Historia szkoły w Skrudzinie 1911-2013
Treść
.
HISTORIA SZKOŁY W SKRUDZINIE
1911-2013
1911-2013
Dzieje naszej szkoły z jej najdramatyczniejszymi i najpiękniejszymi momentami są zapisane na kartach kronik szkolnych, jak również w pamięci ludzi z nią związanych.
Otóż historia szkoły jest nieodłączną częścią historii Sądecczyzny i jako taka ma szerszy wymiar i wartość ponadczasową.
Jesteśmy na ziemi św.Kingi, w małej miejscowości Skrudzina, która pojawia się w księgach klasztoru klarysek już pod datą 1293 i należy do najdawniejszych w tej ziemi. Osada powstała z karczunku lasów, a w XVI wieku nadana została szlachcicowi łąckiemu Wojciechowi Skrudzińskiemu: „Sołtystwo Skrudziny to zasiadłe na łanie sołtysim, na którym teraz siedzi Wojciech Skrudziński na zakupnym sposobem podług przydzielenia z 1556 roku”.
Wieś liczyła jeden łan ziemi tj. około 43,5 morgi. Sołtys dzielił ziemię na role i półrole i wydzierżawiał osadnikom, ci którzy ziemi nie mieli pracowali u kmieci.
Na przestrzeni historii Skrudzinę nękały liczne epidemie, powodzie, głód, nędza, a wreszcie niewola.
618 lat czekała ludność na powołanie do życia szkoły. A stało się to w bardzo trudnych czasach, zupełnie niesprzyjających rozwojowi ani polskiej oświaty, ani kultury, bo w czasach zaborów.
W 1910 roku Okręgowa Rada Szkolna Krajowa we Lwowie wydała dekret organizacyjny, na mocy którego w 1911 roku utworzona została jednoklasowa szkoła z językiem wykładowym polskim. Na początku nauka odbywała się w domu prywatnym pana Wojciecha Łatki.
Pierwszym nauczycielem był Antoni Zygmunt Brandys z pensją 900 koron, z liczbą uczniów 67; mieszkał w domu Stanisława Kurowskiego.
W rok później architekt z Nowego Sącza Józef Wojtyga przystąpił do budowy szkoły /kosztorys opiewał na 13500 koron/, którą oddano do użytku latem 1913 roku /i ten rok wybraliśmy do obchodów stulecia/. 21 września 1913 roku budynek szkolny został poświęcony przez księdza Andrzeja Jarockiego, (ekspozyt z Gołkowic Polskich), a w grudniu pan Wojciech Łatka oddał do użytku budynki gospodarcze, które kosztowały 960 koron.
Niestety teren przyszkolny nie był ogrodzony, co miało swoje perturbacje w postaci ciągłych niszczycielskich napadów bandyckich na szkołę, która, jak się wyraził kronikarz: „Stoi jak jurta śród bezludnej, piaszczystej pustyni Afryki północnej ” z dala od zabudowań. A więc praca nauczyciela w tamtych czasach wymagała wiele poświęcenia i determinacji, aby z niej nie zrezygnować. Nieobca szkole wówczas była też bieda, dojmujące zimno w budynku z powodu notorycznego braku opału, a mrozy sięgały 30 stopni; brakowało podręczników, pomocy naukowych, ławek, środków czystości i wielu podstawowych rzeczy do pracy.
Wiele wysiłku wymagała także edukacja uczniów z powodu organizacji szkoły: otóż tylko w 1 i 2 oddziale uczyły się dzieci w swoich rocznikach, natomiast w 3 oddziale - dwa roczniki, a w 4 - trzy roczniki; czyli do 3 oddziału chodziło się dwa lata, a do 4 - trzy lata. Była to dziwna siedmioklasowa szkoła - kto dziś chciałby tak pracować? A jednak szkoła trwała i wciąż przybywało nowych uczniów.
