Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki
Przejdź do Menu Techniczne

Menu Dodatkowe

Józef Dietl a kwestia przemysłu uzdrowiskowego Galicji Zachodniej

Treść


.
ODCZYT NAUKOWY
JÓZEF DIETL A KWESTIA PRZEMYSŁU
UZDROWISKOWEGO GALICJI ZACHODNIEJ
 
    W czwartkowe popołudnie 25 września 2014 r. w górnej sali starosądeckiego „Domu na Dołkach” odbył się uroczysty odczyt naukowy dra Sławomira Dorockiego i mgra Pawła Brzegowego z Instytutu Geografii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. To niezwykłe wydarzenie naukowe w naszym mieście, honorowym patronatem objął Burmistrz Starego Sącza Jacek Lelek. Odczyt zorganizowało w swej siedzibie Muzeum Regionalne im.Seweryna Udzieli w Starym Sączu.
Do zapoznania się z niezwykłą postacią Józefa Dietla i jego życiowymi dokonaniami, w bieżącym roku jest szczególna okazja. 210. rocznica urodzin prezydenta Krakowa w latach 1866-1874, tenże wielki lekarz, polityk i uczony, naukę pobierał w gimnazjach Tarnowa i Nowego Sącza. Zapewne bywał w Grodzie Kingi, chociaż materialne dokumenty, które potwierdzałyby to przypuszczenie, jeszcze nie zostały odkryte. Ale, kto wie, co skrywają archiwa prywatne i klasztoru Sióstr Klarysek.
.

Dr Sławomir Dorocki
.
Prelegentami byli:
- dr Sławomir Dorocki, który jest absolwentem studiów z zakresu geografii społeczno-ekonomicznej w Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie oraz doktorem nauk humanistycznych w dyscyplinie historia (Instytut Europeistyki - Uniwersytet Jagielloński w Krakowie). Obecnie adiunkt w Zakładzie Przedsiębiorczości i Gospodarki Przestrzennej w Instytucie Geografii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Zainteresowania badawcze dra Sławomira Dorockiego skupiają się wokół problematyki regionów i procesów regionalizacji społeczno-gospodarczej, ze szczególnym uwzględnieniem zróżnicowania przestrzeni europejskiej oraz procesów integracji europejskiej i uwarunkowań historycznych.
- mgr Paweł Brzegowy jest absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, a obecnie doktorantem w Instytucie Geografii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.
   Wykład - uzupełniony przeźroczami, został bardzo serdecznie przyjęty przez zainteresowanych zebranych słuchaczy. Był bardzo interesujący i każdy z obecnych z przyjemnością chciałby wrócić do treści w nim zawartych.
Po zakończeniu wykładu zwróciłam się do Autorów z prośbą o możliwość jego opublikowania na łamach „Z Grodu Kingi”.
Uzyskawszy aprobatę dla mojego pomysłu, otrzymałam tekst w formie artykułu naukowego z przypisami, bowiem niniejsza praca stanowi fragment większego opracowania autorów pt. „Wspomnienie prof. dra Józefa Dietla - ojca balneologii polskiej i wskrzesiciela Krynicy w 210. rocznicę urodzin,”. (Prace Komisji Historii Nauki PAU, Kraków 2014 -w druku).
Kolejne jej fragmenty opublikujemy w następnych numerach naszego czasopisma.
Za tę możliwość serdeczne podziękowania w imieniu własnym i Czytelników składa
Jolanta Czech
 
„Wspomnienie prof.dra Józefa Dietla
- ojca balneologii polskiej i wskrzesiciela Krynicy
w 210. rocznicę urodzin”
.

