Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Rozmowa z Andrzejem Długoszem - prezesem TMSS

Treść


.
ROZMOWA Z ANDRZEJEM DŁUGOSZEM
PREZESEM TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW STAREGO SĄCZA
 
   Są w naszym mieście pasjonaci, a jednocześnie skromni ludzie, których działalność jest mało znana mieszkańcom.
W tym numerze chciałabym przybliżyć Czytelnikom postać Andrzeja Długosza, któremu zadałam kilka pytań.
 
Jesteś starosądeczaninem od urodzenia, czy także z dziada-pradziada?
   - Tak. Urodziłem się w Starym Sączu w domu przy dzisiejszej ulicy Trakt św. Kingi, opodal baszty klasztornej, gdzie mieszkaliśmy czasowo. Mój tata był piwniczaninem, a mama mieszkała w domu na rogu ul.Węgierskiej i Cyganowickiej, ale zawsze się mówiło, że mama pochodziła z Cyganowic.
 
Proszę o przybliżenie swej biografii. Dlaczego jako kierunek swych studiów wybrałeś chemię?
   - Po ukończeniu Szkoły Podstawowej nr 2 przy ul. Daszyńskiego w 1970 roku rozpocząłem naukę w starosądeckim Liceum Ogólnokształcącym. Po maturze zdawałem na prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale nie zdałem egzaminów. Wtedy nie było takich możliwości jak teraz, uczelnie były tylko państwowe i na jedno miejsce przypadało kilkudziesięciu kandydatów, zwłaszcza na kierunki humanistyczne. Chcąc koniecznie studiować i pobyć w dużym mieście przerzuciłem się na studia techniczne i zdawałem na Wydział Chemiczny Politechniki Krakowskiej. Moje oceny na świadectwie ze szkoły średniej od góry do dołu były dobre, więc mogłem podjąć studia na dowolnym kierunku, a wiadomo, że w tym wieku człowiek nie bardzo wie, co chciałby robić w dorosłym życiu. Studia na wydziale technicznym nauczyły mnie, mówiąc pojęciami chemicznymi, myślenia syntetycznego i analitycznego.
Po studiach przez dziesięć lat pracowałem w wojewódzkich strukturach spółdzielczości mleczarskiej, które to struktury zostały zlikwidowane ustawą sejmową w 1990 r.
Przez dwa lata byłem na zasiłku dla bezrobotnych, który w tamtym okresie był przyznawany na czas nieokreślony i w znacznej wysokości. Potem przez prawie pięć lat pracowałem w handlu, jako sprzedawca.
W 1997 r. ówczesny prezes Towarzystwa Jan Koszkul zaproponował mi pracę przewodnika w muzeum i tak już zostało do dziś.
 
Skąd u Ciebie humanistyczne zainteresowania, ze szczególnym miejscem dla historii Starego Sącza?
   - Już w liceum bardzo interesowałem się historią, ale było to za mało, aby zdać na prawo. Ponadto w kręgu moich zainteresowań był wtedy film i sztuka. Założyłem wówczas Szkolny Dyskusyjny Klub filmowy, który działał prężnie jeszcze wiele lat po moim odejściu. Na studiach korzystałem z możliwości uczęszczania do teatrów krakowskich. W miarę możliwości zwiedzałem galerie sztuki i uczestniczyłem w wernisażach. Potem zainteresowałem się jeszcze literaturą polską i historią Kościoła w Polsce.
 
Jakie są początki i inspiracje Twych kolekcjonerskich pasji? Opowiedz o nich.
   - Już pod koniec nauki w liceum czułem, że coś mnie ciągnie w kierunku zbierania książek i dzieł sztuki. Nie ulega wątpliwości, że przyczyniły się do tego dwie panie profesor: Barbara Kruczek - polonistka, z którą utrzymuję kontakt do dzisiaj oraz artysta plastyk - nieżyjąca już Zofia Dagnan-Herowska, która prowadziła przedmiot wychowywanie plastyczne. W tym czasie nie bardzo miałem środki finansowe, ale pierwsze prace (grafiki i akwarele) kupiłem od Józefa Raczka, który mi je sprzedał po bardzo zaniżonych cenach, a pierwsze książki (kupione już świadomie w celu kolekcjonerskim) - to Trylogia Zofii Kossak-Szczuckiej. Dwa dni przed maturą odbywały się na rynku w Nowym Sączu imprezy z okazji Dni Oświaty Książki i Prasy, gdzie na stoiskach można było kupić książki, które podpisywali autorzy. Od tego czasu już wiedziałem, że chcę zostać bibliofilem. Przez czterdzieści lat udało mi się stworzyć bibliotekę liczącą 5500 tomów oraz kolekcję współczesnej sztuki sądeckiej, którą niedawno przekazałem mojemu bratankowi Mateuszowi, zostawiając sobie kolekcję portretu Wielkich Polaków.
 
