Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Nie dla siebie tylko żyjemy

Treść


.
“Chorzy otwierają przestrzeń dla miłosierdzia”
11 lutego Światowy Dzień Chorego
NIE DLA SIEBIE TYLKO ŻYJEMY
.
“Gdy całkowicie się angażujemy, gdy jesteśmy maksymalnie skoncentrowani, obecni, gdy zapominamy o sobie, wtedy mamy szanse doświadczyć takiego wymiaru życia, który przekracza wszystko” - pisał kardynał Stefan Wyszyński
.
O tym, jak bardzo człowiekowi potrzebny jest człowiek, świadczą wydarzenia losowe, w których niezastąpiona bywa obecność i pomoc bliskich. Do takich sytuacji należą również nieuleczalne choroby, cierpienia fizyczne, duchowe, czy niepełnosprawności. Światowy Dzień Chorego uczula na potrzeby i trudne sytuacje chorych, budzi zainteresowanie ich problemami i uczy umiejętności życia nie tylko dla siebie lecz także dla innych. Opieka i czuwanie nad chorymi często stają się wielką próbą charakteru i szkołą życia. Ale tak trzeba, tak się powinno. Czy ktoś powiedział, że ma być łatwo i lekko, i że zawsze szczęśliwie? Można tylko domniemywać, że ile serca damy, tyle otrzymamy, bo “jaką miarą mierzysz, taką ci odmierzą”, a być człowiekiem - to kochać i nieść pomoc innym.
Boimy się samej myśli o chorobie, jest przypadłością tak powszechną, że może dopaść każdego, w każdym wieku i czasie, a długotrwała czy nieuleczalna potrafi zburzyć porządek życia, zniweczyć plany i marzenia, wywołać lęki, poczucie opuszczenia, cierpienia i bezradności, tak u chorego jak i u jego bliskich.
Jak postępować w takiej sytuacji? Co robić, by ulżyć? Co wtedy jest dla chorych najważniejsze (poza oczywiście pomocą farmakologiczną, opieką lekarską i duchowo-modlitewną?)
Najlepiej potrafią doradzić ci, którym udało się wygrać walkę o życie, doświadczeni własnym przykładem w zmaganiu z chorobą. Ich zdaniem dwa czynniki decydują o szansach chorego i są absolutnie nieodzowne w jego życiu: człowiek i nadzieja, a więc kontakty z bliskimi, ich otucha i wsparcie sił duchowych. Potrzebni są ludzie, ich oparcie, pomoc, ofiarna obecność - nawet w milczeniu, bez wielu słów. Czasem 5 minut głębokiej rozmowy więcej znaczy niż parogodzinne spotkanie. Chcesz komuś pomóc, to bądź z nim. Każde życie jest cudem. Bądź razem w chwilach trudnych, dramatycznych czy beznadziejnych. Nieś słowa radości, zachęty, pociechy. Uśmiech, podanie ręki, dobre słowo tak dużo znaczą i mogą. Jak ktoś jest obok - wszystko jest łatwiejsze i z każdej sytuacji można znaleźć wyjście.
A co z nadzieją? Działa jak najskuteczniejszy lek, daje radość, a wtedy organizm wytwarza endorfiny, hormony szczęścia, co poprawia samopoczucie, buduje rozsądny optymizm i działa przeciwbólowo. Nadzieja jest początkiem wszystkiego, potężną siłą przeciwstawiającą się chorobie, potrafi ocalić, nie ma bez niej życia. Jak człowiek nie ma nadziei i zwątpi, to umiera. Nie stracisz nadziei, gdy obok ciebie jest drugi człowiek i jego miłość. Przez wieki wierzono, że wielka miłość nie tylko przetrwa po śmierci, ale potrafi śmierć nawet odroczyć. Mogli tak sądzić tylko ci, którzy nie znali wartości wyższej nad miłość i dla niej godzili się poświęcić siebie.

