Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

VI STAROSĄDECKIE DNI KSIĘDZA JÓZEFA TISCHNERA

Treść


.
„GÓRAL W SUTANNIE, JEGO SŁOWO O ŚLEBODZIE
I CZŁOWIEK INSTYTUCJA”
VI STAROSĄDECKIE DNI
KSIĘDZA PROFESORA JÓZEFA TISCHNERA
 
    Przez kolejne dni, od środy 7 marca do soboty 10 marca 2012 r., mogliśmy uczestniczyć w 6.Starosądeckich Dniach Księdza Profesora Józefa Tischnera, zorganizowanych przez Towarzystwo Miłośników Starego Sącza, Powiatową i Miejsko-Gminną Bibliotekę Publiczną im.Wiktora Bazielicha w Starym Sączu, Szkołę Podstawową im.Ks.Józefa Tischnera w Starym Sączu przy udziale Centrum Kultury i Sztuki im.Ady Sari. Patronat honorowy nad ich obchodami objął burmistrz Jacek Lelek.
    Tradycyjnie już - około 12 marca - dnia rocznicy urodzin w Starym Sączu przy ul.Piłsudskiego 9 - Józefa Tischnera, spotykają się wszyscy zainteresowani, a wśród nich, także ci, którzy w jakimś sensie mieli okazję poznać Księdza Profesora, uczestnicząc w odprawianych przez niego mszach i słuchając jego kazań także w kościele klasztornym Sióstr Klarysek - dla których był wielkim dobrodziejem i przyjacielem.
 
    „Najlepiej lubiłem wycieczki do Starego Sącza - (pisał w swym dzienniku, który zaczął prowadzić w październiku 1944 r., kiedy rodzina mieszkała w Rogoźniku) - a to ze względu na jazdę pociągiem oraz na widzenie miasta. Miasteczko to bardzo było stare, bo jeszcze św.Kinga założyła tam klasztor. Klasztor wraz z kościołem był otoczony murami, które były już w połowie zburzone. Na rogu muru był odbity koń razem z Tatarem, który - jak głosi podanie - chciał przeskoczyć mur, ale mu się nie udało. Obok klasztoru wytryska źródło cudownej wody uleczającej choroby oczu. Był w Starym Sączu jeszcze jeden kościół, w którego podziemiach walało się mnóstwo spróchniałych trumien, a gdzieniegdzie widać było i czaszkę. Bardzo lubiłem siedzieć w Sączu u babki ze względu na wielkie podchlebianie mi we wszystkim. Owoców miałem w bród, gdyż chrzestny ojciec miał sad z mnóstwem śliw i innych owoców. Jeden wujek był szewcem, który poza tym umiał robić piękne latawce, za każdego z latawcy musiałem spać u nich, lecz zawsze uciekałem, bojąc się duchów, gdyż wujek mieszkał koło cmentarza”. („Tischner” W.Bonowicz Znak 2001).
    „Mój ojciec był nauczycielem. Pochodził z bardzo ubogiej rodziny robotniczo - chłopskiej. Dziadek bardzo wcześnie umarł. Seminarium nauczycielskie ojciec skończył z wielką biedą. Zaszedł najwyżej z całej rodziny. Jeden wuj został kolejarzem, drugi szewcem, trzeci miał trochę pola i robił powrozy na słynne końskie targi w Starym Sączu.”
„Ze względu na nazwisko Niemcy namawiali rodzinę ojca do przyjęcia folkslisty. Musieli udowodnić polskie pochodzenie. Okazało się, że gdzieś w XIX wieku nasz pradziad nazwiskiem Stolarski służył w austriackim wojsku i tam przetłumaczyli go na Tischler. Potem się jakiś kancelista pomylił, zamienił l na n i wyszło Tischner. To Niemcom wystarczyło, jako dowód naszej polskości.” („Między panem a plebanem” A.Michnik, J.Tischner, J.Żakowski Znak 1995).
    „Mój krajobraz fundamentalny bierze się z gór i trochę z szumu Dunajca. Krajobraz intelektualny z husserlowskiej redukcji transcendentalnej, to znaczy z tego horyzontu, w którym można zawiesić wszelkie przekonania i raz jeszcze je rewidować. Natomiast horyzont religijny z tych drewnianych kościółków, wśród których wyrastałem - z kościółka w Jurgowie, z kościółka w Łopusznej. A trochę też ze Starego Sącza i tamtejszej tradycji franciszkańskiej. Co prawda, bywałem tam rzadko, ale obecność starosądeckich klarysek, to świadectwo franciszkańskiej religijności i kultury, jednak siedzi we mnie bardzo mocno.” („Między panem a plebanem” A.Michnik, J.Tischner, J.Żakowski Znak 1995)
 
