Nieplanowana pielgrzymka do Lourdes
Treść
.
Nieplanowana pielgrzymka do Lourdes
Należę do grupy ludzi, którzy wszystko planują z wyprzedzeniem. Tłumaczę to tym, że potrzebuję czasu, żeby się do wszystkiego dobrze przygotować i w miarę możliwości przewidzieć, i zapanować nad niepotrzebnymi komplikacjami. A przede wszystkim nie marnować czasu. Tego chyba boję się najbardziej.
Po egzotycznym i pełnym wrażeń Bożym Narodzeniu w Bangladeszu, postanowiłam spędzić Wielkanoc w Londynie. Na czas wolny od pracy zawodowej zaplanowałam masę różnych zajęć. Niestety po świętach okazało się, że zapał do jakichkolwiek prac zupełnie mnie opuścił i z przerażeniem uznałam, że marnuje czas a na dodatek ogarnęła mnie jakaś melancholia, nad którą nie potrafiłam zapanować. Jednego wieczoru wybrałam się do kościoła na Mszę świętą. Po nabożeństwie zaczepiła mnie jedna z moich znajomych Misia i z wielkim entuzjazmem namawiała, abym następnego dnia przyszła pożegnać pielgrzymów Autobusu Miłosierdzia udających się do Lourdes. Z wielkim przerażeniem odkryłam, że nie zwróciłam najmniejszej uwagi na plakat przy wejściu do kościoła, informujący o wyjeździe i jego warunkach. Przebywałam na feriach szkolnych i właściwie mogłam jechać. Misia, która przez kilkanaście lat jeździła, jako wolontariuszka opiekująca się niepełnosprawnymi pielgrzymami w Autobusie Miłosierdzia, w skrócie podzieliła się swoimi doświadczeniami i przeżyciami. Na końcu oznajmiając, że jeśli jestem zainteresowana wyjazdem to jest jeszcze jedno miejsce wolne i doświadczona wolontariuszka bardzo by się przydała. Takich rzeczy nie trzeba powtarzać dwa razy. Natychmiast się zgodziłam. Pobiegłam do domu, żeby się spakować i przygotować. Z wrażenia nawet spać nie mogłam. Na drugi dzień o 15.00 byłam na miejscu zbiórki.
.
.
.
Nasza grupa liczyła dwadzieścia osób, z których część wymagała stałej lub częściowej opieki oraz reszty, która tej opieki udzielała. Moje doświadczenia pielęgniarskie bardzo mi się przydały nawet jeśli od lat nie miałam okazji się nimi posługiwać.
Przybyliśmy do Lourdes następnego dnia. Pierwszym miejscem, do którego się udaliśmy, była Grota, w której Matka Boska ukazała się św.Bernadetcie. Ogarnęła mnie ogromna radość i nagle wszystkie smutki i melancholijny nastrój zupełnie mnie opuścił. Odzyskałam pogodę ducha i dobre samopoczucie. Już po kilku dniach moja podopieczna o imieniu Ania uświadomiła mi, jak małe są moje kłopoty i zmartwienia. Dała prawdziwy przykład miłości do Boga. Choć jej sprawność fizyczna jest ograniczona, nie załamuje się, wprost przeciwnie, jest pełna radości i wdzięczności za to, co posiada.
.
.
.
Spędziliśmy osiem dni w tym niezwykłym miejscu, uczestnicząc w procesjach eucharystycznych, nabożeństwach dla chorych i cierpiących, codziennym wieczornym Różańcu odmawianym w kilku językach, w tym polskim, przy dźwiękach starej i dobrze znanej pieśni maryjnej „Po górach, dolinach”. Świadectwo wiary wyrażane w całkowitym oddaniu się Bogu i Jego Matce przez licznych pielgrzymów podczas procesji eucharystycznych było dla mnie wielkim przeżyciem religijnym i osobistym. Punktem kulminacyjnym pielgrzymki była Msza Święta w języku polskim odprawiana przez kapelana naszej grupy ks.Andrzeja Neblika w Grocie. Ogarniające szczęście i radość z tak bliskiego przebywania z Maryją podczas uczty eucharystycznej jest nie do opisania. Czas stanął w miejscu i delektowałam się przepełniającym mą duszę pokojem i poczuciem, że „Cudowna Pani” nie tylko roztacza nade mną opiekę, ale i zapewnienie orędownictwa u swojego Syna. Wróciłam do domu „uzdrowiona”, odmieniona, pełna sił i energii do stawiania czoła nowym doświadczeniom oraz przeświadczeniem, że czasu nie zmarnowałam, choć zaplanowanych przez siebie rzeczy nie zrobiłam.
Ta nieoczekiwana i nieplanowana przeze mnie pielgrzymka była zaplanowana przez Bożą Opatrzność.
Iwona Macałka
(korespondencja z Londynu)
(korespondencja z Londynu)