   Józef Dietl przyszedł na świat 24 stycznia 1804 r., jako piąte z dziewięciorga dzieci Franza (Franciszka) Johanna Dietla i Anny Kulczyckiej, w oddalonej o 20 km od Drohobycza wsi Podbuż (Podbież), dokąd jego przodkowie przybyli z Węgier w XVIII stuleciu. Fakt ten upamiętnia współcześnie niewielka tablica pamiątkowa zasponsorowana w 2013 r. przez Fundację Aktywnych Obywateli im. J.Dietla. Z początkiem XIX w. Podbuż wchodził w skład utworzonego w 1772 r. Królestwa Galicji i Lodomerii, którego gubernium znajdowało się we Lwowie. Począwszy od czasów kongresu wiedeńskiego ziemie królestwa zlokalizowane na wschód od Sanu poczęto określać Galicją Wschodnią, zaś położone w kierunku przeciwległym Zachodnią. Ojczyzną J.Dietla była wioska w dorzeczu Dniestru nad Bystrzycą Tyśmienicką odznaczająca się bogactwem przyrodniczym łąk, potoków i lesistych wzgórz. Pośród mieszkańców narodowości ruskiej, polskiej i niemieckiej, dominowało wyznanie greckokatolickie, dalej zaś rzymskokatolickie i mojżeszowe. W okresie Rzeczpospolitej wieś przynależała do krainy podbuskiej w ekonomii samborskiej w ziemi przemyskiej skupiającej ponadto wsie Bystrzyca, Dołżki, Jasienica Zwarycka, Łukawica, Myta, Nahujowice, Opaka, Rosochacz, Smolica, Sprynia, Stronna oraz Załokieć. Utworzone po pierwszym rozbiorze Polski przez rząd austriacki państwo kameralne podbuskie dzieliło się na dwie krainy: podbuską i wołosiańską oraz dobra Dołhe. Przy końcu lat 40. XIX w. w obwodzie samborskim zajmującym powierzchnię 88 m. geogr. i skupiającym niemal 326 tys. mieszkańców, znajdowało się 7 miast, 3 miasteczka i 346 wsi. Zlokalizowany nad Dniestrem Sambor liczący 10 tys. mieszkańców był miastem obwodowym z urzędem cyrkulacyjnym, sądami, szkołami normalnymi i gimnazjalnymi oraz innymi urzędami. Z początkiem XIX w. F.Dietl pracował na stanowisku kontrolera drohobyckiego inspektoratu obwodowego. Wykonywał zawód mało dochodowy, lecz na przełomie XVIII i XIX stulecia nadal popularny. Wywodząca się ze zubożałej szlachty z powiatu samborskiego matka, zajmowała się prowadzeniem gospodarstwa domowego. J. Dietl całe swe dzieciństwo spędził w Podbużu i Samborze, gdzie uczęszczał do szkoły elementarnej. W 1816 r. F.Dietl otrzymał posadę zarządcy dóbr państwowych w Nowym Sączu i bezpłatne mieszkanie. Wobec przeprowadzki jego kilkunastoletni syn kontynuował naukę w Tarnowie a następnie w gimnazjum nowosądeckim. Jak wyglądała wieś galicyjska w czasach dzieciństwa J. Dietla? Terminem, który najpełniej oddawał rzeczywistość wiejską tamtego okresu była mizeria. Małopowierzchniowe gospodarstwa, przestarzałe techniki rolnicze, przeludnienie, głód, analfabetyzm i klęski nieurodzaju, dokuczały wsi i jej mieszkańcom nawet u schyłku Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Ślady tzw. „biedy galicyjskiej” odnaleźć można w jednej z ludowych pieśni, śpiewanej być może również w krainie podbuskiej: „ach miła żono, cóż poradzimy, jak jeszcze krowę wyprowadzimy, biéda nam dokuczy, bez tego już mruczy między ścianami” (Pieśni polskie i ruskie ludu galicyjskiego, Lwów 1833). Poseł do lwowskiego Sejmu Krajowego V i VI kadencji Władysław Koziebrodzki z przekonaniem dowodził, iż pryncypialnym celem austriackiej polityki edukacyjnej było ogłupianie narodu polskiego, co szczególnie akuratnie realizowano na obszarach wiejskich. Rolnictwo zabijane przez pańszczyznę, podupadły handel, brak dróg i podatki, wszystko razem pogrążało prowincję w coraz większej niedoli. „Galicja tylko nędzna, ogłupiała, podzielona na nienawistne sobie warstwy i społeczeństwa”, pisał kreśląc szkic jej sytuacji społeczno-gospodarczej. W przekonaniu rzeczonego polityka Cesarstwo Austriackie nigdy nie było jednym narodem, lecz mieszaniną różnorodnych nacji, których nie łączyła żadna wspólna idea. Brak poczucia dziejowej jedności stanowił o wewnętrznej słabości imperium, scalanego przez despotyzm ówczesnych rządów. Przyglądając się okresowi dzieciństwa J.Dietla należy go skonstatować, jako czas szczęśliwie przeżyty, choć i znojny zarazem i pełen wyrzeczeń. Utrzymanie przez F. Dietla