Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

Wspomnienie o śp.księdzu Władysławie Turku

Treść


.
Z ostatnim pożegnaniem - bardzo osobiste
WSPOMNIENIE O śp.KSIĘDZU
WŁADYSŁAWIE TURKU
 
    Tak trudno jest mówić i pisać w czasie przeszłym o Kimś, kto zawsze istniał w świadomości, po prostu „był”, czasem odwiedził, zawsze pamiętał; kto właściwie z Naszacowic „odszedł, by stale być blisko”, bo przecież pozostanie symbolicznie w kształtach, wybudowanej z wielkim trudem i poświęceniem, kaplicy darowanej swym rodakom. Obdarował tych, z których wyszedł. Oni nie zapomną, swojego księdza Władysława.
.

11.04.1933 - 5.10.2011
.
Trzy lata temu (25 VII 2008) tak radośnie obchodził w Podegrodziu 50-lecie kapłaństwa; mimo, dopiero co przebytej, poważnej choroby trzymał się siłami ducha, tylko głos, jak zawsze, miał mocny i dźwięczny, gdy dziękował Panu Bogu i ludziom. Każdego przygarniał serdecznie i obdarowywał uśmiechem. W czerwcu, w dniu imienin, nie zadowolił się telefonem z życzeniami, przywołał nas do siebie, potrzebował obecności, a rozmowom nie było końca. Opowiadał, wspominał, żartował, pokazywał fotografie, przedłużał spotkanie w nieskończoność, jakby wciąż mu go było mało. Pielęgnował szkolne przyjaźnie, z dużym wyprzedzeniem czasowym przysyłał życzenia, zapraszał do siebie jeszcze będąc w Olsztynie, a potem tu, w rodzinnym domu.
    W lipcu jeszcze wpadliśmy z gazetkami, dopominał się o wszystkie dostępne numery „Z Grodu Kingi”, lubił nasze pismo, wychwalał, oboje z siostrą Marią byli jego wiernymi czytelnikami. Nieraz myślałam, że chyba w Starym Sączu nikt tak bardzo nie docenia naszej gazetki, jak właśnie Oni. Ksiądz Władysław miał zwyczaj dzielić się wszystkim, choć sam niewiele posiadał, lubił obdarowywać, wynagradzać i rewanżować się; w zamian za gazetki otrzymaliśmy dar stokroć cenniejszy, w postaci intencyjnej Mszy św. w naszacowickiej świątyni. Był bezpośredni, skromny, bardzo rodzinny; żył Bogiem i dla Boga, ale kochał też ludzi i służył im całym kapłaństwem. Czuli to i odwzajemniali miłość, i modlitwę, toteż pogrzeb przerodził się w ogromną manifestację ludzkiego uznania i szacunku, a także wdzięczności Panu Bogu za to piękne powołanie i posługę, za wzór kapłaństwa i człowieczeństwa. Ich zasłużony Rodak zawsze dziękował Panu Bogu za otrzymany dar i modlił się w intencji swojej wspólnoty parafialnej; dobrze wiedzieli o tym.
    Bardzo licznie przybyli, aby Go pożegnać, kapłani z diecezji warmińskiej i ełckiej z metropolitą warmińskim, arcybiskupem Wojciechem Ziębą. Przyjechało również bardzo wielu kapłanów z całej diecezji tarnowskiej i innych miejsc kraju. Ksiądz Władysław obliczył kiedyś, że ma ponad 500 wychowanków księży, pewno nawet nie uświadamiał sobie, jak bardzo dużo znaczył na ich drodze do kapłaństwa. Poświadczyli to teraz obecnością i modlitwą.
    Podczas Mszy św. pogrzebowej przewodzący koncelebrze abp Wojciech Zięba, w wygłoszonej homilii, przywołał krótki rys biograficzny swego poprzednika na stanowisku rektora Wyższego Seminarium Warmińskiego. Wymieniał kolejno dane, uzupełniał refleksjami, przedstawiał sylwetkę śp.Księdza Władysława: Syn wielodzietnej rodziny, uczeń I LO w Nowym Sączu, przez krótki czas nauczyciel, w latach 1953-58 kleryk seminarium duchownego, student teologii pastoralnej KUL-u, rektor Wyższego Seminarium w l. 1970-1982, prałat honorowy Jego Świątobliwości. Zdolny, dobrze wykształcony, pracowity i odpowiedzialny. Brał na siebie bardzo dużo obowiązków i zadań, na różnych odcinkach pracy, i wszystko potrafił unieść. Nawet w najtrudniejszych dla Kościoła czasach umiał pokonywać przeszkody i być skutecznym w działaniach. Nieraz płacił za to wysoką cenę, ale był wytrwały i nieugięty. Ogromnie oddany seminarium i klerykom, troskliwy o wychowanie księży w ich drodze do świętości, cieszył się szacunkiem i uznaniem. Przywiązany do rodzinnych stron często tu powracał. Naznaczony chorobą i cierpieniem znosił je bardzo dzielnie w zaciszu domu rodzinnego, w samotności, nie obciążając nikogo. Jego życie stało się wymownym znakiem Bożym, zaczął je chrztem w kościele i wypełnił przy konfesjonale w nowosądeckiej farze; ofiarną służbą kapłańską zasłużył na takie utożsamienie z kościołem. Znak ludzki zdominowała natomiast dobroć, o której tak pięknie powiedział Siostrzeniec, również kapłan, z żalem żegnający swego wujka: „Dobroć była wyrazem Jego miłości i zasłużył sobie na wielką miłość”. Wierzymy, że otrzyma tę największą w niebie, jako najwierniejszy ze sług.
    Zawsze miał otwarte drzwi swego domu i otwarte serce dla innych. Dla nas pozostanie wzorem prawdziwego kapłana Bożego, a zarazem skromnego, życzliwego człowieka. Będzie nam Go brakowało. Te kilka słów, niczym bukiet niewiędnących nigdy kwiatów, od kolegów szkolnych z LO - Wojtka, Józka, Zygmunta i Stefana, z ostatnim pożegnaniem - składam.
Zofia Gierczyk
 
310447