W 1914 roku wybucha I wojna światowa i kierownik zostaje wcielony do wojska austriackiego. Nauczanie powierzono pani M. Podgórskiej. Zawierucha wojenna nie zniszczyła na szczęście budynków szkolnych, natomiast nadal powtarzały się napady bandyckie, w wyniku których przestraszona nauczycielka uciekła. Kierownik Brandys Antoni powrócił w 1918 roku. Wreszcie ogrodzono i oczyszczono teren przyszkolny.
W 1932 roku wprowadzono nową organizację roku szkolnego, który podzielono na 4 okresy i opracowano nowe programy nauczania i dzienniki lekcyjne. Powstały Inspektoraty Szkolne i tzw. gminy zbiorowe składające się z sołectw podległych wójtowi w gminie Stary Sącz.
W 1937 roku wprowadzono siedmioletnią obowiązkową naukę, a szkołę przemianowano na Publiczną Szkołę Powszechną 1 stopnia, co oznaczało, że w Skrudzinie nauka trwała do 5 klasy, a potem chodzić trzeba było do Gołkowic.
W latach II wojny światowej było jeszcze gorzej, bo nie dość, że musiało się pracować na rzecz okupanta niemieckiego: zbierać jagody, grzyby, kopać rowy, okopy, to jeszcze zniesiono geografię, historię, w-f, zamknięto boiska szkolne, wyrzucono podręczniki do religii, wprowadzono niemiecki, jako język urzędowy, dwujęzyczne świadectwa, a także wyrzucano młodzież żydowską ze szkół. W tym wszystkim nauczyciel musiał się odnaleźć, podołać wszystkiemu i dbać o szkołę, żeby jak najmniej ucierpiała i żeby przetrwała.
W skrudzińskiej szkole od 1911 roku do 1945 roku uczyło się w sumie kilkuset uczniów. I to niech świadczy o tym, że ludność tutejsza zawsze pragnęła edukować swoje dzieci.
Po II wojnie światowej wszystko się zmieniło: zniknęły oddziały dwu i trzyletnie, ale były klasy łączone z powodu braku sal lekcyjnych. W ramach akcji „ Tysiąc szkół na Tysiąclecie” 23 czerwca 1966 roku wmurowano akt erekcyjny pod fundamenty nowej szkoły.
Ewenementem była akcja zabełczańskich uczniów, którzy rzucili hasło „Przez dzieci dla dzieci” w wyniku czego około 40 tysięcy młodych ludzi zbierało surowce wtórne uzyskawszy 2,5 mln zł. Te pieniądze zostały darowane na budowę naszej szkoły.
A dlaczego naszej? Otóż władze uznały, że mieszkańcy Skrudziny zasłużyli sobie na to, walcząc z okupantem niemieckim w partyzantce i udzielając schronienia i pomocy partyzantom polskim i radzieckim. Wielu wsławiło się szczególnym męstwem i odwagą w walce z hitlerowcami.
Mieszkańcy Skrudziny nie zawiedli i przyczynili się czynnie do powstania szkoły, ofiarowując działkę budowlaną, oraz setki godzin pracy społecznej, co wyliczono na kwotę 250 tysięcy.
W 1967 roku nowa szkoła przyjęła imię Jana Brzechwy, którego wiersze do dziś są bliskie sercom dzieci i młodzieży i nie tracą nic na aktualności i świeżości, a także uczą i wychowują. A w starym historycznym budynku powstało schronisko młodzieżowe zrzeszone w PTSM dla spragnionych wypoczynku i wędrówek na Przechybę w spokojnym, czystym środowisku naturalnym.
