Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Dać się kształtować miłości

Treść


.
Dać się kształtować miłości
 
    Wrzesień, bogaty w wielorakie przeżycia, jest już poza nami. Minęły Misje święte, nawiedzenie obrazu Bożego Miłosierdzia i relikwii św. Faustyny oraz bł. Jana Pawła II. Opadły towarzyszące im emocje: radości, wzruszenia. Ale pozostały duchowe owoce wydarzeń, w jakich dzięki Bożej dobroci dane nam było uczestniczyć. Jednym z nich jest z pewnością wdzięczność, pragnąca odpowiedzieć miłością na Miłość. Szlachetne serce doznając dobroci, pragnie ją odwzajemnić. W tym przypadku, adresatem stają się bliźni, bowiem tylko przez ich pośrednictwo, można odpowiedzieć miłosiernemu Bogu.
Ale czym jest owa dobroć okazywana bliźnim? I jaka jej miara może być godną odpowiedzią na bezmiar Bożej dobroci względem nas?
    W filmie Mimi Leder „Podaj dalej”, nauczyciel zadając uczniom pytanie, czy pojedynczy człowiek może mieć wpływ na losy całego świata, oczekuje, jako formy odpowiedzi, podjęcia działania, które potwierdziłoby taką możliwość. Jeden z chłopców wpada na ciekawy pomysł, który zaczyna realizować, pragnąc w ten sposób sprawdzić jego skuteczność. Pomaga pewnej osobie a następnie prosi ją, aby ona uczyniła to samo w stosunku do trzech osób. Zakłada, że człowiek ten odpowie na wyświadczone mu dobro w ten sam sposób, sprawiając, że zakres działania będzie się zwiększał, mogąc stopniowo objąć bardzo wielkie rzesze ludzi. Każdy z nas z pewnością uzna, że pomysł jest piękny i godny naśladowania. Daje też pewien obraz tego, jak wiele może zdziałać dobro. Warto jednak głębiej dotknąć tematu dobroci - pojętej, jako coś więcej aniżeli działanie społeczne, które, choć bardzo cenne, nie wyczerpuje jej bogactwa. Jeśli się wnikliwiej zastanowić, należałoby stwierdzić, że jedynie miłosierdzie może być pełnym jej wyrazem, bowiem dotyczy osoby - tak w wymiarze materialnym, jak i duchowym. Zrodzone z doznanej dobroci Boga, który okazuje nam miłość w naszej słabości, pozwala zobaczyć siebie i drugich w prawdzie. Dzięki temu poznaniu możliwe staje się zrozumienie i współczucie w stosunku do bliźnich. Jak każda cnota, może być wciąż pogłębiane, obejmując w nas coraz większe obszary. Zaniedbane - zamiera, co staje się pod koniec życia powodem niepokoju i obawy przed śmiercią. Dobrze obrazuje to rozważanie grabarza, zamieszczone w opowiadaniu „Noce Ariadny” Wojciecha Żurkowskiego:
„Jak tu kopię, to ze zmarłymi rozmawiam, bo z tego miejsca całe życie jak na dłoni. O grzechy mniejsza; zło nie jest silne, trzeba żałować i zdać się na Boskie miłosierdzie. Strach ino, jak się człowiek obejrzy, a tyle dobrego mógł zrobić i tak tylko, aby się schylić. I nic, poszło mimo. To dobro nie poczynione najbardziej straszy i gniewa. Jak se tak ziemię tutaj drążę, widzę, ile się ludzie nauganiają, namęczą - a to wszystko proch i marnota…
Ej, niesie nas to życie, niesie. A wszystko piana i szum, prawda siedzi w człowieku i trzeba jej dojść, choćby cały świat drogę zastępował… Ale trzeba śmiało natrzeć, choćby cały świat drogę zastępował. Nie ma na świecie takiej siły, co by prawdę przysłonić mogła. Ludzie się tego miejsca boją, a stąd na obie strony widać i każda rzecz ma swoją przyrodzoną miarę, nie może zmamić człowieka” (Wojciech Żukrowski, Noce Ariadny, Warszawa 1978, s. 166).
.
    Idąc jeszcze dalej, możemy spojrzeć na miłosierdzie, jako na powołanie. Chodzi w nim nie tylko o dzieła, czy o pomoc człowiekowi ze względu na Boga i Jego dobroć. Wielu świętych w historii Kościoła w sposób szczególny praktykowało miłosierdzie, ale droga niektórych z nich miała pewne rysy wyjątkowe. Św.Franciszek z Asyżu, św. Brat Albert czy też bł.Matka Teresa z Kalkuty, są przykładem ludzi, którzy zostali przez Boga obdarzeni posłannictwem miłosierdzia. W życiu każdego z nich pojawia się moment, kiedy rozpoznają w najbardziej odrzuconych oblicze Chrystusa cierpiącego. Zostawiają wszystko i idą, aby służyć w nich - Jemu. Nie dysponują żadnymi dobrami, lecz ofiarują siebie, aby oddać siebie na wzór Tego, który pierwszy okazał nam miłosierdzie.  W ten sposób ukazują żyjącym na marginesie życia ich godność dzieci Bożych, stworzonych na obraz Ojca, oraz świadczą o niej wobec całego świata.