    Te wypowiedzi bohatera Starosądeckich Dni świadczą najlepiej o jego szczególnych związkach z Grodem Kingi. W późniejszych latach, odkąd do Starego Sącza, po przejściu na emeryturę w 1970 roku, do domu przy ulicy Mickiewicza 32, przeprowadzili się jego rodzice, państwo Weronika i Józef Tischnerowie, ks.Józef często u nich bywał i pisał swe mądre księgi.
Przechodząc pod oknami tego domu można było usłyszeć, dochodzący z pokoju z balkonikiem, charakterystyczny stukot maszyny do pisania.
Obecnie wyposażenie tego pokoju znajduje się w posiadaniu Muzeum.
Nie tylko miejscem urodzenia związany jest ze Starym Sączem ks.Józef Tischner, także sakrament chrztu otrzymał w kościele parafialnym pw.św.Elżbiety Węgierskiej - 2 kwietnia 1931 roku, z rąk ówczesnego proboszcza ks.Antoniego Odziomka. Rodzicami chrzestnymi pierwszego syna państwa Tischnerów była siostra matki Krystyna Chowaniec, która potem została zakonnicą i stryj Stanisław Tischner.
A niektórzy pamiętają jeszcze, że w zabytkowej świątyni, jako znany już Ksiądz Profesor, w 1986 roku celebrował odpustową Mszę św. w dniu Patronki parafii.
W dniach 20-25 września, w 700 lecie śmierci bł.Kingi, w ramach Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej, były też niezapomniane rekolekcje franciszkańskie głoszone w kościele klasztornym: „Szukajcie najpierw królestwa Bożego”, podczas których ks.prof.Józef Tischner celebrował Msze św. i wygłaszał konferencje, w których uczestniczyliśmy. „Wolność ducha”, „Radość franciszkańska”, „Ubóstwo franciszkańskie”, „Pokora franciszkańska”, „O czystości”, „O miłości” to tematy przewodnie rozwijane przez Kaznodzieję od niedzieli do piątku. To wszystko było nam dane i kiełkuje w nas to ziarno, które swym mądrym słowem zasiał ks.Tischner.
Ksiądz Józef przyjeżdżał do Starego Sącza także na święta Bożego Narodzenia i odprawiał Pasterki, był w święta Wielkiej Nocy i wtedy celebrował mszę rezurekcyjną, a także uczestniczył w lipcowych odpustach ku czci błogosławionej wówczas Kingi, do której przyszłej kanonizacji, także w pewnym stopniu się przyczynił, nie tylko swą modlitwą, gdyż w lipcu 1981 roku był inicjatorem i uczestnikiem sympozjum o bł.Kindze, które stanowiło wielki krok naprzód w staraniach o jej kanonizację.
1 listopada 1994 roku ks.Józef Tischner odprawił swą ostatnią Mszę św. w kościele klasztornym, podczas której wygłaszaną homilię poświęcił świętości ks.Jerzego Popiełuszki, chociaż jego proces beatyfikacyjny oficjalnie otwarto dopiero 8 lutego 1997 roku w kościele pw. św.Stanisława Kostki w Warszawie, a beatyfikacji ks.Jerzego dokonano 6 czerwca 2010 r.
    Ksiądz kardynał Macharski powiedział kiedyś w kolegiacie św.Anny w Krakowie, gdzie również przez wiele lat odprawiał msze i głosił kazania ks.Tischner: „Celowo wcześniej (na początku Mszy św.- przyp.aut.) użyłem stwierdzenia: <Modlę się w jego intencjach> - bo czyny, myśli, dzieła i znaki, pozostawione przez człowieka na ziemi, potrzebują troskliwej opieki. Są jak dzieci, o które trzeba się troszczyć”. A jeszcze w tejże homilii Ksiądz Kardynał, ówczesny metropolita krakowski, zastanawiając się, jakim mianem można by określić ks.Tischnera powiedział: „Myślę, że dobre byłoby: <Ksiądz Józef od Boga i Człowieka>”
 
