Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Każda historia ludzka jest godna uwagi, każde życie ważne i cenne

Treść


.
Każda historia ludzka jest godna uwagi,
każde życie ważne i cenne
JUBILEUSZE TO NIE TYLKO
ŚWIĘTOWANIE ROCZNIC
 
    W ich świetle, niczym w lustrze, odbijają się minione lata, etapy życia i zdarzenia. Zatrzymuje się na chwilę czas i każe spojrzeć wstecz. Mobilizują się najbliżsi, płyną słowa wdzięczności, podziękowania i życzenia; są kwiaty i podarunki, łzy wzruszenia i emocje sięgające zenitu.
    Takie podniosłe chwile miały okazję przeżyć pary małżeńskie, obchodzące jubileusz 50 lat pożycia małżeńskiego, zaproszone przez burmistrza Starego Sącza, Jacka Lelka, na uroczyste spotkanie listopadowe do Domu Pielgrzyma „Opoka”. Jubilaci uczestniczyli tu w dziękczynnej Mszy św. sprawowanej przez ks.proboszcza Marka Tabora, otrzymali pamiątkowe dyplomy, odznaczeni zostali medalami przyznanymi przez Prezydenta Polski, odbierali życzenia i podziękowania.
    W gronie jubilatów znaleźli się, między innymi, państwo Michalina i Julian Nowobilscy ze Starego Sącza. Zwyczajni. Jedni z wielu… A może jednak trochę i niezwyczajni, bo bardziej otwarci na innych? Wdzięczni za dar długiego życia i pożycia, okazaną serdeczność i życzliwość; wciąż przeżywający jubileuszowe wzruszenia, zapragnęli powrócić do wspomnień i podzielić się sobą. Motywując tę decyzję pan Julian pisze: „Moje życie jak każde, jest prozą… Chcę się podzielić moimi losami, z etapu na etap. Jest też ( a może i będzie) to nauką dla Starosądeczan, dumnych patriotów, ale też małych i wielkich ludzi, do których Europa nie dotarła. Jednak dotarła! Nasza Polska w Europie! To ważna sprawa, po dziesięcioleciach niewoli hitlerowsko - stalinowskiej”.
    Będzie więc „jubileuszowo-gazetkowa” rozmowa z p.Julianem, pytania i odpowiedzi, i wyłaniające się z nich życie ludzkie, z wielu względów godne upamiętnienia. Zaczniemy tradycyjnie, od korzeni, domu rodzinnego i dzieciństwa.
.

Ten wizerunek Matki Bożej jak talizman towarzyszy życiu 
.
Co pozostało we wspomnieniach z tych najwcześniejszych lat? Jaki jest Pana rodowód?
    - Pierwszy zapis w pamięci, wówczas trzylatka, to niemieckie samochody, pod które się wczołgiwałem, jakby znak, że z samochodami zwiążę życie. Urodziłem się kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej, w Janczowej, obecnie gmina Korzenna. Mój rodowód korzeniami sięga jednak głębiej, dziadkowie byli góralami, zamieszkałymi w Białce Tatrzańskiej. W poszukiwaniu pracy i chleba wywędrowali do Stanów, dorobili się tam dzięki zdolnościom i pracowitości, wrócili do kraju, kupili majątek w Janczowej i tu moja ojcowizna.
    Z domu wyniosłem trwałe podwaliny pod życie; głęboką religijność, pracowitość, zaradność i wrażliwość na ludzką biedę i potrzeby. Nikt od nas nie wyszedł bez wsparcia i pomocy. Mój ojciec, Franciszek, miał warsztat kowalsko-ślusarski, podkuwał konie, dorabiał śruby, koła do bryczek, narzędzia rolnicze, wyplatał kosze i bryczki z wikliny, a także zabawki. Towarzyszyłem mu prawie codziennie, wszystkiego się uczyłem, a przede wszystkim od taty uczyłem się spokoju i pokory. Jeździliśmy razem na targi do Tarnowa i Zakliczyna, pomagałem sprzedawać wykonane rzeczy, a za pierwsze zarobione pieniądze (w wieku 6-7 lat), zrobiłem pierwszy zakup, w Nowym Sączu kupiłem niewielki rozmiarami, drewnianą ramką oprawiony obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, i mam go do dziś ( to ten na zdjęciu). Towarzyszył mi wszędzie, gdzie mnie życie skierowało, był jak talizman i nie rozstaję się z nim nigdy. O mojej Mamie, Helenie z Murzydłów, mam też jak najlepsze wspomnienia. Pamiętam jej ogromną miłość do mnie i moich czterech braci. Nie wiem, jak ona to robiła, że w czasach, kiedy mojej rodzinie zagrażał głód, wyczarowywała zawsze coś do jedzenia, sama kosztując zaledwie potrawę …drobna, cicha, kochana Mama.
 
