Z notatnika katechety
Treść
.
.
Temat artykułu, traktujący o współpracy różnych podmiotów w procesie wychowawczym, przywołał w mojej pamięci wakacyjne zdarzenie, którego „bohaterem” był stary, mechaniczny, kościelny zegar. Zegary mechaniczne niemal zupełnie zniknęły z naszych domów. Zastąpiono je elektronicznymi wynalazkami, dlatego przypomnijmy sobie, jak działa mechanizm tych starych „poczciwych zegarów z duszą”. Poruszanie wskazówkami zegara dokonuje się dzięki systemom kół i zębatek, które przenoszą ruch z wahadła lub rozwijającej się sprężyny. Koła zębate mechanizmów zegara są ściśle ze sobą zespolone i tak dopasowane, by regularnie i równomiernie odmierzać upływający czas. Wprawione w ruch za pomocą licznych systemów przekładniowych obracają koła minutowe i godzinowe, do których przymocowane są wskazówki zegara. Na wieży jednego z kościołów, które w czasie wakacyjnych wypraw odwiedzałem, natknąłem się na taki właśnie, bardzo stary, bo liczący prawie 100 lat, mechaniczny zegar. Miałem szczęście zobaczyć go z bliska i przyglądnąć się jego wewnętrznej, ręcznie wykonanej konstrukcji. Ten zabytkowy zegar z wieży kościoła miał jednak zasadniczą wadę, której zdaniem muzealnika nie można było usunąć bez naruszenia jego oryginalnej budowy, dlatego postanowiono niczego w nim nie zmieniać.
Oprowadzający mnie po wieży mężczyzna wyjaśnił, w czym tkwi problem zegara. Wskazał palcem jeden, niewielkich rozmiarów trybik, który zdaniem fachowców został po prostu źle zaprojektowany. To małe kółeczko zębate obracając się spowalniało ruchy wskazówek zegara. Efekt był taki, że kuranty wybijały godziny bez zastrzeżeń, bardzo dokładnie lecz na tarczy zegara wskazówka minutowa miała do pokonania jeszcze pełne trzy obroty /trzy minuty/. Nie było to zwyczajne opóźnianie się zegara, co często zdarza się przy zastosowaniu mechanicznych trybów. Gdyby zegar spóźniał się, to z każdą minutą, godziną wzrastałby czas tego opóźnienia. Tymczasem układ wskazówek zegara był zawsze taki sam. „I tak jest już od wielu, wielu lat, - podsumował swoje wypowiedzi mężczyzna - że kuranty wybiją swoje a wskazówki pokazują swoje i nigdy się nie mogą spotkać”. Patrząc na obracające się lekko i cichutko tykające kółeczka zegara byłem zdumiony zasłyszaną przed chwilą historią. Pomyślałem sobie, że taki oto jeden maleńki trybik, który ostatecznie przenosi ruch, z tak skomplikowanego zespołu doskonale współpracujących ze sobą pozostałych kół zębatych i przekładni, na wskazówki zegara, psuje wszystko.
Wystarczył tylko jeden błąd w obliczeniu zębów malutkiego trybu, a skutek jest widoczny „gołym okiem” i razi brakiem precyzji. Pomyślałem sobie wówczas, że ten przykład z zegarem jest doskonałą ilustracją istniejących na świecie różnie układających się relacji międzyludzkich. Że jest obrazem współpracy tychże różnych środowisk w podejmowaniu wszelkich przedsięwzięć, w tym również wychowawczych. By dobrze wychować CZŁOWIEKA, by tworzyć nowe i piękne pokolenie młodych ludzi potrzeba właśnie dobrej współpracy i zaangażowania, i troski wszystkich osób odpowiedzialnych za to zadanie. W tym procesie nie można pozwolić sobie na żaden choćby najmniejszy błąd. I tak za wychowanie dzieci odpowiedzialni są przede wszystkim rodzice, którzy mają prawo pierwszeństwa w ich wychowaniu i nauczaniu (Protokół Pierwszy do Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności z 20 marca 1952 r.). Rodzice mają również prawo do religijnego wychowania dzieci (Karta Praw Rodziny). Dyrektorium Katechetyczne Kościoła Katolickiego w Polsce przypomina, że „szkoła publiczna służy rodzinie i społeczeństwu wypełniając zadania wynikające z zasady pomocniczości”. Właściwie ta zasada powinna kierować całym zaangażowaniem wychowawczym pracowników szkoły, którym rodzice zawierzają swoje dzieci.