„KSIĄDZ JÓZEF OD BOGA I CZŁOWIEKA”
 
    I w takim właśnie duchu przeżywaliśmy szóste już Dni, poświęcone Księdzu, który będąc bardzo blisko Pana Boga, potrafił swą mądrością i wiarą przybliżać do Niego innych.
    Otwierając oficjalnie Dni Księdza Tischnera - na początku dał świadectwo temu stwierdzeniu- burmistrz Jacek Lelek, który dzieląc się swymi wspomnieniami, opowiedział, jak to będąc studentem, wraz ze swoją żoną, a wówczas narzeczoną, uczęszczali na wykłady Księdza Profesora, wygłaszane na Uniwersytecie Jagiellońskim. „Aula pełna była ludzi. Aby znaleźć miejsce siedzące, trzeba było przychodzić, co najmniej, pół godziny wcześniej. Studenci siadali, gdzie tylko się dało i w zamyśleniu przysłuchiwali się naukom Księdza Profesora. Od niego biła ogromna mądrość, każde wypowiadane przez niego słowo miało sens. Podobnie wyglądało to podczas rekolekcji, które głosił na miasteczku studenckim”.
    Zebranych w sali kina „Sokół”, wśród których, poza Burmistrzem byli również jego zastępca Kazimierz Gizicki i przewodnicząca Rady Miejskiej Ewa Zielińska, mieszkańcy Starego i Nowego Sącza, rodzina ks.Tischnera oraz uczniowie starosądeckich szkół, przywitał prezes Towarzystwa Miłośników Starego Sącza Andrzej Długosz.
    Film Adama Kinaszewskiego „Góral w sutannie”, którego pokaz zainaugurował obchody związane z 81. rocznicą urodzin ks.Józefa Tischnera, jest pierwszym filmowym portretem Księdza, pokazującym jego szczególne związki z Łopuszną i Podhalem, jak również z Krakowem, ze środowiskiem ludzi nauki, kultury i sztuki, w którym żył i pracował.
Pięknym słowem ów portret malują ludzie mu bliscy m.in.: Marian Tischner - brat tytułowego bohatera, bratanek Łukasz Tischner, ks.bp.Tadeusz Pieronek, Anna Dymna, Dorota Segda, Jarosław Gowin, Jerzy Trela oraz przyjaciele z Podhala.
Drugim, z wyświetlanych był film w reżyserii Win Spinlera, zarejestrowany w Łopusznej, Jurgowie i w schronisku na Hali Ornak - wiosną 1996 roku „…gdzie ja idę, wy kiedyś pójdziecie… Misterium wielkanocne według księdza Józefa Tischnera”, bardzo wzruszający i na czasie.
„A potem przychodzi poranek wielkanocny. Te święta Wielkiej Nocy mają nas doprowadzić w sam rdzeń prawdy o strumieniu życia, bo życie płynie jak ta woda. Zycie to radość i smutek, cierpienie, przyjemność. To przede wszystkim miłość. Święta Wielkiej Nocy mają nam pokazać, w jaki sposób miłość przezwycięża śmierć. Dziwne są to opowieści. Oszczędne w słowach, bardzo bogate w wydarzenia. Właściwie są to opowieści o pustym grobie. Wszyscy stoją bezradni nad pustym grobem. Nie pojmują, co się stało. Chrystus żywy pojawia się raz w wieczerniku, raz nad wodą jakiegoś jeziora. Znów jesteśmy w krajobrazie wody. Prowadzi nas w sam głąb tajemnicy życia. Mówili starożytni, że życie zamyka się w kole. Ta woda z nieba spada i do nieba z powrotem wraca. Tak żyje przyroda, ale człowiek niestety nie posiadł tajemnicy wiązania początków z końcem. Dlatego mówili: musi umrzeć. Święta Zmartwychwstania opowiadają o czymś innym, właśnie o tym, że człowiek posiada tajemnicę wiązania początku i końca, że Miłość zwycięża przez śmierć i zwycięża śmierć.
W ewangelicznej drodze, ważne jest to, aby człowiek wiedział, iż to, co na swojej drodze przezywa już ktoś przezywał, że drogą, którą idzie przeszedł kiedyś Chrystus. Nie umiera pierwszy, nie kocha pierwszy. Ma przed sobą Mistrza. Znacie drogę, gdzie ja idę wy kiedyś pójdziecie” - rozważał ks.Tischner.
 