    Tytułowe słowa: „Daj się kształtować miłości” pochodzą z dramatu Karola Wojtyły „Brat naszego Boga”, który wśród wielu innych wątków, ukazuje drogę stopniowego dojrzewania Adama Chmielowskiego do ostatecznej decyzji, by stać się bratem dla najbiedniejszych. Nie był to łatwy proces. Przejście od artysty malarza do żebraka dokonywało się kilka lat. Autor dramatu zaznacza momenty kluczowe, jak choćby wizyta w miejskiej ogrzewalni, kiedy Adam dostrzega już, że sama dobroczynność nie wystarcza, że Bóg chce czegoś więcej:
„Bo ja - prawda - ja chciałem się wykupić… tu jakieś palto, tam jakiś bochen chleba, tu ktoś na nocleg… A to wszystko nic nie znaczy… Bo tu chodzi o człowieka - takiego jak ja - a który stał się synem…” (Karol Wojtyła, Brat naszego Boga, Wrocław 2003, s. 77).
.
    Autor, próbując odgadnąć, jakie walki wewnętrzne mógł toczyć bohater, buduje dialogi z inteligencją, szatanem i nieznajomym. Dzięki nim możemy jakby dotknąć przeżyć, które pozwalają zrozumieć drogę duchowego dojrzewania Adama Chmielowskiego, aż do dokonania ostatecznego wyboru. W jego wyniku „Stary Adam” umiera - dając miejsce nowemu - Bratu Albertowi, odkrywającemu, że oblicze Chrystusa, spoglądające z malowanego przez niego obrazu „Ecce Homo”, jest tym samym, które odnajduje w biednych.
„Naprzód trzeba mieć całkiem nowe widzenie świata. Widzieć świat w wymiarach nędzy i upodlenia, i widzieć, ale to widzieć dokładnie, gdzie w tym wszystkim spotyka się Bóg, jaka nędza Go do ludzi przybliża, a jaka od nich oddziela. Jaka jest ta najprawdziwsza nędza człowieka przed Bogiem?
Tej nędzy nie wolno szukać na krańcach człowieka, na jego peryferiach. Znajduje się ona u niego w tym dokładnie miejscu, skąd rozpoczynać się powinno najwyższe jego wyniesienie” (Karol Wojtyła, Brat naszego Boga, Wrocław 2003, s. 77).
.
    Ciekawym wątkiem dramatu jest zestawienie miłosierdzia z komunizmem. Gniew rodzący się z powodu niesprawiedliwości społecznej jest słuszny, gdyż powoduje zepchnięcie człowieka na margines życia i odebranie mu nadziei. Taki stan często prowadzi również do degradacji duchowej. W tym kontekście, przeciwstawiając miłosierdzie komunizmowi, Autor ukazuje wpływ Brata Alberta na biednych. Nie bierze się on ani z perswazji, ani z obdarowywania ich jakimiś dobrami. Brat Albert żyje wraz z nimi, żebrze i okazuje miłość, zmuszając w ten sposób do stawiania pytań o to, co lub raczej - Kto - sprawia, że Adam Chmielowski jest w stanie tak postępować. Stopniowo sami zbliżają się do Boga, odnajdując w Nim całą swoją wartość. W tym właśnie procesie Karol Wojtyła widzi ukierunkowany przez Brata Alberta gniew ubogich - dla wydźwignięcia się z nędzy moralnej, a tym samym prowadzący do wolności ducha..
    Komunizm, dochodząc słusznych praw, pomija kwestie duchowe. W miłosierdziu widzi wroga, ponieważ ludzie poddając się jego wpływowi, swój gniew kierunkują w taki sposób, aby odzyskać godność - w jej wymiarze duchowym i stają się w ten sposób przeszkodą, wstrzymującą rewolucję.
    Miłosierdzie, które możemy czynić, jest tematem nie do wyczerpania - bo ma swoje źródło w tej największej Miłości, obdarowującej nas w każdej chwili łaskami, wypełnia serce ludzkie uczuciem uwielbienia i wdzięczności, stając się w ten sposób glebą, na której wzrasta dobro. „Dać się kształtować miłości” - to mieć serce otwarte, aby coraz lepiej odpowiadać miłością na Miłość, tam gdzie żyjemy, w stosunku do najbliższych, pogłębiając swoje miłosierdzie, tak, aby każdy nasz dobry czyn, odciskając ślad Bożej miłości na duszy bliźniego, objawiał na nowo jego piękno. „Nasz Pan dokonuje przez nią tylu dóbr, tylu ogromnych dóbr. Ona nas łączy z Nim bardziej niż cokolwiek innego. Bo w niej odmienia się wszystko…” (Karol Wojtyła, Brat naszego Boga, Wrocław 2003, s.69).
Siostra w wierze
 
310347