Okiem 40-latka
Treść
.
.
Przyzwyczailiśmy się narzekać na nasze ciężkie czasy. Jako że mam te swoje czterdzieści lat, zdążyłem się już przyzwyczaić do tego, że czasy zawsze są ciężkie. I to coraz cięższe. Najbardziej zaskakiwały mnie jednak opinie ludzi, którzy przeżyli wojnę i czasy stalinowskie, a użalali się , że tak ciężkich czasów jak teraz to nigdy jeszcze nie było… Kilka razy próbowałem nawet wdać się w polemikę z głoszącymi te opinie, ale szybko doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu. Przekonani o swoich racjach nie dopuszczają do siebie myśli, że może jednak nie jest tak źle…
Więc nie będę generalizował, uznając, że w tym względzie każdy ma swoją rację, ale jedną refleksją się podzielę. Jako autor felietonu posiadam ten wielki przywilej, że nie muszę wdawać się w dyskusję, tylko przedstawić swoje zdanie. Inspiracją było dla mnie otwarcie zmodernizowanego Sokoła. Kilka razy wspomniano na nim, że budynek ten - starosądecka sokolnia - zbudowany został na początku XX wieku ze środków społeczeństwa Starego Sącza. Czy dzisiaj stać by nas było na taką społeczną inwestycję? Warto sobie uświadomić, w jakich domach mieszkali ówcześni mieszczanie, po jakich drogach i chodnikach chodzili, w co się ubierali i gdzie na wakacje jeździli….:-) I wznieśli wspólnymi siłami - jakby nie patrzeć - najbardziej okazały budynek (nie licząc budynków sakralnych) w naszym mieście. Trzeba przyznać, że mieli gest, powierzając zaprojektowanie znanemu (więc zapewne nie najtańszemu) architektowi Zenonowi Remiemu. A i funkcje, jakie miał pełnić budynek, można było umieścić w jakimś mniej architektonicznie skomplikowanym (więc i tańszym) obiekcie. Co zatem sprawiło, że powstała starosądecka sokolnia? Musiały być pewne wartości, dla których ludzie otwierali swoje serca i portfele. Które uznawali za ważne - ważniejsze niż niejedna ich prywatna potrzeba. Dziś, z perspektywy lat, wiemy, że ta postawa pozwoliła na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Wróćmy jednak do naszych czasów. Ponad 20 lat temu wyzwoliliśmy się spod protektoratu sowieckiego. My. Ale jest jeszcze wielu Polaków, którzy mieli mniej szczęścia. Ich rodziny zesłano na Sybir, nie mieli szczęścia powrotu. Wielkim wysiłkiem, z narażeniem życia, przez dziesiątki lat zachowali swoją polskość. Marginalizowani, szykanowani, najczęściej nie byli w stanie uzyskać wysokiej pozycji społecznej czy zawodowej. Dziś docierają do nich informacje o wolnej Polsce swoich przodków, jaką z wielką dumą i tęsknotą w sercu nosili. Ich największym marzeniem jest do Polski powrócić. Tak jak wróciły do Izraela setki tysięcy rosyjskich Żydów, tak jak powrócili do Ojczyzny ich niemieccy sąsiedzi. Ale my, zapatrzeni w swoje niedostatki, w pogoń za „zachodnim standardem” wcale nie zamierzamy się nimi zajmować. Zawsze są ważniejsze sprawy. Czy odczuwamy jakąkolwiek solidarność z nimi? Czy naprawdę nas w Starym Sączu nie byłoby stać, żeby przygarnąć choćby jedną rodzinę polską z Kazachstanu? Tym bardziej, że polski rząd wspiera Gminy dotacjami na ten cel. Bo nie zdajemy sobie sprawy, że to, co nam wydaje się być wielkim kryzysem, dla Polaków z Syberii jest rajem. Czy nic nie jesteśmy im winni za wielką ofiarę ich przodków?
Jacek Lelek