Proszę Cię o przedstawienie Czytelnikom swej działalności w Towarzystwie Miłośników Starego Sącza, pełnieniu w nim funkcji prezesa i pracy na stanowisku kustosza w Muzeum Regionalnym w „Domu na Dołkach”.
   - Jak wspomniałem z Towarzystwem byłem związany od 1975 r., będąc jego członkiem, a potem, jako pracownik muzeum. W 2011 r. wybrany zostałem prezesem Towarzystwa. Dziś biorę wynagrodzenie, jako kustosz muzeum, a funkcję prezesa i dyrektora muzeum pełnię społecznie.
 
Opowiedz o najważniejszych dokonaniach tych instytucji na przestrzeni ostatnich lat oraz planach i zamierzeniach na kolejne lata ich działalności.
   - W okresie od wyboru mnie na prezesa przede wszystkim działaliśmy na rzecz stanu technicznego „Domu na Dołkach”. Zostało zainstalowane ogrzewanie profesjonalne oraz monitoringi: przeciwpożarowy, wizyjny wewnątrz budynku i antywłamaniowy. Wymalowaliśmy wnętrza i zmieniliśmy wystawy. Prace te były możliwe dzięki olbrzymim nakładom finansowym Gminy Stary Sącz. Opócz ekspozycji z historii miasta i jego kultury materialnej utworzyliśmy dwie ekspozycje biograficzne: Ady Sari i ks.prof. Józefa Tischnera. Cały czas udoskonalamy wystawy muzealne. Wydłużony został czas otwarcia muzeum od maja do września. Oprowadzamy turystów, udostępniamy bibliotekę i archiwum.
W przyszłości chcemy zwiększyć nasze działania tak, aby coraz częściej odwiedzały nas dzieci i młodzież szkolna, szczególnie z naszej gminy oraz oczywiście turyści.
 
Jak była doceniana Twoja działalność przez władze samorządowe miasta i powiatu?
   - Myślę, że władze doceniają pracę całego Towarzystwa, gdyż oprócz nakładów na remonty w znacznej mierze dotują działalność muzeum.
Jeśli chodzi o mnie, to odznaczony zostałem medalem „Zasłużony dla Ziemi Sadeckiej”, który to medal przekazałem, jako wotum dla św.Kingi, do naszego klasztoru. Ostatnio władze miasta przyznały mi odznaczenie „Zasłużony dla Miasta i Gminy Stary Sącz”. Ten medal wkrótce też trafi do klasztoru Sióstr Klarysek. Byłem ponadto w przeszłości nominowany do nagrody „Sądeczanin Roku”
 
Czym dla Ciebie, jako starosądeczanina, jest nasze czasopismo?.
   - Cały czas na bieżąco czytam z zainteresowaniem „Z Grodu Kingi”, ale też „Kurier Starosądecki”, jako źródła informacji w wydarzeniach w naszym mieście.
 
Co zechciałbyś coś przekazać naszym Czytelnikom?
   - W związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia chcę złożyć najserdeczniejsze życzenia zdrowia, ciepła rodzinnego i radości. Oczywiście zapraszam do rodzinnego odwiedzania naszego muzeum.
 
   O działalności Towarzystwa Miłośników Starego Sącza, które włącza się również w kulturalne życie miasta, od zawsze szczegółowo informujemy na łamach „Z Grodu Kingi”. Także po corocznych walnych zebraniach przekazujemy dokładne relacje z dokonań i zamierzeń Towarzystwa. W tym miejscu przypomnę tylko inicjatywę (od 2005 roku) kwest na odnowę zabytkowych nagrobków na starosądeckich cmentarzach, Dni Księdza Tischnera - (od 2007 roku organizowane pod tą nazwą) około 12 marca w okolicy urodzin Józefa Tischnera.
   W tym roku przypada siedemdziesięciolecie działalności TMSS, trudno nie wspomnieć o wydawnictwie autorstwa Andrzeja Długosza „70-lecie działalności Towarzystwa Miłośników Starego Sącza 1948-2018”, które w zarysie opisuje historię działalności tej organizacji. Bardzo wiele można się z niej dowiedzieć. Czytelnik zauważy, że działalność wydawnicza to mocny element działalności tego naszego Stowarzyszenia, które dba o zachowanie dziedzictwa materialnego i kulturowego Grodu Kingi, pamięci o jego znamienitych mieszkańcach, pamiątkach po nich, o bieżących wydarzeniach, które tworzą historię naszych dni.
  Dziękując za rozmowę życzę, w jubileuszowym roku Towarzystwa, jego Prezesowi osobistej satysfakcji i wszelkiej pomyślności w realizacji celów dla dobra społeczności naszego miasta.
Jolanta Czech
 
310353