Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Ks.Roman Stafin - Tęsknota za Bogiem - Franciszek z Asyżu (2)

Treść


.
Tęsknota za Bogiem - Franciszek z Asyżu (2)
 
   W tradycji franciszkańskiej istnieje opowiadanie, że pewnego dnia Franciszek i Klara spędzali czas w lesie. Ludzie zauważyli, że las płonie, a więc pobiegli z wiadrami wypełnionymi wodą, aby gasić pożar. Okazało się, że to był płomień tęsknoty za Bogiem Franciszka i Klary. Właśnie wtedy rozmawiali o Bogu, a tęsknota ich serc za Nim była tak ogromna, że las wyglądał tak, jakby cały stał w ogniu.
 
    Duchowość franciszkańsko-klariańską można by określić jako duchowość tęsknoty za Bogiem. Św. Bonawentura (+1274), wybitny teolog franciszkański, zwany drugim założycielem zakonu, pisze tak:
 
Nikt nie jest dysponowany do przyjęcia danego przez Boga daru kontemplacji, która prowadzi do uniesienia ducha, jeśli nie jest człowiekiem tęsknoty. Tęsknotę wzbudza się zaś w dwojaki sposób: przez głośne wołanie na modlitwie (…) lub przez rozjaśniający blask medytacji.
 
    Dla Bonawentury już sama TĘSKNOTA ZA BOGIEM JEST DROGĄ DO NIEGO. Według franciszkańskiego rozumienia relacji Bóg i człowiek, tęsknota człowieka za Bogiem jest tylko reakcją na o wiele głębszą tęsknotę Boga za człowiekiem.
    Franciszek dziwił się temu, że Bóg w tęsknocie za człowiekiem czyni z jego serca swoje mieszkanie. Klara zaś nie mogła pojąć, że Bóg szuka miejsca dla siebie w ludzkiej duszy.
    Inny teolog franciszkański, Duns Szkot (+1308) rozwija nawet teologię tęsknoty za Bogiem. Stawia on tezę, że przecież Bóg w Trójcy Świętej jest nieskończenie szczęśliwy, a więc nie potrzebował stwarzać świat i człowieka. Jednak Jego przeogromna („zwariowana”) miłość „wyrwała się” poza krąg Osób Trójcy Świętej i stworzyła człowieka, aby on też żył miłością i był szczęśliwy. Zadziwienie się nad tą Bożą miłością i tęsknotą za człowiekiem jest początkiem kontemplacyjnej drogi człowieka do Boga.
 
    Ta franciszkańska tęsknota przez całe wieki rozprzestrzeniała się na cały świat i dzisiaj, mimo zaborczego materializmu, tu i ówdzie się jeszcze rozpala i oczyszcza Kościół.
 
    Chrystus wypełnił tęsknotę Franciszka za Nim w doskonały sposób. Było to przed świętem Michała Archanioła roku 1224.
 
   O miejscu, w którym znalazł się Franciszek, Ewa Szelburg Zarembina, która wyszła na pamiętną górę, w książce Zakochany w miłości, napisze:
   „Jesteśmy w miejscu pełnym grozy (…) nad głowami mamy jakby zawieszony w powietrzu olbrzymi złom skalny z trzech stron oddzielony o masywu Sasso Spico. Co raczej można przetłumaczyć: Rozdarta Skała, zamiast dosłownego: Kamień Spiczasty. Przerażająca grota tchnie na nas zimnym piwnicznym mrokiem, wilgocią podziemia. Czy Dante znał to rozdarcie w sercu góry La Verna? Jest dantejskie.
    Franciszek był nim przerażony. Tłumaczył sobie powstanie straszliwych ran na skałach, jak do dzisiaj lud je tłumaczy: przez wstrząs, jakiemu podległa ziemia współczująca z Ukrzyżowanym na Golgocie, w momencie Jego zgonu.
    Legenda zaś franciszkańska dopowiada i to, że Sasso Spico, że La Verna już naprzód w zamysłach Zbawiciela zostały przeznaczone jako tło apokaliptyczne dla mającego się tu rozegrać ostatniego aktu dramatu człowieka, który oddawszy Bogu całego siebie, mógł odtąd już tylko - brać! I wziął - mękę Chrystusa.”
 