W Kodeksie Etyki Nauczycielskiej odnajdujemy kilka punktów, które regulują relacje nauczyciel/wychowawca - rodzic. Oto niektóre z nich: „nauczyciel szanuje autonomię ucznia i studenta oraz jego rodziny”, „nauczyciel pamięta, że pierwszymi i głównymi wychowawcami dzieci są rodzice, szanuje ich prawa oraz wspomaga w procesie wychowania” „nauczyciel uczy zasad kultury osobistej oraz wpływa na kształtowanie postaw prorodzinnych ucznia i studenta”, „nauczyciela obowiązują poprawne relacje interpersonalne z uczniami i ich rodzicami”, „nauczyciel nie wykorzystuje dla własnych korzyści swojej pozycji zawodowej w stosunku do uczniów i ich rodziców”, „nauczyciel ma prawo do obrony swoich praw, zadań i obowiązków oraz do sprostowania niesłusznej lub krzywdzącej go opinii”. Nauczyciele zawsze byli, są i będą otwarci na sprawę współpracy z rodzicami. Ostatnim, trzecim elementem, bardzo ważnym w podejmowaniu wysiłków wychowawczych, jest Kościół. Jan Paweł II w encyklice Familiaris consortio przypomniał, że podobnie jak Państwo, tak i Kościół ma obowiązek służenia Rodzicom wszelkimi możliwymi formami w wypełnianiu ich zadań wychowawczych. Kościół wypełnia to zadanie poprzez całą swoją pedagogikę religijną obfitującą w sobie właściwe środki wychowawcze. Kościół broni godności i praw osoby ludzkiej oraz występuje w obronie praw Rodziny do religijnego wychowania dzieci. Wiele informacji na ten temat znajdziemy w Dyrektorium Katechetycznym Kościoła Katolickiego w Polsce, które ukazuje Kościół jako wychowawcę w wierze. Dyrektorium przypomina, że nauczanie religii w szkole publicznej powinno być traktowane "jako szczególna pomoc świadczona rodzinie w wychowaniu chrześcijańskim.
Nauczanie religii jest traktowane przez Kościół jako służba świadczona polskiej szkole. Z jednej strony służba ta wyraża się przez to, że szkoła jest miejscem pracy duszpasterskiej z nauczycielami i rodzicami, a z drugiej strony przez to, że katechizacja w szkole przeciwdziała stresogennemu charakterowi systemu edukacji oraz przywraca mu właściwą płaszczyznę aksjologiczną. Zrozumienie wychowawczej funkcji Kościoła nie należy zawężać do kategorii pedagogicznych. W Christi fideles laici Jana Pawła II czytamy, że funkcja Kościoła wskazuje na to, że najlepszym i nie mylącym się wychowawcą jest sam Bóg, a celem wychowawczej funkcji Kościoła spełnianej na wzór troskliwego ojca jest zbawienie człowieka. Owo zbawienie Jan Paweł II przedstawia w Redemptor hominis jako „nadprzyrodzone wyzwolenie wewnętrzne, uzdalniające człowieka do swobodnego i odpowiedzialnego działania we wszystkich dziedzinach życia jednostkowego i społecznego, które jest przestrzenią ludzkiej wolności”.