JEGOMOŚCIA TISCHNERA SŁOWO O ŚLEBODZIE
 
    W czwartek 8 marca, w wypełnionej do ostatniego - nawet stojącego - miejsca czytelni Powiatowej i Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej im.Wiktora Bazielicha, odbyło się spotkanie z niezwykłym góralem, proboszczem z Kamesznicy na Żywiecczyźnie, księdzem Władysławem Zązlem, kapelanem Związku Podhalan w Polsce. Spotkanie ze swadą prowadził Władysław Motyka, mieszkający w Milówce wiceprezes Związku Podhalan w Polsce, z wykształcenia historyk, autor książek: „Tam trza kwitnoć ka się rośnie. Podhalański ruch regionalny na Żywiecczyźnie”, „Tu był Piotr. Związki Jana Pawła II z Żywiecczyzną i Beskidami”, „Śpiewnik górali polskich” i „Góralski chodnicek Jegomościa Władysława Zązla. Wśród gości obecny był również ks.dr Stanisław Kowalik, Tomasz Ćwikowski prezes Związku Podhalan Oddział Łącko oraz członkowie tegoż Oddziału - Grzegorz Czepelak, Aleksander i Zofia Grelowie oraz nasi starosądeczanie Barbara Dobrowolska i Danuta i Jerzy Hejmejowie - wszyscy ubrani w regionalne stroje.
.

.
    Oprawę muzyczną zapewniła rodzinna kapela Wojciecha Boguckiego, intonując od serca śpiewkę, znaną uczestnikom tischnerowskich mszy pod szczytem Turbacza: „Zatonie, zatonie piórecko na wodzie, ale nie zaginie nuta o ślebodzie”.
Ks.Józef Tischner napisał: „Nuta o ślebodzie była od wieków. Nie pamiętam, żeby jej kiedyś nie było.
Łopuszna. Nasz dom nad Dunajcem. Po drugiej strony wody kościółek, a w nim obraz namalowany, jakie trzydzieści lat po bitwie pod Grunwaldem. Trochę dalej dworek rodziny Tetmajerów. To tu przebywał kiedyś Seweryn Goszczyński, poeta i żołnierz, który prowadził atak na siedzibę wielkiego księcia Konstantego, od czego zaczęło się powstanie listopadowe. To tu było jedno z gniazd myśli o niepodległej Polsce. I to tu będąc dzieckiem, zobaczyłem wojnę. Uciekliśmy wtedy w góry, pod Turbacz. I tak zaczęła się moja pieśń o ślebodzie.
    Potem mijały lata. Przebrzmiały echa wojennych wystrzałów, okopy i rowy przeciwczołgowe zarosły drzewami.
Ale pewnego dnia nastał w Polsce stan wojenny. Zebraliśmy się razem, żeby znowu pójść w góry i zaśpiewać. Gazdowie, gaździny, młodzież, członkowie Związku Podhalan-śpiewać Bogu i ludziom pieśń o ślebodzie.
    Kazimierz Przerwa-Tetmajer cytuje słowa starego górala: „Panie! - powiedzcie mi, co to jest za krew w cłowieku?! Jo, kiedy usłisem muzyke, to jaze rosne!”
    I tak my, pod tym Turbaczem, rośliśmy”. („Kazania spod Turbacza” J.Tischner Znak 2003)
   W pierwszą niedzielę sierpnia 1981 roku grupa mieszkańców Łopusznej wyszła z ks.Tischnerem pod Turbacz, by na Rusnakowej Polanie, nieopodal kaplicy dedykowanej Janowi Pawłowi II, odprawić Mszę św. Wydarzenie to zapoczątkowało coroczne (od 1982 r. odprawiane w drugą niedzielę sierpnia) Msze Ludzi Gór, w których z czasem uczestniczyło nawet kilkanaście tysięcy osób. To właśnie tutaj swe patriotyczne kazania o „ślebodzie” (po góralsku o wolności) wygłaszał ksiądz Józef Tischner. „Widziołek jom i słysołek na zywo. Ka? Ocywiście na Polanie Rusnakowej pod Turbaczem, podcas Tischnerowych msy.... Pamiętom, jak na te niezwykłe spotkonia z Tischnerem chodziły tłumy góroli i ceprów - w tym takik ceprów, którym zwykle nawet na małe pagórki nie fcioło sie wchodzić. - pisze jeden z uczestników tych spotkań.
Szliśmy i chodzimy tam dlatego, że jak powiedział ks.Józef Tischner: „Kiedy się tutaj jest, to się widzi, co znaczy słowo: <śleboda>. Śleboda, to coś takiego, co czuje gospodarz w swoim gospodarstwie. To jest coś różnego od swawoli. Swawola niszczy, swawola depcze. Nie patrzy: <trawa, nie trawa, zboże, nie zboże… Swawola niszczy. Śleboda jest mądra. Śleboda umie po gospodarsku zadbać, po gospodarsku umie tę ziemię uprawić. Las chroni, żeby był lasem. A z człowieka ta śleboda potrafi wydobyć to, co w człowieku najlepsze”.
Bywa tam i wydobywa z ludzi to, co najlepsze, również ks.Władysław Zązel, który wraz z ks.Tischnerem został wybrany na kapelana Związku na jego XXXIII zjeździe w Ludźmierzu w 1981 roku, czyli ponad trzydzieści lat temu.
 