Mieliśmy szczęście znać Człowieka wielkiej miłości i nadziei, od którego wciąż czerpiemy wzory życia i mądrości.
“Jan Paweł II zawsze starał się iść do chorych, być z cierpiącymi. W pewnym momencie już nie mógł, bo cały stał się cierpieniem. Wtedy samym sobą pokazał nam, jak mocą ducha i wiary można cierpienie przezwyciężyć, swoim cierpieniem wzbogacić życie milionów ludzi. W oczach został nam jego obraz w oknie, gdy słowa nie mogły już przejść przez usta i opadające ręce uniosły się w górę, jakby chciał nas nimi objąć, jakby się żegnał tymi rękami - skrzydłami śmiertelnie rannego, odlatującego ptaka. On też pokazał nam, jak można, jak należy umierać. Zaprosił nas do towarzyszenia mu w śmierci (...) Śmierć szła z Janem Pawłem II przez życie. Od utraty matki w dzieciństwie, brata, niedługo potem ojca, przez zamach z maja 1981 roku. W ciągu swego pontyfikatu był 12 razy hospitalizowany w klinice Gemelli i przeszedł wiele operacji. W ostatnich latach choroba robiła postępy i ze ściśniętym sercem patrzyliśmy, gdy Ojciec Święty wyglądał źle, gdy widać było jak cierpi. A jednocześnie cierpieniu towarzyszyły do ostatnich dni: odwaga, ogromny upór, determinacja. Nawet coraz większe kłopoty z poruszaniem się przyjmował z humorem i na ruchomą platformę mówił żartobliwie “taczki” (...) Papież uczył nas, że ból i cierpienie przyjąć należy w całej pełni, i nikt nie mógł brzmieć bardziej przekonująco niż on, gdy mówił, iż powołanie do cierpienia jest uczestnictwem w cierpieniu Chrystusa. Odsłonił nam tajemnicę cierpienia i śmierci, przybliżył je całym sobą, swoim nauczaniem, swoim życiem i śmiercią.”
Cytowany fragment pochodzi z bardzo pięknej, choć niełatwej, książki światowej sławy profesora medycyny, błyskotliwego uczonego i humanisty, doktora Andrzeja Szczeklika z Krakowa. Wiele fragmentów z jego książki zatytułowanej “Kore” chciałoby się przytoczyć w dedykacji chorym i ku kształceniu duchowości i człowieczeństwa nas wszystkich.
Jako prawdziwy lekarz dusz tak pięknie mówi na przykład o spotkaniu chorego z lekarzem:
“Chory przychodzi ze swym bólem, cierpieniem, wołaniem o pomoc. A lekarz, nie bacząc na lęk chorego (i swój własny), wiedząc, jak mało wie (zawsze za mało), mówi:
- Stanę przy tobie. Razem spojrzymy niebezpieczeństwu w twarz (...) Będę z tobą. Nie opuszczę cię. Nie zostaniesz sam!”
Pisał o chorych, chorobie i duszy w medycynie. Nie ma na tyle miejsca, by głębokie refleksje i nauki przytoczyć tutaj, ale na zakończenie raz jeszcze oddajmy głos Autorowi, bo jeśli uczyć się mamy czegoś - to zawsze od najlepszych. Profesor pisze:
“Nasz czas życia wydłuża się. W minionym stuleciu przybyło nam średnio 25 lat. Ćwierć wieku dodana do życiorysu! Czy to nie początek pościgu za nieśmiertelnością? Młodości jednak przywrócić nie potrafimy. A nieśmiertelność bez młodości - twierdzili Grecy - jest nieszczęściem. Źródeł starzenia szuka się w genetyce, w defektach DNA, w malejącej ilości tzw. komórek macierzystych, niezbędnych do odnowy organizmu. Być może uda się wydłużyć jeszcze życie o 10-15 lat. Sprawić to może postęp w zapobieganiu i leczeniu chorób, ale również - co bardzo ważne - po prostu odchudzanie. Ograniczenie posiłków, tego, co jemy, o 20-40% (byle nie gwałtownie i bez wpadania w niedożywienie). Również aktywny sposób życia, ruch fizyczny i ciągły wysiłek umysłowy. Zmienią się choroby, przesuną w cień dzisiejsze, staną w świetle nowe. Coś nam mówi, że damy sobie z nimi radę, mamy prawo do optymizmu, bo czyż osiągnięcia medycyny nie są oszałamiające? Czy zbliżą nas one jednak do poznania duszy? Niewiele na to wskazuje (...) Szukać duszy, to szukać samego siebie.”
Szukać duszy może to właśnie oznacza posługę miłości i życie w prawdzie, podporządkowane zasadzie, że nikt nie jest sam i nie może żyć tylko dla siebie. “Chorzy otwierają przestrzeń dla miłosierdzia, swoją chorobą i cierpieniem wzywają do czynów miłosierdzia.”
Zofia Gierczyk
314212