Piąty rajd ku słońcu szlakiem Świętej Kingi - Prehyba 2011
Treść
.
PIĄTY RAJD KU SŁOŃCU SZLAKIEM ŚWIĘTEJ KINGI
STOWARZYSZENIA NA RZECZ
OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH „GNIAZDO”
OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH „GNIAZDO”
Prehyba 2011
Tradycją już się stało, że w drugą niedzielę lipca członkowie, podopieczni i przyjaciele Stowarzyszenia wędrują „bliżej nieba”, śladami św.Kingi.
Tegoroczny lipiec do słonecznych nie należał, tym bardziej organizatorzy i chętni do podjęcia pielgrzymiego trudu szturmowali niebo, za wstawiennictwem swej Patronki i Orędowniczki. Myśli nasze biegły również do o.Stanisława Olesiaka, któremu choroba, kolejny już raz uniemożliwiła bycie wśród swoich. My jednak, tak w drodze, jak i podczas Eucharystii i wspólnych posiadów, myślami byliśmy z Nim. Cieszył również fakt, że do wspólnej wędrówki chętni są również podopieczni zaprzyjaźnionego z „Gniazdem” Stowarzyszenia „Nasz Dom” z Piwnicznej, wraz ze swymi opiekunami, członkami i sympatykami.
W niedzielę 10 lipca, przy początkowo sprzyjającej aurze ok. godz.8.30 spora około 60 osobowa grupa, chętnych do pokonania trudów wędrowania i własnych słabości, wyruszyła od Gabonia, pod troskliwym okiem przewodnika beskidzkiego Marka Kroczka, dyrektora Popradzkiego Parku Krajobrazowego, PPK użyczył również samochodu wraz z kierowcą, który wraz z busem Stowarzyszenia umożliwił dotarcie pod szczyt Prehyby tym osobom, którym zdrowie nie pozwala o własnych siłach dotrzeć na górę, a pragnę być razem z przyjaciółmi w pięknym zakątku Beskidu Sądeckiego, skąd przy odrobinie szczęścia widać Tatry, a i do nieba jest jakby bliżej, dzięki pokonywaniu samego siebie, swych ułomności i wad, a także dzięki możliwości bycia z drugim człowiekiem i dla drugiego człowieka. Po drodze mijaliśmy „Krzesło Kingi” - piękny kamień, na którym według legendy odpoczywała nasza Święta, uciekając przed Tatarami do swego zameczku w Pieninach.
.
.
.
.
Około godziny 11.00, po dotarciu wszystkich do kaplicy przy schronisku, rozpoczęła się Eucharystia sprawowana przez ks. Marka Ogorzałego, który przebywając na urlopie w domu rodzinnym, kolejny raz chętnie, pozytywnie odpowiedział na naszą prośbę o tę posługę duszpasterską.
W pięknej homilii dziękował Bogu i nam za radość bycia razem, za to, że powstała taka wspólnota. Jak zwykle ołtarz pięknie udekorowały kwiatami panie: Maria Tokarczyk i Janina Hejmej, a oprawę muzyczną liturgii przygotował, śpiewał i akompaniował na gitarze niezawodny Tadeusz Dyrda. Po zakończonej Mszy św. zaczął kropić deszcz. Po obiedzie dalsze śpiewanie również musiało się odbywać w jadalni schroniska. Mimo niepogody, humory dopisywały, a śpiewy Lachów Sadeckich, piwniczańskich Czarnych Górali, wspomagali wędrowcy z Lublina, wraz ze swoim księdzem. Czas upłynął bardzo szybko, dodatkową atrakcją był obfity, dorodny grad i trzeba było szykować się do powrotu. Nieliczni tylko zdecydowali się na powrót pieszo, większość skorzystała z możliwości zjechania na dół samochodami. Pożegnania nadszedł czas. Teraz kolej na spotkanie na Śmigowskim w Piwnicznej, w Ośrodku Misji Afrykańskich, gdzie jak zwykle z rewizytą, zaprosił „Gniazdo” „Nasz Dom”. A na Prehybie do zobaczenia za rok.
Dziękując za wspólną modlitwę, poprosiłam ks.Marka o opowiedzenie Czytelnikom „Z Grodu Kingi” o sobie, swym powołaniu i posłudze duszpasterskiej.