Pod koniec lat 80 tych dyrektor….. Kwiatkowski dobudował jeden pawilon. Jednak po 30 latach użytkowania budynek wymagał kapitalnego remontu. Pani dyrektor Małgorzata Niemiec rozpoczęła starania o zrekonstruowanie płaskiego, charakterystycznego dla budownictwa socrealizmu dachu. Dzięki jej determinacji, a także dzięki zrozumieniu burmistrza Mariana Cyconia i radnych udało się stworzyć w 1998 roku piękny obiekt, a wewnątrz kompletne wyposażenie łazienkowe, posadzki, szatnie, meble, nowoczesne pomoce dydaktyczne, pierwszą w gminie salę komputerową i mnóstwo rzeczy, których się nie zliczy. Cała społeczność zaangażowała się do pracy: setki godzin „ciężkich robót”, aby dzieci mogły uczyć się w jak najlepszych warunkach. Ludzie byli zintegrowani wokół wielkiego zadania i zaliczyli je na szóstkę.
Szkoła zaczęła też zarabiać na swoje potrzeby poprzez organizowanie kolonii, zimowisk, wynajem sal na wesela, co kosztowało wiele trudu wszystkich pracowników i nauczycieli. Za to były pieniądze na dekoracje i upiększanie sal, korytarzy, na jasełkowe stroje i rekwizyty, na wiele niezbędnych rzeczy.
.
.
.
Ale nowy budynek i wyposażenie to nie wszystko, co szkoła powinna dać swoim uczniom: to także nowoczesny sposób edukowania i wychowania. I tu nauczyciele stanęli przed tym kolejnym wielkim wyzwaniem, jakie niosła ze sobą reforma oświaty. Wiele godzin szkoleń, samokształcenia, zdobywania stopni zawodowych, studiów podyplomowych, opracowywania nowych programów i dokumentów szkolnych, wymagań edukacyjnych, dodatkowych zajęć pozalekcyjnych, organizowanie uroczystości szkolnych, udział w konkursach przedmiotowych, ortograficznych, plastycznych i wielu zadań, których nie sposób wymienić. Zdobyliśmy też tytuł „Szkoły z klasą”, co było jak na tak małą szkołę karkołomnym wyczynem. Podnieśliśmy w znacznym stopniu poziom edukacyjny szkoły, co wyraziło się dobrymi wynikami egzaminów dla klas szóstych, udziałem uczniów w wielu konkursach przedmiotowych i olimpiadach (w polonistycznej Michalina Hebda i Patrycja Kulewicz były finalistkami etapu wojewódzkiego); 1, 2, 3 miejsca w komputerowym konkursie ortograficznym, pierwsze miejsce w 1 Festiwalu Przedstawień Bożonarodzeniowych w Nowym Sączu, w Bukowinie Tatrzańskiej, 1 miejsce w ogólnopolskim konkursie wiedzy schronisk młodzieżowych PTSM.
Szkoła zaczęła tętnić życiem kulturalnym, a dzieci żywo uczestniczyły w przedstawieniach, akademiach, jasełkach i rozwijały swoje talenty artystyczne. Przez kilkanaście lat organizowała spotkania opłatkowe dla rodziców. Nawiązana została ścisła współpraca ze szkołą z Jarabiny polegająca na wspólnym dzieleniu się doświadczeniami dydaktycznymi i na wymianie kulturalnej.
Szkoła stała się po prostu sercem Skrudziny. I tak jest do dziś.
Na zakończenie, podsumowując dzieje szkolnictwa w Skrudzinie, trzeba powiedzieć, że przy powstawaniu obydwu szkół i tej z 1913 roku i tej z 1967 istniała bezprzykładna mobilizacja wszystkich sił całej skrudzińskiej społeczności, z jaką nieczęsto ma się do czynienia.
Dziś, gdy praca społeczna jest raczej w pogardzie, a ludzie zamykają się w swoich „ogródkach”, to tamte wydarzenia są nie do przecenienia. I smutno byłoby, gdyby zaprzepaszczona została wiara ludzi w to, że było warto ofiarować swój trud dobru ogólnemu.
Dzisiaj obie szkoły pełnią najważniejsze role w rozwoju duchowym młodego pokolenia: na miejscu pierwszej stoi kaplica - uczy miłości do Boga, a druga - miłości i szacunku do ludzi.
Maria Mędrzycka-Dyrda