Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

FACE TO FACE - wystawa malarstwa Mariusza Morsa Brodowskiego

Treść


.
„Świat bez sztuki naraża się na to, że będzie zamknięty na miłość”
Jan Paweł II
FACE TO FACE
Wystawa malarstwa Mariusza Morsa Brodowskiego
 
    Z Centrum Kultury i Sztuki im.Ady Sari w Starym Sączu otrzymałam zaproszenie na wernisaż wystawy do „Galerii Pod Piątką”, mieszczącej się w rynkowej kamienicy pod tym numerem. Niestety piątkowy wieczór miałam już zaplanowany. Oczekiwałam bardzo długo niewidzianych koleżanek z ławy szkolnej w Liceum Ogólnokształcącym im.Adama Jerzego Czartoryskiego w Puławach, naszej wychowawczyni z ogólniaka oraz ich mężów, a umówione dużo wcześniej nasze spotkanie w Grodzie Kingi było dla mnie, i mojego męża bardzo ważnym wydarzeniem. Jak tu pogodzić obydwie rzeczy?
    Od starosądeckich znajomych Mariusza, który przybrał artystyczny pseudonim mgr Mors, dowiedziałam się, że młody artysta, dzień przed otwarciem wystawy, będzie malował mur otaczający posesję p.Tomasza Barycza i jego siostry Marii Barycz, która wcześniej wyraziła na to zgodę.
W środę po południu, idąc ul.Podegrodzką - do której tuż za kaplicą Przemienienia Pańskiego, dochodzi ul.Ks.prof.Józefa Tischnera, na pomalowanym na biały kolor murze, z którego niestety farba już nieco odstawała, a i ślad głębszego „odbicia” zewnętrznej warstwy był widoczny - zauważyłam delikatny rysunek, szkic. To było zaledwie kilka kresek, które mnie zastanowiły. Czyżby to miała być czyjaś twarz? Jakież było moje zdziwienie, następnego dnia, gdy po specjalnym zagruntowaniu podłoża, stanowiącym rodzaj „werniksowania”, na murze zaczęła pojawiać się twarz Starosądeczanina. Przechodnie i przejeżdżające samochody zatrzymywali się i z podziwem mówili: „ksiądz Tischner jak żywy!”
I tak rozpoczęła się moja przygoda, którą była możliwość uczestnictwa w powstawaniu „sztuki ulicy”. To nowe doświadczenie w moim życiu.
Podziwiałam pasję i zaangażowanie w dzieło tworzenia, którego podstawę stanowi talent Artysty.
Przedstawiwszy się zapytałam, czy nie będę przeszkadzać w powstawaniu obrazu, pytając o to i owo, bo tak naprawdę o tego rodzaju sztuce i o samym Mariuszu Brodowskim nie wiedziałam wówczas nic.
Owszem niejednokrotnie spoglądałam na „malunek”, jak go wówczas nazywałam, na murze narożnej kamienicy u zbiegu Alei Batorego i ul.Grodzkiej, przy domu handlowym „Lach” w Nowym Sączu, przedstawiający charakterystyczne postaci Wojtusia z Rytra (Wojciech Tokarczyk) i Nikifora Krynickiego, czyli Epifana Dworniaka na tle Beskidu Sądeckiego.
Ów mural jest wspólnym dziełem dziewięciu artystów z całej Polski, powstałym w ramach II Międzynarodowego Multimedialnego Festiwalu Sztuki Małopolska -Karpaty Offer zorganizowanego przez Małopolskie Centrum Kultury „Sokół” w Nowym Sączu, wśród których był również mgr Mors.
Mariusz stwierdził, że mogę pytać.
 
Skąd taki pseudonim?
    - Każdy artysta wymyśla sobie pseudonim i właściwie nim się posługuje, i pod nim jest znany w środowisku. Czternaście lat temu, gdy zaczynałem przygodę z prawdziwym graffiti, ważne były litery, ich kształt, który się podoba. I tak wyszło.
Malowanie graffiti może być sztuką (przez niektórych nazywaną sztuką alternatywną), a nie tylko kojarzyć się z prymitywnym mazaniem po murach sprayem, o tym byłem przekonany od początku.
Między sztuką ulicy, a graffiti jest różnica. Street art to przekaz. Istnieje po coś. Maluję portret z cytatem. Twarzą w twarz. I tak nazwałem swoją starosądecką wystawę.
 
Jak powstaje pomysł na kolejny obraz?
    - Jak jest dobra postać. Postać musi zasługiwać na portret. Musi mieć ciekawą twarz.
 