Wspólnym celem i zadaniem Rodziny, Szkoły i Kościoła jest troska o prawidłowy rozwój dziecka. O przebiegu i rezultatach procesu wychowawczego decyduje dobra współpraca Domu, Szkoły i Kościoła. Współdziałanie rodziców, nauczycieli i katechetów warunkuje więc harmonijny i wszechstronny rozwój uczniów. Wpływa na ich postępy w nauce i w szlachetności zachowania. Daje też szansę ciągłego doskonalenia się samym rodzicom, nauczycielom i katechetom jako wychowawcom odpowiedzialnym za wielostronny rozwój dziecka.
Rodzina, Szkoła i Kościół stanowią trzy podstawowe filary, trzy bardzo ważne środowiska wychowawcze. Jeśli współpraca na każdym szczeblu i etapie rozwoju dzieci będzie przynajmniej dobra można być pewnym, że wychowanie przyszłych pokoleń przyniesie piękne owoce. Jeśli jednak, co ostatnio dość często się zdarza, zacznie szwankować i iskrzyć, choćby tylko częściowo na jednym z owych poziomów procesu wychowania, skutki mogą być opłakane a wręcz tragiczne. Już dziś wszyscy przerażeni jesteśmy otaczającą nas przemocą i agresją, tym że przestępstwa dokonywane są coraz częściej przez młodocianych i tym, że dokonywane są w biały dzień. I mówi się wtedy wiele o zaostrzeniu prawa, dyskutuje się o sprawności policji, ale zbyt mało uwagi poświęca się źródłom, przyczynom, które generują takie zachowania i patologie. Powstaje też wiele organizacji zajmujących się poszerzaniem praw dzieci i młodzieży. W tym duchu obecna minister edukacji, Katarzyna Hall, chce umieścić w kanonie lektur szkolnych książkę, w której dzieci przeprowadzają casting na zboczeńca. Chodzi o książkę „Mam prawo! Czyli nieomal wszystko, co powinniście wiedzieć o prawach dziecka, a nie macie kogo zapytać”, która zdaniem wielu autorytetów będzie niepokoić i szkodzić prawidłowemu rozwojowi dzieci.
Pokolenie dzisiejszych polskich rodziców, krytykując szkoły, z których wyszło, ich przeciążone programy, obowiązkowe uniformy, fartuchy, stosunki między nauczycielami a ich wychowankami, pragnie uchronić swoje pociechy przed tymi, wg nich, negatywnymi doświadczeniami. Chcą dać swoim dzieciom więcej niż mieli sami, chcą się z nimi przyjaźnić, traktować po partnersku. Zbyt często jednak „przeginają”, czego skutkiem są same klęski wychowawcze. Przyczyn istniejącego dziś młodzieżowego marginesu społecznego jest wiele - dostęp do niestosownych filmów, wydawnictw, używek, narkotyków, upadek autorytetów, wartości, bieda, ale także przesadzanie z „dobrocią” i dziecięcą wolnością. Z praw korzystać mogą ci, którzy prawa przestrzegają, wykonując swoje obowiązki. Prawo do nauki, to nie prawo do utrudniania prowadzenia lekcji, co uniemożliwia rówieśnikom korzystania z tego samego prawa. Wolność przekonań to nie sprzeciwianie się rodzicom, którzy chcą wychowywać dziecko zgodnie ze swoimi poglądami. To rodzice mają pierwszeństwo w decydowaniu o tym, co dobre, a co złe dla córki czy syna. Oczywiście dotyczy to przeciętnych rodziców, którzy sami praw przestrzegają i moralnie się zachowują. Na jednej z lekcji uczeń pyta nauczyciela, czy prawdą jest, że kiedy był młody, to dzieci ustępowały miejsca starszym w tramwaju czy autobusie. Pytanie go zaskoczyło, choć nie dlatego że nie umiał na nie odpowiedzieć lecz dlatego, że zostało ono postawione całkiem serio. Zastanawiał się długo, skąd biorą się te pytania? Po chwili miał gotową odpowiedź.