Pierwsze kroki w dorosłość dokąd prowadziły Juliana?
    - Jako czternastolatek zdecydowałem już, kim chcę być i jaki zdobyć zawód, w tym celu opuściłem dom rodzinny, wyruszyłem z kolegą „w Polskę”, na Zachód, do Głogowa, stamtąd do Szczecina i dopiero we Wrocławiu dostałem się do szkoły samochodowej, tam zdobyłem zawód mechanika samochodowego, a także zawodowe prawo jazdy i uprawnienia instruktora nauki jazdy. Mając 18 lat, wróciłem do Nowego Sącza i zacząłem pracować w zarządzie dróg lokalnych, jako kierowca mechanik.
 
Jak potoczyły się dalsze losy?
    - 12.IV 1960 r. dostałem powołanie do służby wojskowej w Warszawie, w samochodowej jednostce specjalnej 24-20 w Ministerstwie Obrony Narodowej, pod Belwederem. Służba trwała 2 lata. Jako zawodowy kierowca kategorii II prowadziłem tu naukę jazdy, po przysiędze wojskowej byłem kierowcą tzw. sanitarki, a później, do końca już służby wojskowej, kierowcą rosyjskiego generała. Prowadziłem samochody typu warszawa, wołga i zim. Ojciec mój raz po raz otrzymywał listy gratulacyjne za moją wzorową służbę.
 
Powrót z wojska ustabilizował sprawy zawodowe?
    - W tamtych czasach nie było to łatwe. Chciałem otworzyć swój zakład samochodowy, ale nie było możliwości; więc ze znajomym starosądeczaninem założyliśmy spółkę, był to pierwszy prywatny transport samochodowy w okolicy, dysponujący samochodem Sauer. Po dwóch latach przerwałem współpracę, na rzecz biznesu w postaci taksówki. W tamtym czasie w Starym Sączu były dwie taksówki, drugą miał Rysiek Tokarczyk. W 1966 r. zdobyłem koncesję na samochód ciężarowy, pierwszym moim samochodem był star. Ze starami pracowałem do emerytury, prowadząc działalność gospodarczą,. W czasach komunistycznych nie było to łatwe. Byli ludzie, którzy pomagali sobie wzajemnie, ale też i tacy, którzy bardzo przeszkadzali. Jakoś sobie radziłem, mimo że nie należałem nigdy do żadnej partii politycznej.
 