Twój samochód z plakatem wystawy w szybie, sposób malowania „z widocznym przejęciem”, fascynacją chwilą tworzenia i postacią, którą portretujesz świadczą o wielkiej pasji.
    - Tak, lubię to, co robię. To nie jest łatwe. Właściwie, to graffiti jest trudne. To malowanie powietrzem. Ale sztuka polega na tym, aby robić to, co się najbardziej lubi.
 
A od czego zacząłeś?
    (Uśmiech)
    - Od hip-hopu, breakdance i zajęć warsztatowych.
 
Po latach nadszedł czas na studia. Jaki kierunek skończyłeś?
    - Instytut Sztuki na Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie, specjalizacja malarstwo.
 
Jak przebiegały artystyczne studia, gdy trzeba zaliczyć wiele klasycznych przedmiotów, przy tak skonkretyzowanym sposobie widzenia sztuki i formie jej uprawiania?
    - Przez pięć lat, to była walka. Jednak w końcu docenione zostało to, co robię. Podczas obrony pracy magisterskiej czułem się wyjątkowo. I potwierdziło się moje przekonanie, że warto być konsekwentnym.
 
Czym się aktualnie zajmujesz?
    - Zajmuję się głównie malarstwem w przestrzeni publicznej (graffiti, street art), malarstwem sztalugowym oraz fotografią. Specjalizuję się w portretach. Biorę czynny udział w festiwalach i imprezach artystycznych, na które jestem zapraszany. Jest ich teraz bardzo wiele. Wiele z miast chce przekształcić swą szarą, nieciekawą przestrzeń publiczną w barwne obrazy, które podobają się ludziom. Trudno już wymienić państwa i miasta, w których malowałem murale. Są wśród nich Austria, Włochy, Węgry, Rumunia, Słowacja. W przyszłym tygodniu jadę na Ukrainę. A w Polsce to między innymi: Kraków, Warszawa, Szczecin, Bielsko-Biała, Koszalin, Kołobrzeg.
 
Jak doszło do wystawy w Starym Sączu?
    - Zaproponowała mi ją Kasia Pałka.
 
A skąd wziął się pomysł, abyś na starosądeckim murze, opodal miejsca urodzenia Księdza Profesora, namalował jego portret?
    - Pomysł podsunęła mi Kinga, siostra mojej narzeczonej Karoliny, z którą też czasem wspólnie malujemy murale.
Oczywiście podchwyciłem go, bo zgodnie z moimi zasadami, postać była bardzo dobra, zasługująca na namalowanie, o bardzo wyrazistej, ciekawej twarzy. Dla mnie ważniejsze jest uchwycenie charakteru portretowanego, niż podobieństwo. Ważna jest świadomość, której trzeba się nauczyć. Nie można tego robić na pokaz, bo wówczas to nie jest prawdziwe. Każdy portret jest bardzo ważny i nie ma łatwych portretów. Tu był ciężki szkic, trudna ściana.
 
Ty malujesz, rozmawiamy, a tutaj ciągle zatrzymują się ludzie. Czasem patrzą z podziwem, oczywiście rozpoznają malowaną osobę, bo to ktoś stąd i w Starym Sączu znany.
Przejeżdżają samochody, zwalniają i ruszają. Nie rozprasza cię to, nie żałujesz, iż nie tworzysz w zaciszu pracowni?
    - Nie lubię ograniczać się w tym, co robię. Lubię malować wśród ludzi. Przechodzące osoby: dzieci, rodzice, dziadkowie, ksiądz - przeszło i przejdzie tędy wiele osób, które reagują na to, co widzą.
 
Bardzo wiele różnych farb zużywasz do swego dzieła.
    - To jest bardzo kosztowne malarstwo. Maluję nie po to, by zarobić, ale zarabiam po to, by malować. Portrety, to perełka. Lubię się zmierzać z twarzą, postacią, osobą publiczną, ale portrety maluję również znajomym.
 
To wymaga wielkiej wrażliwości.
    - Wrażliwość, to podstawa w sztuce. Namalować oczy matki…, twarz ojca, portret papieża Jana Pawła II w czasie Jego beatyfikacji (od soboty, w niedzielę 1 maja 2011, aż do poniedziałku - na ścianie garażu w Nowym Sączu - przy Alei Piłsudskiego).
Malując portret tej niezwykłej osoby pamiętałem to, co kiedyś powiedział Jan Paweł II: „Świat bez sztuki naraża się na to, że będzie zamknięty na miłość”.
 
A wracając od sfery ducha do techniki, co trzeba o niej wiedzieć?
    - Najważniejszy jest podkład. Niestety, na tym polega graffiti, że jest ulotne. Jest dziś, jutro, a później może zniknąć.
.