Uważał, że rodzice kupują dzieciom droższe buty niż sobie, że fundują im ekskluzywne wakacje, kiedy sami w tym czasie ciężko pracują, gwarantują im tysiące atrakcji na spędzanie wolnego czasu, gdy sami w tym czasie zmywają, piorą, odkurzają. Robią tak często w dobrej wierze, usprawiedliwiając i uciszając wyrzuty sumienia słowami „bo ja tego nie miałam, więc teraz dam, niech dziecko użyje, skorzysta; przede mną mniej czasu, a przed dzieckiem całe życie”. Owszem należy dzieciom „dawać” ale zachowując w tym rozdawnictwie zdrowy rozsądek i umiar. Najważniejsze, by nie zapomnieć o dawania im miłości, poczucia bezpieczeństwa i więcej swojego czasu. Jedna z profesorek liceum pisze, że kiedy my byliśmy młodzi nasze pokolenie, dla którego charakterystyczny był bunt, poszukiwanie przygód i wrażeń, skupiało swą uwagę na naruszaniu praw szkolnych jak tarcze na agrafce, ucieczka z lekcji”. Zauważmy, że obecnie młodzież nie ma takich problemów, nawet wagary rodzice i szkoła traktują trochę z przymrużeniem oka, opowiadając dzieciom przy takich okazjach swoje podobne przygody, czy „hurtem” usprawiedliwiając nieobecności. Młodzież zawsze szuka granic do przekraczania, bo to jest zgodne z naturalnym ich psychologicznym rozwojem. Jeśli jednak więcej damy im luzu, swobód, im dalej postawimy granice, tym większe będą popełniać grzechy i przestępstwa. Źle rozumiane miłość, wyrozumiałość, tolerancja zawsze prowadzą do wychowania społeczeństwa bezprawia. Trzymajmy zatem swe pociechy pod swymi opiekuńczymi skrzydłami, powoli je otwierając, zanim zdolne będą decydować o sobie, zanim zdolne będą do dobrze pojętej wolności.
Owocność współpracy Rodziny, Szkoły Kościoła będzie zależała od tego, na ile te podmioty wychowujące będą świadome swoich własnych zadań i możliwości wychowawczych. Na ile będą świadome, że źródło współpracy Rodziny, Szkoły i Kościoła, nie zależy tylko od poprawnego rozumienia funkcji wychowawczych swoich i innych, od podziału kompetencji i znajomości zakresu praw i obowiązków. Specjalista w dziedzinie wychowania dzieci, profesor pediatrii Akademii Medycznej James Dobson na pytanie, czy dzieci rodzą się jako „białe karty” pozbawione osobowości, dopóki nie zetkną się ze środowiskiem, zdecydowanie zaprzecza takim poglądom /pogląd taki głoszą między innymi behawioryści/. „Jestem pewien - pisze profesor - że osobowość nowo narodzonych dzieci zmienia się istotnie zanim pojawiają się wpływy rodziców i środowiska. Matka dwojga lub więcej dzieci - dowodzi Dobson - przyzna, że każde z nich ma inną osobowość” a to dowodzi faktu, że te małe osoby przychodząc na świat mają różne style zachowań. Te różne style zachowań mają tendencję do utrwalania się w ich dalszym życiu i mają wpływ na aktywność, odpowiedzialność czy ich nastrój. Skoro Bóg sprawił, że każdy płatek śniegu jest inny, dlaczego miałby sprawić, żeby dzieci były podobne do siebie jak np. fabryczne modele samochodów czy przysłowiowe dwie krople wody. Potrzebna jest więc szczególna troska i świadomość, by jak najwcześniej kształtować i wydobywać ze swoich maluszków, to co w nich najpiękniejsze i najszlachetniejsze. Potrzebna jest świadomość, by w wychowaniu swoich dzieci podejmować pełną współpracę ze wszystkimi, którym leży na sercu dobro przyszłych pokoleń.