    „Władysław Zązel urodził się 25 czerwca 1942 roku w Dębnie Podhalańskim, jako trzeci z sześciorga rodzeństwa. Rodzice - Wojciech i Antonina, stuprocentowi górale, wychowywali swoje dzieci surowo, ale jednocześnie w atmosferze wzajemnej miłości i szacunku, według zasady „kochać i wymagać”. Od najmłodszych lat starali się zaszczepiać w dzieciach miłość do góralskiej tradycji, muzyki i gwary, ale przede wszystkim głęboką wiarę i religijność. Ojciec, który sam skończył zaledwie trzy klasy, dbał o wykształcenie swoich dzieci.
Mały Władysław swe pierwsze nauki pobierał w szkole podstawowej w Dębnie i Harklowej, tam też - za sprawą nauczycielki Ludwiki Wilczek - zgłębił tajniki tańca góralskiego. W Liceum Ogólnokształcącym im.Seweryna Goszczyńskiego - najstarszej średniej szkole na Podhalu, do której uczęszczali m.in. ks.prof.Józef Tischner i kard.Stanisław Dziwisz - Władysław wszedł w świat wielkiej literatury polskiej, inspirowanej tradycją gór, Podhala i górali, utwierdzając się w przekonaniu, że gwara doskonale współbrzmi z językiem literackim.
Myśl o kapłaństwie dojrzewała w nim stopniowo. Złożyło się na nią wiele czynników, które w rezultacie zawiodły go na studia w Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Krakowskiej. Spędzone tam lata zaowocowały wieloma pięknymi przyjaźniami i przygotowały do najważniejszego i najtrudniejszego zadania - kapłaństwa. Do seminarium Władysław zabrał ze sobą zamiłowanie do góralszczyzny. Często zdarzało się, że razem z innymi klerykami z Podhala umilał seminaryjne spotkania i uroczystości popisami tańca zbójnickiego i godkami w góralskiej gwarze. Z tych czasów zapamiętał go ówczesny arcybiskup krakowski Karol Wojtyła. Później już zawsze - również, jako papież - darzył Jegomościa z Kamesznicy dużą sympatią i sentymentem. 20 marca 1967 roku w Białce Tatrzańskiej ks. Władysław Zązel otrzymał święcenia kapłańskie. Posługę duszpasterską sprawował kolejno: w Jordanowie, Zakopanem i Gdowie. Po dziewięciu latach kapłaństwa otrzymał propozycję zaopiekowania się parafią w Kamesznicy” - cytuję fragment jego życiorysu, za portalem internetowym Księgarni św.Jacka, która wydała wspomnianą poniżej książkę: „Na dobre i złe-zawsze z góralami”.
    Ks.prałat Władysław Zązel, będąc góralem z krwi i kości, pielęgnującym tradycje i język góralski, wspiera góralskie kapele, kultywuje góralską mądrość zawartą w ludowych gadkach, przysłowiach i śpiewkach. Jest promotorem trzeźwości, zachęcając do urządzania wesel bezalkoholowych. Powiedział z charakterystycznym poczuciem humoru: „Wszyscy, co pić zaczęli, i tak pewnego dnia przestaną. Chwała tym, którym się to uda przed śmiercią”.
A Wesele - Wesel, to coroczne spotkanie par młodych, które takie bezalkoholowe wesela zorganizowały. Na Wesela-Wesel zaprasza Ksiądz góralskie zespoły i w góralskiej gwarze głosi swe kazania - nie tylko te pod Turbaczem.
Ks.Władysław jest Duszpasterzem Trzeźwości i Kapelanem Klubów Abstynenckich Diecezji Bielsko-Żywieckiej oraz członkiem Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości Konferencji Episkopatu Polski, a także chętnie wszędzie zapraszanym rekolekcjonistą. Od wielu lat współpracuje z Polskim Radiem Katowice, na którego falach można go słuchać w każdą sobotę o szóstej rano. W swe radiowe felietony, krótkie katechezy, wplata góralską gwarę i ludowe pieśni, co również usłyszeliśmy w starosądeckiej, za małej na takie spotkania, sali czytelni.
„Wiele z tych ukwalowoń na antenie stało się pretekstem do rozmów, z których część ukazała się w audycjach „Droga” pozostałe-nagrane i spisane przez dr Annę Musialik-Chmiel - ułożyły się w wywiad-rzekę wydany w postaci książki „Zawsze z góralami”, do której dołączona została płyta CD zawierająca felietony „U progu dnia”. Książkę tę można było nabyć, a po spotkaniu uzyskać autograf Opowiadającego. Ja otrzymałam wpis: „Ostomiłej Jolancie Czech z mężem Jasiem, z góralskim pozdrowieniem. Ks.Władysław Zązel”. Dla Czytelników „Z Grodu Kingi” Ksiądz wpisał: „Tak trzymać i nie popuszczać”.
    I jeszcze cytat ze spotkania: „Jak byliśmy z góralami w Watykanie na audiencji u Ojca Świętego, zapytał mnie: <Gdzieś ty to jest?> - W Kamesznicy – odpowiedziałem. A Ojciec Święty na to: <Ja cię tam dałem i tyś tam jeszcze jest?> - No, widzicie Ojcze Święty, przez to, że Wy mnie tam dali, teraz boją się mnie rusyć! - wypaliłem”
 