Mors, jego dzieło i p.Tomasz Barycz
.
No i wartość przesłania, które w przestrzeni publicznej zaczyna tętnić własnym życiem. Czy już dzisiaj zdradzisz, jakie będzie płynąć z tego obrazu?
    - Maluję portret z cytatem. Zapraszam na jutro, gdy dokończę - cytat zwieńczy pracę.
 
    Wstał piękny, słoneczny dzień - piątek 7 września 2012 r. Wieczorem zapowiedziany wernisaż, tuż po południu przyjazd moich oczekiwanych gości, których zamierzałam, również w imieniu Morsa, zaprosić do udziału w tym przedsięwzięciu. Około południa umówiony telefon od Artysty: „Maluję i za około godzinę będę kończył”.
Oczywiście poszłam, aby obejrzeć finał twórczej pracy.
„Ani katolik, ani Polak, ani nikt inny, nie mogą mieć w państwie większych praw, niż ma człowiek” - to przesłanie księdza Józefa Tischnera widnieje obok jego portretu.
Ilość gości oczekujących na otwarcie wystawy przed drzwiami galerii była imponująca. Bohater wieczoru skwapliwie rozdawał przychodzącym numerki. Zabiegał o to, by wszyscy je otrzymali. Podczas wernisażu, ktoś z jego uczestników miał wylosować obraz Morsa.
Tuż po godzinie dziewiętnastej, w wypełnionej „po brzegi” sali „Galerii Pod Piątką”, zobaczyliśmy zasłonięte pakunkowym papierem obrazy.
Zebranych przywitała dyrektor CKiS im.Ady Sari Monika Zagórowska.
.

.
Moi goście bardzo chętnie skorzystali z zaproszenia i również wzięli udział w wernisażu. Okazało się, że syn Grażynki i Tomka jest grafikiem i także, między innymi, tworzy tego rodzaju sztukę.
W tylnej salce trwała projekcja 10 minutowego filmu o Morsie i jego twórczości: „Mój Tata”. Można go obejrzeć na stronie: http://www.youtube.com/watch?v=1GoNTHWTIyc&feature=endscreen&NR=1
Są tam już również filmy z otwarcia wystawy: http://www.youtube.com/watch?v=6-_0f4Opyp4&feature=share
Zainteresowani mogą zajrzeć na stronę Morsa www.morsone.pl
    Poproszony o wypowiedź - bohater wieczoru… złożył życzenia swej kochanej babci, z okazji jej 85 rocznicy urodzin, wręczając równocześnie bukiet pięknych kwiatów. Zebrani odśpiewali „Sto lat”. Na twarzy dostojnej Seniorki dostrzec można było dumę z dokonań wnuka i wzruszenie.
Po obejrzeniu filmu goście odsłonili obrazy, które koniecznie należało zobaczyć na wystawie, trwającej do 30 września.
Jeden z nich - portret Macieja Orłosia na ekranie starego telewizora - został pokazany w „Teleexpressie”.
    Gdy publiczność obejrzała wystawione prace padło pytanie: „Kto nie ma numerka?” Ten wylosował obraz! Szczęśliwym właścicielem portretu koguta została Daria Kurowska.
Niespodzianką, atrakcją wieczoru (dla wielbicieli tego rodzaju głośnej muzyki) był występ, jednego ze znanych, młodemu pokoleniu, didżejów.
Księga pamiątkowa wystawy, przez cały czas jej trwania, zapełniała się wpisami zwiedzających.
Oto niektóre z nich: „Genialna wystawa. Oby takich więcej”.(Iwona, Karolina, Mariolcia); „Wystawa bardzo ciekawa. Nie przypuszczałam, że ze śmieci można stworzyć niepowtarzalne obrazy” (Irena Obrzud); „Wielki szacunek dla twojej twórczości” (Kamila - Stary Sącz); „Niespotykane, piękne portrety i pozostałe dzieła również wprawiają w zachwyt” (Gabriela Tekla); „Zachwycające, nowatorskie, inspirujące z nutą szaleństwa prace!”; „Fantastyczne pomysły na „twarze” i twarze” i znakomita ich realizacja pod względem warsztatowym i estetycznym. Gratuluję! (Marta Bielawska)
.

.

.
    Jest taki pomysł i nadzieja na jego realizację, że już niedługo obrazy Mariusza „Morsa” Brodowskiego, namalowane na murach Nowego Sącza, będzie można podziwiać, chodząc po mieście od jednego do następnego, z mapą i przewodnikiem, powstałym dzięki nowosądeckiemu Centrum Informacji Turystycznej. Może ich szlak będzie wiódł również do Starego Sącza, bo sztuka ulicy bywa ulotna i trzeba ją zapisać, a taki przewodnik świetnie się do tego nadaje.
    Życząc nowych, wspaniałych dokonań, za lekcję: „powstawanie portretu na murze” dziękuje
Jolanta Czech
 
349472