WYCHOWANIE JAK W ZEGARKU
.Temat artykułu, traktujący o współpracy różnych podmiotów w procesie wychowawczym, przywołał w mojej pamięci wakacyjne zdarzenie, którego „bohaterem” był stary, mechaniczny, kościelny zegar. Zegary mechaniczne niemal zupełnie zniknęły z naszych domów. Zastąpiono je elektronicznymi wynalazkami, dlatego przypomnijmy sobie, jak działa mechanizm tych starych „poczciwych zegarów z duszą”. Poruszanie wskazówkami zegara dokonuje się dzięki systemom kół i zębatek, które przenoszą ruch z wahadła lub rozwijającej się sprężyny. Koła zębate mechanizmów zegara są ściśle ze sobą zespolone i tak dopasowane, by regularnie i równomiernie odmierzać upływający czas. Wprawione w ruch za pomocą licznych systemów przekładniowych obracają koła minutowe i godzinowe, do których przymocowane są wskazówki zegara. Na wieży jednego z kościołów, które w czasie wakacyjnych wypraw odwiedzałem, natknąłem się na taki właśnie, bardzo stary, bo liczący prawie 100 lat, mechaniczny zegar. Miałem szczęście zobaczyć go z bliska i przyglądnąć się jego wewnętrznej, ręcznie wykonanej konstrukcji. Ten zabytkowy zegar z wieży kościoła miał jednak zasadniczą wadę, której zdaniem muzealnika nie można było usunąć bez naruszenia jego oryginalnej budowy, dlatego postanowiono niczego w nim nie zmieniać.
Oprowadzający mnie po wieży mężczyzna wyjaśnił, w czym tkwi problem zegara. Wskazał palcem jeden, niewielkich rozmiarów trybik, który zdaniem fachowców został po prostu źle zaprojektowany. To małe kółeczko zębate obracając się spowalniało ruchy wskazówek zegara. Efekt był taki, że kuranty wybijały godziny bez zastrzeżeń, bardzo dokładnie lecz na tarczy zegara wskazówka minutowa miała do pokonania jeszcze pełne trzy obroty /trzy minuty/. Nie było to zwyczajne opóźnianie się zegara, co często zdarza się przy zastosowaniu mechanicznych trybów. Gdyby zegar spóźniał się, to z każdą minutą, godziną wzrastałby czas tego opóźnienia. Tymczasem układ wskazówek zegara był zawsze taki sam. „I tak jest już od wielu, wielu lat, - podsumował swoje wypowiedzi mężczyzna - że kuranty wybiją swoje a wskazówki pokazują swoje i nigdy się nie mogą spotkać”. Patrząc na obracające się lekko i cichutko tykające kółeczka zegara byłem zdumiony zasłyszaną przed chwilą historią. Pomyślałem sobie, że taki oto jeden maleńki trybik, który ostatecznie przenosi ruch, z tak skomplikowanego zespołu doskonale współpracujących ze sobą pozostałych kół zębatych i przekładni, na wskazówki zegara, psuje wszystko.
Wystarczył tylko jeden błąd w obliczeniu zębów malutkiego trybu, a skutek jest widoczny „gołym okiem” i razi brakiem precyzji. Pomyślałem sobie wówczas, że ten przykład z zegarem jest doskonałą ilustracją istniejących na świecie różnie układających się relacji międzyludzkich. Że jest obrazem współpracy tychże różnych środowisk w podejmowaniu wszelkich przedsięwzięć, w tym również wychowawczych. By dobrze wychować CZŁOWIEKA, by tworzyć nowe i piękne pokolenie młodych ludzi potrzeba właśnie dobrej współpracy i zaangażowania, i troski wszystkich osób odpowiedzialnych za to zadanie. W tym procesie nie można pozwolić sobie na żaden choćby najmniejszy błąd. I tak za wychowanie dzieci odpowiedzialni są przede wszystkim rodzice, którzy mają prawo pierwszeństwa w ich wychowaniu i nauczaniu (Protokół Pierwszy do Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności z 20 marca 1952 r.). Rodzice mają również prawo do religijnego wychowania dzieci (Karta Praw Rodziny). Dyrektorium Katechetyczne Kościoła Katolickiego w Polsce przypomina, że „szkoła publiczna służy rodzinie i społeczeństwu wypełniając zadania wynikające z zasady pomocniczości”. Właściwie ta zasada powinna kierować całym zaangażowaniem wychowawczym pracowników szkoły, którym rodzice zawierzają swoje dzieci.