    I słuchaliśmy opowieści i wspomnień o księdzu Tischnerze, przy góralskim graniu i przyśpiewkach, również w wykonaniu Jegomościa Władysława Zązla, który na wstępie wyraził wielką radość z tego spotkania i ujął za serca, wszystkich obecnych, swą piękną polszczyzną, i autentyczną gwarą.
„Witam Was piknie i chwała Wam za to, że tak „zbacujecie” mojego mistrza. Każdy z nas wspomina go w swoim sercu. Po swojemu. Dzięki Opatrzności Bożej mogę się z Wami podzielić tym bogactwem wiary, jakie we mnie ksiądz profesor Józef Tischner utwierdził, pomnożył i ubogacił - powiedział na wstępie podhalański kapelan witając „naszą piękną Danusię” (Hejmej), która wraz z mężem Jurkiem i p.Basią Dobrowolską, reprezentowali łącki oddział Związku. Jegomość, co rusz ubierał strój góralski z innego regionu, oczywiście z kapeluszem włącznie i mówił tak pięknie, i wzruszająco o sobie, o góralszczyźnie, historii swej znajomości i współpracy z ks.Profesorem, o wartościach, które należy w życiu pielęgnować, o swym powołaniu do kapłaństwa i wielkiej radości płynącej z faktu, że jest szczęśliwym księdzem, że niech żałują wszyscy, którym nie było dane uczestniczyć w tym niezwykłym spotkaniu z człowiekiem, którego wiara i przykład życia jest wielce budujący i daje okazję do refleksji nad własną postawą i postępowaniem.
 