Jolanta Czech
WYPOWIEDŹ KS.MARKA OGORZAŁEGO
- Urodziłem się w Nowym Sączu, a dzieciństwo i lata młodości spędziłem w Starym Sączu. Po szkole podstawowej uczęszczałem do Technikum Leśnego, gdzie pod okiem św.Kingi budziło się we mnie powołanie kapłańskie i zakonne. Lekcje odbywały się wtedy w budynku klasztornym Sióstr Klarysek w tzw. „kapelanie”. Nie tylko przed klasówkami, ale także podczas przerw wstępowaliśmy z kolegami do kościoła na krótką modlitwę. Zacisze, półmrok i śpiew sióstr sprzyjały koncentracji i zawierzeniu - „niech się pełni wola Boża”. Po ukończeniu szkoły średniej wyjechałem do Poznania i tam ukończyłem studia teologiczne w seminarium Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Później przez 14 lat przyszło mi żyć i pracować na północy Polski tzn. na Pomorzu i Pomorzu Zachodnim, w różnych miejscowościach i parafiach.
Obecnie od roku dane mi jest pracować wśród Polonii mieszkającej w Anglii. Nie mam jeszcze wielu doświadczeń emigracyjnych, dlatego podzielę się kilkoma obserwacjami. Życie emigracyjne ma swą specyfikę. Jako duszpasterze emigracyjni otaczamy opieką duchową różnych ludzi. Najstarsi emigranci, którzy jeszcze żyją, przeszli w swoim życiu bardzo wiele. Tułali się po świecie i z ich opowiadań dopiero widać jak ciężko mieli w życiu i ile ich kosztowało zdrowia i sił, by na starość mieć spokojne życie. Jesteśmy pełni podziwu, że mają w sobie ducha polskiego oraz że nie stracili wiary i są mocno zaangażowani w życie parafii. Często do nich docieramy z posługą sakramentalną, odwiedzamy w domach czy szpitalach, ponieważ nie mogą sami przyjechać do kościoła.
Młodzi emigranci, którzy przybyli niedawno i ciągle przybywają, potrzebują rozmowy, spotkań i polskości. Oprócz niedzielnych i świątecznych mszy w kościele polskim, czy wynajętym na godziny katolickim kościele lokalnej wspólnoty parafialnej, organizowane są przygotowania do sakramentu chrztu, spowiedzi czy I Komunii Świętej. Prowadzone są kursy przedmałżeńskie i sobotnie polskie szkoły z katechezą szkolną. Tam, gdzie są takie możliwości, organizowane są wspólne apele czy akademie patriotyczne, zabawy np.: dożynki, andrzejki, sylwester czy dla młodych dyskoteki i polskie biesiady. Te spotkania są niezwykle ważne i potrzebne. Wiążą one okoliczną społeczność, rozładowują emocje i leczą tęsknotę za krajem czy najbliższymi, która, pomimo dziś wielu dogodności, ciągle towarzyszy naszym rodakom. Cieszy fakt, że można łatwiej podróżować i częściej wracać do Ojczyzny, gdzie czekają na swoich bliskich rodzice i dziadkowie oraz przyjaciele.
Od zeszłego roku mam szczęście spotykać się na Prehybie wraz z opiekunami, wolontariuszami i rodzicami ze Stowarzyszenia na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Gniazdo”. Wspólnie się modlimy podczas Mszy św. i wspólnie świętujemy. To dla mnie wielka radość być przez chwilę z ludźmi, którzy czują więź wspólnoty i bycia razem, blisko siebie. Wielokrotnie spotkałem i spotykam takich ludzi w swoim życiu, wiem jak ważne są takie spotkania. Modlitwa i wspólna biesiada łączy i daje wzajemne ubogacenie. Przy okazji bardzo serdecznie dziękuję organizatorom i opiekunom Stowarzyszenia za zaproszenie mnie na te radosne spotkania.
Dziękuję też za gazetkę „Z Grodu Kingi”, którą czytam i jestem na bieżąco z tym, co dzieje się w naszym miasteczku i naszej parafii. Podziwiam trud, zaangażowanie i różne inicjatywy, jakie są organizowane w parafii i tym regionie. Bardzo często wracam myślami i sercem do swego rodzinnego gniazda, gdzie się urodziłem i wychowałem i jak mogę przyjeżdżam na urlop, aby przeżywać nowennę i odpust ku czci św.Kingi. Tu w „cieniu blasku św.Kingi” mogę odpocząć, nabrać sił i wzmocnić ducha na cały kolejny rok pracy duszpasterskiej, dziś już emigracyjnej.
Kończąc życzę wszystkim wielu łask Bożych i opieki św.Kingi. Cieszę się, że mogłem podzielić się kilkoma refleksjami z mojego osobistego i kapłańskiego życia. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się napisać do tej parafialnej gazetki i opowiedzieć coś więcej o życiu emigracyjnym.
Wszystkim Czytelnikom, Redaktorom, Opiekunom Stowarzyszenia „Gniazdo” i tym, których spotkałem w te dni odpoczynku i urlopu, życzę wszystkiego najlepszego i mówię: Szczęść Boże!
Ks. Marek - Chrystusowiec