W Kodeksie Etyki Nauczycielskiej odnajdujemy kilka punktów, które regulują relacje nauczyciel/wychowawca - rodzic. Oto niektóre z nich: „nauczyciel szanuje autonomię ucznia i studenta oraz jego rodziny”, „nauczyciel pamięta, że pierwszymi i głównymi wychowawcami dzieci są rodzice, szanuje ich prawa oraz wspomaga w procesie wychowania” „nauczyciel uczy zasad kultury osobistej oraz wpływa na kształtowanie postaw prorodzinnych ucznia i studenta”, „nauczyciela obowiązują poprawne relacje interpersonalne z uczniami i ich rodzicami”, „nauczyciel nie wykorzystuje dla własnych korzyści swojej pozycji zawodowej w stosunku do uczniów i ich rodziców”, „nauczyciel ma prawo do obrony swoich praw, zadań i obowiązków oraz do sprostowania niesłusznej lub krzywdzącej go opinii”. Nauczyciele zawsze byli, są i będą otwarci na sprawę współpracy z rodzicami. Ostatnim, trzecim elementem, bardzo ważnym w podejmowaniu wysiłków wychowawczych, jest Kościół. Jan Paweł II w encyklice Familiaris consortio przypomniał, że podobnie jak Państwo, tak i Kościół ma obowiązek służenia Rodzicom wszelkimi możliwymi formami w wypełnianiu ich zadań wychowawczych. Kościół wypełnia to zadanie poprzez całą swoją pedagogikę religijną obfitującą w sobie właściwe środki wychowawcze. Kościół broni godności i praw osoby ludzkiej oraz występuje w obronie praw Rodziny do religijnego wychowania dzieci. Wiele informacji na ten temat znajdziemy w Dyrektorium Katechetycznym Kościoła Katolickiego w Polsce, które ukazuje Kościół jako wychowawcę w wierze. Dyrektorium przypomina, że nauczanie religii w szkole publicznej powinno być traktowane "jako szczególna pomoc świadczona rodzinie w wychowaniu chrześcijańskim.
Nauczanie religii jest traktowane przez Kościół jako służba świadczona polskiej szkole. Z jednej strony służba ta wyraża się przez to, że szkoła jest miejscem pracy duszpasterskiej z nauczycielami i rodzicami, a z drugiej strony przez to, że katechizacja w szkole przeciwdziała stresogennemu charakterowi systemu edukacji oraz przywraca mu właściwą płaszczyznę aksjologiczną. Zrozumienie wychowawczej funkcji Kościoła nie należy zawężać do kategorii pedagogicznych. W Christi fideles laici Jana Pawła II czytamy, że funkcja Kościoła wskazuje na to, że najlepszym i nie mylącym się wychowawcą jest sam Bóg, a celem wychowawczej funkcji Kościoła spełnianej na wzór troskliwego ojca jest zbawienie człowieka. Owo zbawienie Jan Paweł II przedstawia w Redemptor hominis jako „nadprzyrodzone wyzwolenie wewnętrzne, uzdalniające człowieka do swobodnego i odpowiedzialnego działania we wszystkich dziedzinach życia jednostkowego i społecznego, które jest przestrzenią ludzkiej wolności”.