CZŁOWIEK INSTYTUCJA
 
    „Fenomen Józefa Tischnera” - taki tytuł nosił wykład prof.dr hab.Aleksandra Bobko z Uniwersytetu Rzeszowskiego, który wygłoszony został w piątek 9 marca 2012 r, w sali Czytelni. Rozpoczynając go, Gość kolejnego wieczoru Dni Tischnerowskich, wyraził swą radość z zaproszenia do Starego Sącza i powiedział: - „Pomimo upływu lat, pamięć o Księdzu Profesorze ciągle jest żywa w mojej pamięci. Tutaj - w mieście, w którym urodził się ks.Tischner, chcę powiedzieć kilka słów o tej postaci, bo to za jego sprawą, filozofia stała się ważną częścią mojego życia”.
.

.
    Ksiądz Tischner sam w sobie był instytucją. Był człowiekiem instytucją, a paradoks polegał na tym, że Tischner był człowiekiem a instytucjonalnym. Nie znosił biurokracji, a dokumenty podpisywał bez czytania…
Był człowiekiem Kościoła. To był czas pierwszej Solidarności. Za sprawą swoich kazań ks.Tischner zaczął być znany w całej Polsce. Mimo sławy, która się wokół niego zaczynała miał w sobie z jednej strony niezwykły urok, charyzmę i ciepło, a z drugiej coś bardzo ludzkiego i przyciągającego. Świeckich studentów filozofii, traktował bardzo poważnie i po partnersku.
W latach dziewięćdziesiątych XX wieku ks.prof.Tischner zaangażował się w sprawy publiczne, w spory o charakterze społeczno-politycznym, występował w audycjach radiowych i programach telewizyjnych, dużo publikował, polemizował z tomizmem - stał się bardzo znany, zapraszany w wiele miejsc - mówił o fenomenie ks.Tischnera prof.Bobko.
 
Już po spotkaniu Pan Profesor zechciał odpowiedzieć na kilka moich pytań:
Czy mógłby Pan opowiedzieć o swej znajomości z ks.prof.Tischnerem?
    - Księdza profesora Tischnera poznałem w 1980 roku w Krakowie. Byłem wtedy studentem AGH i równolegle zacząłem studiować filozofię na Wydziale Papieskim (późniejsza Papieska Akademia Teologiczna). Wykłady i seminaria księdza Tischnera tak mnie wciągnęły, że po ukończeniu informatyki postanowiłem poświęcić się filozofii - zostałem asystentem Księdza Profesora, zrobiłem u niego doktorat, potem kolejne stopnie naukowe i do samej jego śmierci miałem z nim bliski kontakt.
 
Czy bywał Pan wcześniej w Starym Sączu?
    - W Starym Sączu miałem okazję być po raz pierwszy, tym bardziej cenię sobie to spotkanie z krajanami mojego Mistrza.
 
Jak widzi Pan zainteresowanie postacią ks.Tischnera i jego filozofią wśród studentów?
    - Tischner był bez wątpienia nie tylko najbardziej popularnym polskim filozofem ostatnich dziesięcioleci, ale także jednym z najważniejszych i najgłębiej myślących. Potwierdzeniem tego jest niesłabnące zainteresowanie jego dorobkiem. Do jego twórczości, co jest rzeczą naturalną, sięgają nie tylko ci, którzy go bezpośrednio znali. Robią to także ludzie młodzi znający Tischnera tylko z książek - w ostatnich latach sam byłem recenzentem trzech doktoratów, pisanych w różnych ośrodkach poza Krakowem (Katowice, Wrocław, Warszawa), na temat filozofii Tischnera, odbywają się liczne konferencje poświęcone jego myśli. Jestem przekonany, że zagospodarowanie jego dorobku jest ciągle przed nami.
 
