Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Okiem 40-latka

Treść


.

.
Klaps
 
Jesień ubiegłego roku. Przez nasze media przetaczają się z niezwykłym nasileniem informacje o przypadkach bestialskiego znęcania się rodziców nad dziećmi. Przez kilka tygodni w programach informacyjnych wprost trwa licytacja, kto przedstawi najdrastyczniejszy przypadek (niestety faktycznie z życia wzięty). I gdy już atmosfera oburzenia narodu na bestialstwo dorosłych sięga zenitu, przed kamerami zjawia się polityk i opowiada, że musimy powstrzymać agresję względem dzieci. Więc rząd przygotowuje projekt ustawy zakazujący jakichkolwiek kar cielesnych względem dzieci. A ja się pytam - co ma piernik do wiatraka? (Ja się pytam, ale nie wiem dlaczego większość dziennikarzy się nie pytała tylko przyklaskiwała?): Jaki związek ma bestialstwo z klapsami? Czyż nasze aktualne prawo nie upoważnia, ba! zobowiązuje, do ścigania i karania zwyrodnialców dopuszczających się przemocy względem kogokolwiek, a szczególnie dzieci? Ale co wspólnego mają ci zwyrodnialcy z rodzicami - całymi rzeszami wspaniałych rodziców - którzy w miłości wychowują swoje dzieci zgodnie z wielowiekową tradycją, metodami, których skuteczność potwierdzają pokolenia aktywnych, szczęśliwych, zdolnych do dorosłego życia i współodpowiedzialności za kraj obywateli. Przecież nietrudno zauważyć, że ktoś tu próbuje nam robić wodę z mózgu. Kto i jaki cel ma w tym, żeby wprowadzać do naszego ustawodawstwa rozwiązania, które po prostu odbiorą rodzicom narzędzie wychowawcze i osłabią ich autorytet. A ofiarami stanie się nikt inny - tylko dzieci. Przypomina mi się historia, którą 20 lat temu opowiedział mi w Nowym Jorku mój współlokator. Jego znajoma - Amerykanka - użalała się do niego na swą 14. letnią córkę która zaszła w ciąże. Marian zareagował „po naszemu” - co z niej za matka, że do tego dopuściła. Wtedy dopiero kobieta się rozpłakała rozwijając swoją opowieść: „Gdy pewnej nocy córka późno wróciła do domu, zaczęłam z nią ostrą rozmowę. Córka od razu chwyciła za telefon i zadzwoniła na policję ze skargą, że się nad nią znęcam. Wkrótce w domu zjawili się policjanci „z ostrzeżeniem”, że jeśli skarga córki się powtórzy, policja będzie reagować. I co ja miałam zrobić?”. Wtedy odebrałem to jako obraz wynaturzenia amerykańskiej demokracji. Ale czemu dzisiaj, gdy możemy już w całej rozciągłości obserwować skutki takiej polityki w innych krajach (szkoły z wykrywaczami metalu, statystyki ciąż młodocianych matek, statystyki aktów agresji wśród młodocianych, niezdolność do tworzenia trwałych małżeństw, liczba samobójstw, stwierdzonych depresji, itp., itd.,) u nas forsuje się podobne rozwiązania rzekomo w obronie interesów dziecka? Zawsze było tak, że rodzic był najbliższą osobą dla dziecka, w najlepszym stopniu gwarantującą mu bezpieczeństwo i rozwój. I śmiem twierdzić, że tak jest nadal. I jakiekolwiek działania państwa, które w sposób systemowy podważają autorytet rodziców i utrudniają im pełnienie funkcji wychowawczej jest działaniem przede wszystkim na szkodę dziecka, ale per saldo także narodu.
 
Jacek Lelek
313381