlaku znamy i doceniamy. Wspominaliśmy, jak to nasi Księża, (bo na tej pielgrzymce był również z nami ks.Mieczysław Jakóbczyk) nocą wędrowali przez Lizbonę, trasą linii autobusowej, by „przejść szlak”, jakim następnego dnia mieli nas, bez problemów, przeprowadzić po metropolii. I jeszcze się im chciało pokazać nam Lizbonę kolejny raz… nocą, bo oni widzieli ten cud i szkoda by było, gdybyśmy i my pozostali pielgrzymi, tego nie zobaczyli!
„Wdzięczność jest pamięcią serca” (przysłowie francuskie). Nasze serca są wdzięczne i pamiętają!
Jolanta Czech