Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Okiem 40-latka

Treść


.

.
    Już niepełny miesiąc dzieli nas od beatyfikacji Sługi Bożego Jana Pawła II. Dzieląc się z Drogimi Czytelnikami swoimi refleksjami na temat życia z pozycji lekko przekroczonej czterdziestki, nie sposób nie wspomnieć, w jaki sposób na moje postawy i poglądy miał wpływ polski Papież. Przecież na Jego pontyfikat przypada zdecydowana większość mojego życia. Bardzo dobrze pamiętam dzień 16 października 1978 roku. Jako 8 latek usłyszałem w telewizji suchą informację o tym, że papieżem został Polak kardynał Karol Wojtyła. Nic mi to nie mówiło, a ponieważ przed telewizorem nie było nikogo z dorosłych, więc nie było natychmiastowego wybuchu radości i łez szczęścia.  Zupełnie nie docierała do mnie waga tego wydarzenia. Podobnie zresztą jak fakt zamachu na Ojca Świętego. Byłem zbyt jeszcze młody? Rzeczywisty, stopniowy wpływ osoba i nauczanie Ojca Świętego wywierały na mnie stopniowo, wraz z moim dorastaniem, kolejnymi pielgrzymkami Ojca świętego do Ojczyzny. Głęboko zapadły mi w sercu słowa kierowane do młodych: „Musicie od siebie wymagać, choćby inni od Was nie wymagali”. Do dziś w trudnych chwilach brzmią mi w uszach słowa Papieża skierowane do młodych w 1987 roku na Westerplatte: „Każdy z Was ma w swoim życiu swoje własne Westerplatte” - to słowa programy. Jako jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu zapamiętałem Światowy Dzień Młodych w Częstochowie w 1991 roku. Po ludzku rzecz biorąc wszystko się nie układało. Chociaż mieliśmy bilety wejścia na Plac pod Jasną Górą - wskutek bałaganu organizacyjnego nie zostaliśmy wpuszczeni i uczestniczyliśmy w spotkaniu na peryferiach Jasnej Góry. Ale Duch Święty działał. Otoczeni wielonarodowościowym tłumem, zjednoczeni przy Piotrze naszych czasów –doświadczyłem uniwersalnej wspólnoty Kościoła. Po latach odizolowania od świata i od siebie nawzajem mogliśmy poczuć się razem. Kolejny raz takie emocje towarzyszyły mi 24 lata później w Rzymie, podczas pogrzebu naszego Papieża. Bardzo utkwił mi w pamięci obraz zatroskanego Papieża (jedyny raz pamiętam, żeby Papież podniósł głos!) w Kielcach, w 1991 roku, gdy mówił o ochronie życia nienarodzonych. I gdy dokonywał rachunku sumienia Polaków na początku drogi demokracji. Nie miałem wtedy świadomości, jak wygląda świat, jak pogubione są ludzkie serca i jak przebiegłe umysły ideologów kultury śmierci. Dziś, gdy patrzę na to z perspektywy dwudziestu lat aż nadto widać, jak głusi pozostaliśmy na słowa Proroka i do jakich konsekwencji to prowadzi.
    Wizyta Ojca Świętego w Starym Sączu byłą niezwykłym wydarzeniem. Słowa skierowane tutaj, kilkaset metrów od naszego domu, mają dla mnie szczególne znaczenie. Wołanie o moją świętość i czynienie III tysiąclecia erą ludzi świętych to zadanie na całe życie. I konieczność ciągłego powstawania, nieustawania w drodze. To coś niezwykłego, co możemy przekazać naszym dzieciom.
    Miałem wielkie szczęście osobiście pokłonić się Ojcu Świętemu podczas audiencji na Placu Świętego Piotra. Ale to była chwila, mgnienie oka, oddanie szacunku Głowie Kościoła i Wielkiemu Człowiekowi.  Na co dzień znacznie bliższy pozostaje mi Ojciec Święty w swoim nauczaniu, w tej często trudnej i wymagającej mowie, idącej na przekór światu, który podpowiada drogę na skróty. Z biegiem lat dociera do mnie coraz lepiej, jak bardzo słowa Papieża są prawdziwe, a droga „na skróty” prowadzi na manowce. I odkryłem to, że Ojciec święty nie dlatego tyle mówił i pisał, że akurat miał wolną chwilę, ale dlatego, że miał temu światu coś ważnego do przekazania. Temu światu, więc także mnie. Więc odkrywanie tego bogactwa i wcielanie go w życie to program na następne lata, w którym wspierał mnie będzie błogosławiony Jana Paweł II.
 
Jacek Lelek
 
310353