Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Uczniowie LO - SPOTKANIE Z JANKIEM MELĄ

Treść


.
„Ryterski Raj”, godzina 17.00
SPOTKANIE Z JANKIEM MELĄ
 
„Człowiek musi ryzykować!”
.
    Jest zimowe popołudnie. Sobotni wieczór postanowiłam spędzić na nartach. Na stoku Ryterskiego Raju zupełnie przypadkiem poznaję Janka Melę. Tego Janka Melę…
Byłem wielkim szczęściarzem - mówi 23-letni Janek, który w wyniku porażenia prądem stracił rękę i nogę. Do niefortunnego wypadku doszło w Malborku, kiedy jako 14-letni chłopiec schronił się przed deszczem w niebezpiecznej stacji transformatorowej. W pewnej chwili poczuł, że przez jego ciało przechodzi prąd. Stracił przytomność, a gdy ją odzyskał, był przerażony. Wrócił do domu o własnych siłach, nie mając czucia w prawej ręce i lewej nodze. Tata natychmiast zabrał chłopca do szpitala. Lekarze musieli amputować obydwie kończyny. Jednak już wcześniej los nie był dla niego łaskawy. Ośmioletniemu Jankowi spłonął dom, a rok później podczas rodzinnego wypadu nad jezioro, na jego oczach utonął młodszy brat. Życie wówczas straciło sens i przewróciło się do góry nogami.
Uważam, że jestem człowiekiem żyjącym na swój sposób. Wypadek bardzo zmienił moje życie. Wydawało mi się, że gorzej już być nie może, że wszystko, co mi się przytrafiło, to zły sen. Amputacje były momentem, gdy ucięto mi wszystkie marzenia… Najważniejszą rzeczą, jaką straciłem po wypadku, była nadzieja - wspomina ze smutkiem chłopak. Przez 3 miesiące leżał w szpitalu. Czuł się bezradny jak nowonarodzone dziecko. Rodzice byli zawsze przy nim i to oni motywowali go do tego, aby działał i znalazł sens życia, którego mu brakowało... - Trudne doświadczenia kształtują nasze wnętrze i nas samych. Przez nie poznałem, co znaczy mieć rodzinę przez duże „R”. Rodzinę - jako grupę ludzi, którzy się wzajemnie wspierają. Gdyby nie trudne momenty, może bym tego nie doświadczył - opowiada Janek.
.
Życiowa wyprawa „Razem na biegun”
.
    Znajomość z podróżnikiem Markiem Kamińskim zawdzięczam rodzicom. Moja mama studiowała z Natalią Ostrowską - żoną jego przyjaciela. Wpadła na pomysł, aby Marek spotkał się ze mną i pomógł mi wyjść z dołka - wspomina.
Po wyjściu ze szpitala Janek spotkał się z Markiem Kamińskim, który zaproponował mu, aby razem ruszyli na podbój biegunów. - Pomyślałem, że to pomysł urwany z choinki, ale warto spróbować i dać z siebie wszystko, bo w życiu nie można się poddawać- mówi Janek.
.

.
Do wyprawy chłopcu potrzebna była nowa, lepsza proteza. Warszawskie Centrum Zdrowia Dziecka zostało partnerem wyprawy, tym samym ufundowało Jankowi protezę. Przez półtora roku Janek intensywnie przygotowywał się do życiowej przygody. Treningi rozpoczynał o godzinie 6.30. Chodził na siłownię, bieżnię, basen, jeździł na rowerze, spacerował z plecakiem, odwiedzał „zimną saunę”. Z uśmiechem dodaje: W saunie coca-cola zamarzała w 2 minuty.
W 2004 roku podróżnik Marek Kamiński, Wojciech Ostrowski i Janek Mela wyruszają na podbój dwóch biegunów ziemi.
Wyprawę rozpoczęli od Szpicbergenu - wyspy położonej w Norwegii, gdzie czekał na nich helikopter do Bordeo, które znajduje się 100 km od Bieguna Północnego. Następnie samolotem z Chile polecieli do Punta Arenas. Z kolei na Antarktydę przybyli rosyjskim samolotem towarowym. Siedzieliśmy wokół bagaży i jedliśmy hamburgery z grilla - wspomina z uśmiechem Janek. Z Antarktydy ruszyli na podbój bieguna północnego. W ciągu dnia pokonywali około 16 km. Wyprawa prowadzona była w szybkim tempie. 24 kwietnia 2004 roku zdobyli biegun północny.
Miałem momenty zwątpienia podczas wyprawy. Im dalej, tym bardziej bałem się, że zmarnuję całą pracę. Chciałem dać z siebie wszystko, aby nie zawieść tych, którzy naprawdę we mnie wierzyli - mówi Janek.
Zdobycie drugiego bieguna ziemi było kolejnym punktem wyprawy. Do bazy polarnej bieguna południowego ekipa Marka Kamińskiego dotarła 31 grudnia 2004 roku. Janek Mela zostaje wówczas najmłodszym zdobywcą biegunów w historii, a jednocześnie pierwszym niepełnosprawnym, który tego dokonał. W 2008 roku młodzieniec zdobywa Kilimandżaro. W 2009 roku do grona podróżników dołącza niewidomy od urodzenia Łukasz Żelichowski, by razem z nimi zdobyć Elbrus. W 2010 roku 22-letni Janek Mela wyrusza na wspinaczkową wyprawę, na liczący ponad 1000 metrów szczyt El Capitan w Kalifornii. W wyprawie bierze udział paraolimpijczyk Andrzej Szczęsny, który przeszedł amputację nogi.
Nie jestem zdobywcą. Osobiście uważam, że gór się nie zdobywa. Próbowanie zdobycia natury to niepokorne podejście do życia. Każdy człowiek jest podróżnikiem, jednych można porównać do zdobywców Babiej Góry, a drugich do Mount Everestu. Ktoś kiedyś powiedział: „po co wychodzić na górę, jak trzeba z niej zejść”. To tak, jakby powiedzieć: „po co jeść, jak za kilka godzin człowiek znów jest głodny”. Człowiek musi ryzykować! Nie ryzykując, odzieramy życie z marzeń i wyzwań. Uwielbiam w podróżach to, że telepię się z zimna, jem okropne jedzenie i marzę o śpiworze, a prysznic to coś niesamowitego, to takie małe kropelki rozkoszy. W górach cieszę się każdą najdrobniejszą rzeczą - opowiada Jan.
.
,,Ponad horyzonty”
.
    Obecnie Janek mieszka w Krakowie i jest szczęśliwie zakochanym studentem psychologii. Założył fundację „Ponad horyzonty”, z którą współpracuje już dwa lata, pomagając niepełnosprawnym. To człowiek szczęśliwy, tryskający energią i zarażający wszystkich wokół optymizmem
Staram się być gąbką. Nasiąkam tym, gdzie jestem, nasiąkam energią. Jestem jak transporter - staram się być elementem fali. Daję od siebie to, co dostałem od innych. Niezależnie od tego, gdzie jesteśmy i co się z nami dzieje, zawsze znajdujemy małe powody do radości - stwierdza bohater.
    Marzy, by spotkać świętego Mikołaja. Jest dumny z tego, że „coś” w życiu przeżył. Własnym przykładem udowadnia wszystkim młodym ludziom, nie tylko niepełnosprawnym, że warto walczyć o swoje, piąć się w górę i zdobywać szczyty marzeń.
Sylwia Citak - klasa dziennikarska
LO im.Marii Skłodowskiej-Curie w Starym Sączu
 
346810