 O ten dar Franciszek już wcześniej prosił:
 
O Panie mój Jezu Chryste, proszę Cię byś mi uczynił dwie łaski, nim umrę. Pierwszą – bym za życia uczuł w duszy i w ciele moim, o ile można, tę boleść, którą Ty, Panie słodki, wycierpiałeś w godzinie gorzkiej męki. Drugą - BYM CZUŁ W SERCU SWOIM, o ile można, TĘ MIŁOŚĆ NIEZMIERNĄ, którą Ty, Boży Synu, tak zapłonąłeś, że ochotnie zniosłeś taką mękę za nas grzeszników.
 
    Franciszek szedł na górę La Verna z ogromnym ciężarem w sercu. We wspólnocie braci dochodzi do mocnych sporów i daje się zauważyć przejawy zeświecczenia. Czyżby jego dzieło dobiegało końca? Czyż to nie jego wina? Może głos Chrystusa zrozumiał źle i odczytał fałszywe swoje powołanie? Dlaczego w tej godzinie zwątpienia Bóg jest tak daleko? Dlaczego zostawia go samego?
    Na swoją wędrówkę wybrał się Franciszek z bratem Leo, ale na górze walczy z Bogiem i z ciemnością sam, jak Jakub nad rzeką Jabbok. Ciemność nie rozchodzi się o poranku, w rozerwanych skałach La Verna, jakby można było oczekiwać. To właśnie noc, noc wokół i noc w sercu, stała się miejscem szczególnego spotkania Franciszka z Chrystusem.
    Franciszek doświadcza wizji. Oto widzi ukrzyżowanego Serafina, anioła ognia i miłości, który przeszywa bólem jego ciało i duszę; dokonuje się mistyczna przemiana, transformacja Biedaczyny w samego Chrystusa.
   W Ellwangen koło Stuttgartu, w wiosce dziecięcej, w kaplicy św.Franciszka znajduje się witraż przedstawiający stygmatyzację św.Franciszka, autorstwa Siegera Koedera, proboszcza i malarza. Chrystus, cały spowity w czerwień mającą kształt skrzydeł, spływa na dół, na wpatrującego się w Niego Franciszka. Dotykają się głowami. Od ran Jezusa spływają białe promienie na ręce i nogi Franciszka, i wyciskają na nich bolesne rany.
Ukrzyżowany Chrystus nie tylko spojrzał na niego i go powołał - tak było w San Damiano - lecz także włączył go dosłownie w jego krzyżowe cierpienie. Na dwa lata przed swoją śmiercią Franciszek otrzymał stygmaty. Tak Jezus zaspokoił w pełni tęsknotę Franciszka za Nim, a on stał się drugim cierpiącym Chrystusem.
 
Oto szczyt kontemplacji - cielesno-duchowa przemiana całej osoby Franciszka; tak staje się on klasycznym obrazem (symbolem) kontemplacji. Franciszek otrzymał to w pełni, za czym my przecież tęsknimy, tzn. za doświadczeniem głębi miłości Boga w Trójcy Jedynego.
    W naszym życiu są momenty, w których czujemy się przytłoczeni tym, co dzieje się wokół nas i w nas. Co robić w takich chwilach? Franciszek pokazuje drogę. Trzeba udać się na naszą górę La Verna, a jest nią tabernakulum. Tam, przed Panem, trzeba wykrzyczeć swój ból, a Jezus Chrystus rozproszy ciemności i obdarzy nasze serca pokojem.
Z książki: Ks.Roman Stafin, Moc w słabości.
Święci uczą nas życia duchowego. Biblos. Tarnów 2015.
 
313381