Dzięki takim spotkaniom, jak to w starosądeckiej czytelni, jest Pan również ambasadorem myśli ks.Józefa Tischnera. Czy jako Jego uczeń, asystent, doktorant, zamierza Pan opisać swoje „spotkania” z Nim?
    - Póki co nie pisałem wspomnień i w bliskiej przyszłości nie mam zamiaru tego robić. Na szczęście ciekawą biografię Księdza Tischnera spisali inni koledzy, zapewne powstaną jeszcze kolejne. Ja napisałem sporą książkę („Myślenie wobec zła. Polityczny i religijny wymiar myślenia w filozofii I.Kanta i J.Tischnera”), w której jednym z głównym bohaterów jest filozofia Tischnera. Stawiam tam pytanie o możliwość przezwyciężania zła, a poszukując odpowiedzi zderzam filozofię Tischnera z myślą klasyków europejskiej filozofii (zwłaszcza z Immanuelem Kantem).
 
Czy zechciałby Pan przekazać naszym Czytelnikom, jak należy czerpać z dorobku Księdza Profesora?
    - Dorobek Tischnera ma taki charakter, że mogą z niego czerpać nie tylko ludzie zawodowo związani filozofią. Zwłaszcza jego przemyślenia na temat stosunku do cierpienia i filozoficznie ugruntowane przesłanie, że człowiek może doświadczyć łaski, mają uniwersalne i ponadczasowe znaczenie. Są rzeczy lżejsze, typu „Filozofia po góralsku”, a także bogata publicystyka stanowiąca świadectwo przemian ustrojowych w Polsce.
 
Dziękując bardzo serdecznie Panu Profesorowi za wszelkie dobro, którego doświadczyliśmy dzięki Pana obecności na starosądeckim spotkaniu oraz za udzielone odpowiedzi, także w imieniu słuchaczy i Czytelników, życzę kolejnych spotkań, propagujących i pomagających zrozumieć innym, „myślenie księdza Tischnera”.
.

.
    W sobotę 10 marca o godz.10.00 w kościele klasztornym Sióstr Klarysek celebrowana była uroczysta Msza św., której przewodniczył i homilię wygłosił ks.prałat Marek Tabor. Oprawę muzyczną zapewnił około czterdziestoosobowy zespół „Starosądeczanie” - prowadzony przez panie: Ewę Ziębą i Justynę Szkarłat - działający przy Szkole Podstawowej i.Ks.prof.Józefa Tischnera przy akompaniamencie kapeli Zespołu w składzie: Stanisław Dąbrowski, Marek Zięba, Krzysztof Drzyzga, Tomasz Śmierciak, Paweł Łazarczyk, Adam Pawlik.
Ksiądz Prałat w swym kazaniu podkreślił, że: praca wychowawcy jest przede wszystkim pracą nad nadzieją człowieka, dlatego jest blisko ojcostwa. Zwracając się do uczniów, świętujących w tym dniu pamięć o swym Patronie, który był, i jest również dla nich nauczycielem, powiedział: „Szkoła powinna być miejscem, gdzie budzona jest nadzieja, a nauczyciel to ktoś, kto staje z nadzieją w ciebie. Dzięki dobrej szkole, uczeń nadzieję zyskuje, a ksiądz Tischner był wychowawcą, który budził nadzieję w innych”.
Na zakończenie Mszy św. „Starosądeczanie” zaśpiewali „Krakowiaka tischnerowskiego” napisanego specjalnie dla nich, przez piwniczańską poetkę Wandę Łomnicką-Dulak:
 
Hej, od gór po dolinach
Śpiewka się rozlygo
Szkoła w Starym Sączu
Piknie się nozywa
 
Hej, godnego Patrona
I sztandar ma po cud
Jak na niego śpoźrysz
Nie oderwiesz łocu.
 
Hej, wszystkich miłych gości,
Przepiknie witomy
Patron, Ksiądz Profesor,
Niech będzie sławiony.
 
    Mam nadzieję, że czas, który mamy do kolejnych, bogatych w wydarzenia Starosądeckich Dni Księdza Profesora Józefa Tischnera, nie będzie tylko czasem oczekiwania na nie, a stanie się dla Starosądeczan okresem zgłębiania jego bogatego dorobku.
Jolanta Czech
 
313381