Wspólnym celem i zadaniem Rodziny, Szkoły i Kościoła jest troska o prawidłowy rozwój dziecka. O przebiegu i rezultatach procesu wychowawczego decyduje dobra współpraca Domu, Szkoły i Kościoła. Współdziałanie rodziców, nauczycieli i katechetów warunkuje więc harmonijny i wszechstronny rozwój uczniów. Wpływa na ich postępy w nauce i w szlachetności zachowania. Daje też szansę ciągłego doskonalenia się samym rodzicom, nauczycielom i katechetom jako wychowawcom odpowiedzialnym za wielostronny rozwój dziecka.
Rodzina, Szkoła i Kościół stanowią trzy podstawowe filary, trzy bardzo ważne środowiska wychowawcze. Jeśli współpraca na każdym szczeblu i etapie rozwoju dzieci będzie przynajmniej dobra można być pewnym, że wychowanie przyszłych pokoleń przyniesie piękne owoce. Jeśli jednak, co ostatnio dość często się zdarza, zacznie szwankować i iskrzyć, choćby tylko częściowo na jednym z owych poziomów procesu wychowania, skutki mogą być opłakane a wręcz tragiczne. Już dziś wszyscy przerażeni jesteśmy otaczającą nas przemocą i agresją, tym że przestępstwa dokonywane są coraz częściej przez młodocianych i tym, że dokonywane są w biały dzień. I mówi się wtedy wiele o zaostrzeniu prawa, dyskutuje się o sprawności policji, ale zbyt mało uwagi poświęca się źródłom, przyczynom, które generują takie zachowania i patologie. Powstaje też wiele organizacji zajmujących się poszerzaniem praw dzieci i młodzieży. W tym duchu obecna minister edukacji, Katarzyna Hall, chce umieścić w kanonie lektur szkolnych książkę, w której dzieci przeprowadzają casting na zboczeńca. Chodzi o książkę „Mam prawo! Czyli nieomal wszystko, co powinniście wiedzieć o prawach dziecka, a nie macie kogo zapytać”, która zdaniem wielu autorytetów będzie niepokoić i szkodzić prawidłowemu rozwojowi dzieci.
Pokolenie dzisiejszych polskich rodziców, krytykując szkoły, z których wyszło, ich przeciążone programy, obowiązkowe uniformy, fartuchy, stosunki między nauczycielami a ich wychowankami, pragnie uchronić swoje pociechy przed tymi, wg nich, negatywnymi doświadczeniami. Chcą dać swoim dzieciom więcej niż mieli sami, chcą się z nimi przyjaźnić, traktować po partnersku. Zbyt często jednak „przeginają”, czego skutkiem są same klęski wychowawcze. Przyczyn istniejącego dziś młodzieżowego marginesu społecznego jest wiele - dostęp do niestosownych filmów, wydawnictw, używek, narkotyków, upadek autorytetów, wartości, bieda, ale także przesadzanie z „dobrocią” i dziecięcą wolnością. Z praw korzystać mogą ci, którzy prawa przestrzegają, wykonując swoje obowiązki. Prawo do nauki, to nie prawo do utrudniania prowadzenia lekcji, co uniemożliwia rówieśnikom korzystania z tego samego prawa. Wolność przekonań to nie sprzeciwianie się rodzicom, którzy chcą wychowywać dziecko zgodnie ze swoimi poglądami. To rodzice mają pierwszeństwo w decydowaniu o tym, co dobre, a co złe dla córki czy syna. Oczywiście dotyczy to przeciętnych rodziców, którzy sami praw przestrzegają i moralnie się zachowują. Na jednej z lekcji uczeń pyta nauczyciela, czy prawdą jest, że kiedy był młody, to dzieci ustępowały miejsca starszym w tramwaju czy autobusie. Pytanie go zaskoczyło, choć nie dlatego że nie umiał na nie odpowiedzieć lecz dlatego, że zostało ono postawione całkiem serio. Zastanawiał się długo, skąd biorą się te pytania? Po chwili miał gotową odpowiedź.