jedenastoosobowej rodziny z urzędniczej pensji było zadaniem niełatwym, by wręcz nie rzec heroicznym. Nic jednak nie wskazuje na to ażeby Dietlowie popadli w długi, choć wysłanie w 1817 r. najstarszego syna Franza na studia uniwersyteckie do Lwowa okupiono zapewne niejednym wyrzeczeniem. J.Dietl lata spędzone z najbliższymi wspominał smakiem chleba pytlowego, miodu, masła, sera, pierogów, naleśników, konfitur, anyżówki, indyka, pieczeni huzarskiej, bigosu i zrazów. W skrzyni skrywanej pod łóżkiem A. Dietl przechowywała gromadzoną latami niewielką ilość złota. Z rzeczonego opisu gospodarstwa domowego przywołanego przez prof.dra Adama Wrzoska wyłania się obraz domu wcale dostatniego, zamieszkałego przez ludzi oszczędnych i życiowo zaradnych. Wpojoną dzieciom przez Dietlów regułę, w duchu której „nie wielkie dochody, ale małe wydatki czyniły człowieka bogatym”, należy uznać za cenną życiową lekcję. O latach wczesnoszkolnych J.Dietla wiadomo niewiele. Niewątpliwie oparte były o dyscyplinę, srogość nauczycieli i solidną edukację w zakresie j. niemieckiego. Przeprowadzka do Nowego Sącza z pożytkiem wpłynęła na wyniki w nauce w miejskim gimnazjum, które z opinią wzorowego ucznia ukończył około r. 1820. Podobnie jak ojciec, wcześnie, bowiem już w wieku 13 lat rozpoczął swą pierwszą pracę asystując w kancelarii, a następnie udzielając korepetycji.
   Sytuacja materialna rodziny Dietlów wskutek śmierci Franciszka w 1819 r. uległa znacznemu pogorszeniu. J.Dietl wspomina o tym przelotnie w swoich wspomnieniach nadmieniając - „uczyłem się od biedy, bom musiał”. Jakie plany na przyszłość kreślił dorastający chłopiec? Żywe usposobienie zachęcało do kariery wojskowej, co jednak matka stanowczo odradzała, zaś syn ostatecznie usłuchał jej rady. Wyboru przyszłego zawodu dokonała właśnie A.Dietl rozbudzając w Józefie zainteresowanie osobą miejscowego lekarza, powszechnie szanowanego dra Gruszki. Gdy zatem A. Dietl zapytała czy Józef mógłby pewnego dnia zostać medykiem tak sławnym jak on, miał jej rzec dr Gruszka „nic pewniejszego!”. Pomimo trudności materialnych w r. 1821 J.Dietlowi udało się rozpocząć trzyletni obligatoryjny kurs z nauk filozoficznych na Uniwersytecie Lwowskim, który łączył z usługami pedagogicznymi z matematyki oraz nauką języka francuskiego i włoskiego. Prowadzenie zajęć dla większej grupy słuchaczy było możliwe dzięki pomocy prof. dra Franciszka Kodescha, który na tę okazjonalność pozyskał salę. Dietl ukończywszy propedeutykę uniwersytecką z wynikiem celującym, przy wykorzystaniu przyoszczędzonych środków finansowych mógł w 1823 r. rozpocząć studia medyczne na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Wiedeńskiego. Lwów - stolica Królestwa Galicji i Lodomerii, największego terytorialnie kraju koronnego Austrii, pozostawał nie tylko najważniejszym ośrodkiem administracyjnym i kulturalnym zaboru austriackiego, lecz również naukowym. W drugiej dekadzie XIX w. otworzono w mieście trzyklasową szkołę realną, działalność rozpoczęła fundacja zasłużonego działacza kultury oświeceniowej Józefa Maksymiliana Ossolińskiego, zainicjowano wydawanie polskojęzycznego dziennika „Gazety Lwowskiej” oraz „Rozmaitości literackich i naukowych”. Powstawały nowe obiekty użyteczności publicznej: pałac gubernatora, restauracja na Pohulance, zajazdy Hotel de Floh i Hotel de Lause, których ogródki stały się popularnym miejscem wypoczynku ludności niemieckiej. Staraniem Wincentego Ziętkiewicza zorganizowano pierwszą wielką salę balową na Strzelnicy, zaś Jan Klimowicz założył ogólnodostępny ogród na Wólce kampianowskiej. W 1827 r. z Wiednia sprowadzono zbiory Ossolineum, które umieszczono w dawnym klasztorze sióstr Karmelitanek. To we Lwowie działał jedyny wówczas w Galicji zakład szkolny dla głuchoniemych. Wyjazd do Lwowa a następnie do Wiednia oznaczał dla Dietla długotrwałą rozłąkę z matką i rodzeństwem. To właśnie rozstania „z matką ulubioną, z matką drogą, którą osamotnioną trudno było opuścić”, początkujący praktykant medycyny obawiał się najbardziej. Wzmiankowany cytat pomimo swojej lapidarności ukazuje bogactwo więzi emocjonalnych łączących syna z matką: miłość, rewerencję, przywiązanie, ciepło domowego ogniska, którego nie schłodziła niedola życia codziennego. 
