Jubileusz 100-lecia urodzin
Treść
.
JUBILEUSZ 100-LECIA URODZIN
Obchodziła w sierpniu pani Stefania Freiberg z Popowic. Urodzona 24.VIII 1911 r. w Lanckawannie - USA - jako córka Katarzyny i Jana Pawlików, w dzieciństwie wraz z rodzicami powróciła do Polski, by osiąść w rodzinnym domu w Życzanowie k/Rytra. Od kilku lat, osamotniona po śmierci męża, zamieszkuje w Popowicach, gdzie ma swój pokój i opiekunki w osobach pań Alfredy Maślanki i Urszuli Korony, spokrewnionych z nią i pełniących na zmianę codzienne dyżury opiekuńcze.
O zbliżającej się setnej rocznicy urodzin swojej podopiecznej pamiętała s.Eleonora Salomon, opiekunka Parafialnego Oddziału Caritas w Starym Sączu, zawsze zatroskana i dbająca o chorych oraz o osoby zaawansowane wiekiem. To z inicjatywy Siostry i przy jej udziale doszło do spotkania, na które zaprosiła jeszcze wolontariuszkę Caritasu p. Teresę Górską, mieszkającą nieopodal w sąsiedztwie, oraz nas - jako przedstawicielki „lokalnej prasy” (z dbałości o upamiętnienie jubileuszu i śladów życia Jubilatki).
.
.
.
W takim więc składzie, wcześniej zapowiedziane, znalazłyśmy się pewnego dnia u p. Stefanii. Siostrę i p. Teresę znała, więc przywitała uśmiechem, ale my „gazetowe” początkowo wzbudziłyśmy nieufność. Lustrowane wzrokiem musiałyśmy wyjaśnić, kim jesteśmy i po co przychodzimy, wtedy zrozumiała i zaakceptowała nas, okazując zainteresowanie, gościnność a nawet troskę o bezpieczeństwo. Ostrzegła na przykład, by uważać ze schodzeniem po śliskich płytkach, bo możemy nabawić się kłopotu.
Siostra Eleonora i p. Teresa zadawały pytania, a p.Stefania, wyjątkowo rozmowna, odpowiadała chętnie i szybko. Jak na swój wiek zaskakiwała pamięcią wielu wydarzeń, miejsc i nazwisk. Denerwowało ją zapomnienie czegoś, a że czasami fakty się nieco mieszały, czy można się dziwić w tym wieku? Z Siostrą Eleonorą rozmawiała o Caritasie, dziękowała za pomoc i paczki. Wspominała Stary Sącz, szczególnie klasztor i kościół farny, a najmilej odpusty św. Kunegundy i św. Elżbiety, na które zawsze chodzili z mężem i ona sama później.
Z p.Teresą mówiły o dawnych czasach i wydarzeniach z życia, dzięki czemu odkrywało się trochę szczegółów z jej biografii. Widać było na przykład, jak twarde i surowe życie przypadło jej w udziale, częste przenoszenie się z miejsca na miejsce, tylko w Nawojowej przemieszkali 20 lat, a potem już Barcice, Rytro, Popowice. Ciężko bywało, niejedno musiała przeżyć i doświadczyć np. śmierć synka i swoją ciężką chorobę w młodszych latach. O sobie nie chce za dużo mówić, więc p. Teresa dopowiada, bo znała ich przecież i pamięta: Pani Stefania była bardzo pracowita i zaradna, mąż chodził do pracy w tartaku, a ona prowadziła dom i gospodarstwo, niewielkie, ale zawsze. Wszystkiemu podołała, wszystko potrafiła zrobić sama, dzięki temu byli prawie samowystarczalni, mieli swoje jedzenie i było oszczędniej. Hodowała, piekła, gotowała, nawet obszywała rodzinę. Było u nich przytulnie i czysto, a p.Stefania zawsze zadbana, można powiedzieć elegancka. Z mężem Józefem byli bardzo dobranym i dobrym małżeństwem, szanującym się i zgodnym. Mąż pochodził z Nawojowej, wcześnie, bo przed 20 rokiem życia wyszła za mąż, ślub brali w Rytrze. Od 10 lat mąż nie żyje.
Jako stulatka p.Stefania pozostaje w całkiem niezłej kondycji, zarówno fizycznej jak i psychicznej; nie korzysta z pomocy lekarskiej, nie stosuje leków systematycznie, bo twierdzi, że nie potrzebuję. Dobrze słyszy i widzi (często modli się z książeczki), porusza się samodzielnie. Z wiekiem widać tylko, że zmieniło się jej usposobienie na bardziej nadpobudliwe. Kiedyś spokojna i opanowana, dziś często bywa drażliwa i władcza, chce sama o sobie decydować, co nie zawsze dla niej dobre i korzystne, i co też nie ułatwia pracy osobom opiekującym się nią. Panie Alfreda i Urszula podchodzą jednak z dużym zrozumieniem do tego typu przypadłości wieku i wiedzą, że muszą robić swoje z myślą o dobru podopiecznej.
Chociaż skurczył się świat, zabrakło bliskich i znajomych, na pewno smutniej i nie lekko, bo i wiek robi swoje, nie skąpiąc dolegliwości każdego dnia, Jubilatka nie skarży się na los, jest pogodna i pogodzona, ufna Bożej woli. Nie zna recepty na długowieczność, nawet ją własna trochę dziwi. Zapytana o sposób żywienia i ulubione potrawy mówi, że jadła zwykłe, proste i chude jedzenie, wszystko ze swojego chowu i uprawy; nie lubiła „kurzyny”, choć zawsze drób był swój, za to mleko tak i wieprzowinę, jak się swoją miało, to też. A że roboty się nigdy nie bała i wciąż w ruchu była, to i wszystko smakowało, bez wybrzydzania.
Z okazji pięknego jubileuszu 100 lat życia życzymy Pani Stefanii zdrowia, pogody ducha i wielu Bożych łask na dalsze, pomyślne dni i lata, w imieniu wszystkich starosądeckich parafian oraz czytelników naszego pisma!
Jolanta Czech i Zofia Gierczyk