Uważał, że rodzice kupują dzieciom droższe buty niż sobie, że fundują im ekskluzywne wakacje, kiedy sami w tym czasie ciężko pracują, gwarantują im tysiące atrakcji na spędzanie wolnego czasu, gdy sami w tym czasie zmywają, piorą, odkurzają. Robią tak często w dobrej wierze, usprawiedliwiając i uciszając wyrzuty sumienia słowami „bo ja tego nie miałam, więc teraz dam, niech dziecko użyje, skorzysta; przede mną mniej czasu, a przed dzieckiem całe życie”. Owszem należy dzieciom „dawać” ale zachowując w tym rozdawnictwie zdrowy rozsądek i umiar. Najważniejsze, by nie zapomnieć o dawania im miłości, poczucia bezpieczeństwa i więcej swojego czasu. Jedna z profesorek liceum pisze, że kiedy my byliśmy młodzi nasze pokolenie, dla którego charakterystyczny był bunt, poszukiwanie przygód i wrażeń, skupiało swą uwagę na naruszaniu praw szkolnych jak tarcze na agrafce, ucieczka z lekcji”. Zauważmy, że obecnie młodzież nie ma takich problemów, nawet wagary rodzice i szkoła traktują trochę z przymrużeniem oka, opowiadając dzieciom przy takich okazjach swoje podobne przygody, czy „hurtem” usprawiedliwiając nieobecności. Młodzież zawsze szuka granic do przekraczania, bo to jest zgodne z naturalnym ich psychologicznym rozwojem. Jeśli jednak więcej damy im luzu, swobód, im dalej postawimy granice, tym większe będą popełniać grzechy i przestępstwa. Źle rozumiane miłość, wyrozumiałość, tolerancja zawsze prowadzą do wychowania społeczeństwa bezprawia. Trzymajmy zatem swe pociechy pod swymi opiekuńczymi skrzydłami, powoli je otwierając, zanim zdolne będą decydować o sobie, zanim zdolne będą do dobrze pojętej wolności.
Owocność współpracy Rodziny, Szkoły Kościoła będzie zależała od tego, na ile te podmioty wychowujące będą świadome swoich własnych zadań i możliwości wychowawczych. Na ile będą świadome, że źródło współpracy Rodziny, Szkoły i Kościoła, nie zależy tylko od poprawnego rozumienia funkcji wychowawczych swoich i innych, od podziału kompetencji i znajomości zakresu praw i obowiązków. Specjalista w dziedzinie wychowania dzieci, profesor pediatrii Akademii Medycznej James Dobson na pytanie, czy dzieci rodzą się jako „białe karty” pozbawione osobowości, dopóki nie zetkną się ze środowiskiem, zdecydowanie zaprzecza takim poglądom /pogląd taki głoszą między innymi behawioryści/. „Jestem pewien - pisze profesor - że osobowość nowo narodzonych dzieci zmienia się istotnie zanim pojawiają się wpływy rodziców i środowiska. Matka dwojga lub więcej dzieci - dowodzi Dobson - przyzna, że każde z nich ma inną osobowość” a to dowodzi faktu, że te małe osoby przychodząc na świat mają różne style zachowań. Te różne style zachowań mają tendencję do utrwalania się w ich dalszym życiu i mają wpływ na aktywność, odpowiedzialność czy ich nastrój. Skoro Bóg sprawił, że każdy płatek śniegu jest inny, dlaczego miałby sprawić, żeby dzieci były podobne do siebie jak np. fabryczne modele samochodów czy przysłowiowe dwie krople wody. Potrzebna jest więc szczególna troska i świadomość, by jak najwcześniej kształtować i wydobywać ze swoich maluszków, to co w nich najpiękniejsze i najszlachetniejsze. Potrzebna jest świadomość, by w wychowaniu swoich dzieci podejmować pełną współpracę ze wszystkimi, którym leży na sercu dobro przyszłych pokoleń.
Ks.Janusz