A sprawy rodzinne jak się ułożyły?
    - Szczęśliwie i pomyślnie. W międzyczasie, w 1965 r. poznałem przyszłą żonę, Michalinę Górską, nauczycielkę w Żeleźnikowej Wielkiej. Wzięliśmy ślub, mamy troje, dziś już dorosłych dzieci, córkę i dwu synów. Z żoną przeżyliśmy zgodnie 50 lat i to właśnie małżeństwo i rodzinę uważam za największe życiowe osiągnięcie i sukces. Wybudowaliśmy w Starym Sączu dom i staliśmy się prawowitymi mieszkańcami tego miasta, już prawie od pół wieku.
Z domu rodzinnego wyniosłem przywiązanie do Kościoła i wrażliwość społecznikowską. To po prostu stało się moją pasją, wykonywałem czyny społeczne na rzecz takich obiektów, jak: plebania i remont kościoła w Siedlcach i kościoły w Żeleźnikowej Wielkiej, Rytrze, Młodowie, Kamionce Wielkiej. Największy chyba wkład wniosłem w budowę domu zakonnego Sióstr Służebniczek w Starym Sączu, przy ulicy Jagiellońskiej, jak również kościoła pw. św.Elżbiety Węgierskiej. Ile godzin i dni przepracowałem społecznie, ile materiałów budowlanych przewiozłem gratis na kościoły, drogi i obiekty sakralne nie zliczę i nigdy nie zamierzałem liczyć; byłoby to wbrew moim zasadom i zamierzeniom.
Wierzyłem zawsze i wierzę nadal, że dobro wraca i warto być dobrym. Św.Jan Paweł II, do którego mam szczególne nabożeństwo, mówił, że praca kształtuje człowieka i pokazuje, kim on naprawdę jest; i że tyle jesteśmy warci, ile dobra czynimy dla innych. Przeżyć dobrze życie, pomagać, dzielić się z innymi, zasłużyć na zaufanie i być oparciem - to chyba najważniejsze? Starałem się, czy jednak zawsze potrafiłem? Próbuję znaleźć odpowiedź i sprawdzić siebie.
    W tym „sprawdzeniu” mogą pomoc również dokumenty, do których udało się dotrzeć, poświadczające społeczne zaangażowanie p.Juliana Nowobilskiego. Jest wśród nich np. podziękowanie skierowane w r. 1976 przez prezydenta miasta Nowy Sącz „z wyrazami uznania za ofiarną pracę społeczną, wykonaną przy budowie dróg na terenie miasta Nowy Sącz.” Jest potwierdzenie wsparcia finansowego Solidarności w czasie stanu wojennego.
    Okazały dom Sióstr Służebniczek stanowi również dowód „w sprawie”. Na całą jego budowę, w czynie społecznym p.Julian przywoził cegłę i racjonalizatorskim, własnym urządzeniem, pozwalającym wyładować łatwo i bez uszkodzeń, transport wykiprowywał.
Bardzo sobie ceni, otrzymany wówczas, dokument wystawiony przez swojego księdza proboszcza. 18 czerwca 1990 r. ksiądz prałat Alfred Kurek pisał w nim: „Julian Nowobilski, syn Franciszka i Heleny Murzydło, urodzony 5.VI 1939 r. w Janczowej, zamieszkały w Starym Sączu, przy ulicy Węgierskiej 31, jest moim parafianinem, jest człowiekiem głęboko religijnym, wierzącym i praktykującym; pomaga społecznie i materialnie naszej parafii, która prowadzi remonty zabytkowych obiektów kościelnych.”
    Pan Julian pamięta dobrze noc, w którą dotarł z transportem kamienia na schody wejściowe do kościoła p.w. św.Elżbiety; nie chcąc budzić pomocników, obaj z Księdzem Proboszczem wyładowali kamienny budulec. Wspomina, że i przy układaniu cegły ksiądz Kurek pomagał.
    Często wracają też wspomnienia zagrożeń powodziowych, szczególnie ratowanie mostu na Popradzie. Alarm powodziowy zmobilizował wtedy prywatnych przewoźników, wśród których znalazł się również p. Julian. Trzy dni i noce stał z samochodem obciążonym ładunkiem 8-10 ton, by stawić opór żywiołowi. Napór wód, groza, złowieszczy szum piętrzących się fal, rozdygotane przęsła śnią się jeszcze nieraz po nocy. Udało się wtedy, ale skutki powodzi znów wymagały zaangażowania się.
    Usuwanie skutków żywiołu było kolejnym sprawdzianem. Po tej akcji Powiatowy Zarząd Dróg Lokalnych przysłał, na ręce pana Juliana Nowobilskiego, podziękowanie następującej treści: „Wasz udział w tej akcji, polegający na przewiezieniu bezpłatnie 400 ton żwiru na budowy drogowe, pomógł w szybkim przywróceniu tras komunikacyjnych.”
    Wymienione działania to tylko część wykonanych w pracowitym życiu. Przypadło ono na trudne czasy, ale, jak widać, nie ma tak złych czasów, żeby nie można było czynić dobra. Wiara, rodzina, nauka i praca, pomoc w potrzebie i cieszenie się zaufaniem innych to te wartości, dla których warto żyć. Przysłowie mówi, że pracą człowiek Boga chwali, a św. Jan Paweł dodaje:
    „To przez pracę - w głównej mierze człowiek bardziej staje się człowiekiem. To ona kształtuje człowieka, nie tylko angażuje go, ale wskazuje na wymiar jego charakteru, zasad, wartości, na jego chrześcijańską uczciwość i umiejętność miłości drugiego człowieka.”
    Wspomnienia p.Juliana Nowobilskiego nasuwają pomysł wprowadzenia, na łamach parafialnego pisma, cyklu biograficznych zwierzeń i opowieści o dorobku i dokonaniach np. i innych państwa jubilatów. Każde życie jest ważne. Od każdego człowieka można się czegoś nauczyć. Zachęcamy do podzielenia się sobą!
Z autorem zamieszczonych wspomnień rozmawiała
Zofia Gierczyk
 
349601