   Galicja czasów Dietla w połowie XIX w. była krajem wielokulturowym z czteroma głównymi grupami etniczno-narodowościowymi: Rusinami (ok. 50%), Polakami (41%), Żydami (7%) oraz Niemcami (ok.2%). Granica etnograficzna pomiędzy ludnością posługującą się j.polskim a społecznością mówiącą po rusińsku przebiegała od Ulanowa przez San, Leżajsk i Brzozów do Iwonicza i dalej ku zachodowi w kierunku Gorlic, Grybowa a stamtąd doliną Popradu do Leluchowa. O Rusinach historyk i socjolog Bolesław Limanowski wyznający przekonanie, że społeczeństwo stanowi swego rodzaju całość organiczną pisał, iż w przeciwieństwie do Polaków byli bardziej przesądni, smętni i podejrzliwi. Ich cierpliwość często graniczyła z apatią, zaś łagodne usposobienie mogło przeradzać się w zawziętość i okrucieństwo. Rusinów zamieszkujących zachodnią część Galicji cechowała pracowitość i zaradność. Tenże uczony podobnie jak geograf francuski Élisée Réclus podkreślał, że „Galicja jest więcej żydowskim krajem od Palestyny i od każdego innego kraju”. W 1880 r. Żydzi stanowili niemal 12% całej populacji prowincji. Chociaż pokutowało przekonanie, że w wyniku mieszania się wyznawców mojżeszowych z chrześcijanami powstawało pokolenie z nagromadzeniem cech ujemnych, proces ten postępował nieprzerwanie, czego exemplum stanowiła szlachta polska. Najlepiej było przejechać się do Lwowa by w twarzach tamtejszych Żydów i Żydówek odnaleźć rysy typowo słowiańskie. W niektórych zaś miastach jak Brodach czy Drohobyczu ludność miejska niemal wyłącznie składała się z Żydów. W latach 80. XIX stulecia najmniejszym, bo ok. pięcioprocentowym odsetkiem ludności galicyjskiej pozostawali Niemcy (Galiziendeutsche) wyznania rzymskokatolickiego i protestanckiego w obrządkach luterańskim i kalwińskim. Pierwsi z nich szybciej zasymilowali się ze społecznościami miejscowymi, drudzy w tym względzie wykazywali ostrożność. W przekonaniu niektórych obserwatorów takowa rozmaitość narodowa nie wzmagała rozwoju społecznego prowincji. Działacz patriotyczny Henryk Bogdański uskarżał się, że „Galicja, zalana urzędnikami i profesorami Niemcami i zniemczonymi wyrzutkami bratniego czeskiego narodu, leżała do r. 1831 w głębokim narodowym letargu” (H.Bogdański, Pamiętnik 1832-1848). Za przedstawiciela której zatem z wyszczególnionych grup etniczno-narodowościowych uznawał się J. Dietl? Edukację odbywał wyłącznie w szkołach niemieckich, spędziwszy w Wiedniu niemal 3 dekady życia, przeto dogodniej było mu posługiwać się j. niemieckim niźli polskim. Wszystkie pierwsze prace naukowe spisał po niemiecku, w j. polskim zadebiutował dopiero z początkiem lat 50. XIX w. Korespondencja listowna z bratem Franzem odbywała się również po niemiecku, niekiedy po francusku, lecz z matką zawsze po polsku. Nie ulega wątpliwości, co podkreśliła prof.nadzw. dr hab.Isabel Röskau-Rydel, że to A.Dietl, która „rozmawiała i modliła się z dziećmi po polsku” była najlepszą nauczycielką ojczystej mowy. Kwestię przynależności narodowej Dietla przemilcza „Słownik biograficzny Cesarstwa Austrii”, zważając w pierwszej kolejności na wykonywany zawód i jego działalność polityczną. Następnie wskazano miejsce urodzenia, węgierskie korzenie dziadków, bez nadmieniania, że ojciec był Niemcem. Podkreślono natomiast polskie pochodzenie matki, błędnie przytaczając jej nazwisko - Kulcyczka. Głęboko zakorzeniony patriotyzm, prowadzenie działalności repolonizacyjnej, szereg rozpraw naukowych o tematyce medycznej, zdrojowiskowej i edukacyjnej spisanych nieskazitelną polszczyzną i Kraków, który do końca życia stanowił miejsce pracy i dom Profesora, nie pozostawiają wątpliwości, że był i uważał się za Polaka, ale i najprawdziwszego Galicjanina, co potwierdzają skreślone jego ręką słowa „żem do nauki zawsze był zawzięty jak Rusin, wytrwały jak Niemiec, a ochoczy jak Polak” (J.Dietl, O zwadach i radach... Tom V).
Sławomir Dorocki i Paweł Brzegowy
 
346810