Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

DIAMENTOWA ZBROJA (2)

Treść


.
DIAMENTOWA ZBROJA  (2)
(dokończenie z poprzedniego numeru)
 
V Wędrówka
 
Chłopiec wędrował przez pustkowia pokryte suchymi trawami. Kamienista droga wciąż pięła się w górę wyznaczając cel-Zakazane Góry, na razie tylko zamglony punkt na horyzoncie. Każdego dnia i każdej nocy towarzyszył mu strach przed nieznanym, ale wiedział, że musi go pokonać, aby uratować przyjaciela. Często myślał o śmierci rodziców, godzinach łez i samotności, a potem o iskierce nadziei, która pojawiła się w jego życiu gdy poznał Franka. Od tego dnia minęło już pięć lat... a teraz go stracił. Pokonując kolejne przeszkody wspinał się coraz wyżej. Wiele razy przewrócił się potykając o ostre kamienie, zahaczając o cierniste krzewy potargał ubranie. Szedł i myślał... droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Nie wiedział czy idzie tydzień, czy już cały miesiąc. Monotonny krajobraz...
Pewnego popołudnia dotarł do podnóża gór. Jakież było jego zdumienie, gdy nieopodal ujrzał najpiękniejszy ogród, jaki kiedykolwiek widział. Napił się wody ze strumienia, a gdy zobaczył wkoło mnóstwo poziomek na jego twarzy zagościł błogi uśmiech. Wiedział, że nie może zostać tu długo. Jest za bardzo zmęczony, zaraz zaśnie... I pewnie stałoby się tak gdyby nie to, że w pewnej chwili usłyszał przedziwną muzykę. Odwrócił się i zobaczył, kto gra. Była to kobieta tak piękna, że trudno było na nią patrzeć, a jednak nie można było oderwać od niej wzroku. Pani ubrana była w suknię koloru soczystej trawy. Na szyi zawiesiła sznur pereł tak wartościowych, że można by za nie kupić kilka dużych miast. Musiała być wielką królową, bo taką dumę i pogardę widać na twarzach tych ludzi, którzy myślą, że cały świat należy do nich. Nad jej głową siedział kruk, nawet on przysłuchiwał się muzyce. Jim mimowolnie wstał i podszedł do niej. Kiedy go zobaczyła uśmiechnęła się tak ślicznie, że po prostu musiał usiąść obok niej. Gdy to uczynił melodia nagle się zmieniła. Spod palców kobiety, szarpiącej struny dziwnego instrumentu przypominającego harfę, zaczęły wydobywać się monotonne dźwięki.
- Witaj, mój drogi... - odezwała się melodyjnym głosem, który w połączeniu z dźwiękiem instrumentu i słodkim zapachem ogrodu, wprowadzał umysł w stan intensywnego transu i odrętwienia
- Witaj pani - wyszeptał, a każde słowo wypowiadane z wielkim trudem odbierało mu siły.
- Co tu robisz mały przyjacielu? - zapytała.
Wbrew swojej woli, zaczarowany tą diabelską muzyką opowiedział jej o zbroi i o przyjacielu, dla którego wybrał się na poszukiwania.
- A nie chciałbyś być bogaty? - zapytała kiedy skończył - Słyszałam, że w jaskini, której szukasz znajdują się niesłychane bogactwa, a gdy już je zdobędziesz ,będziesz mieć wszystko czego zapragniesz... znów będziesz szczęśliwy.
- Nie, nie mogę - wysapał.
- Dlaczego? Pomyśl, gdy znajdziesz zbroję i pokonasz Czarnoksiężnika, staniesz się człowiekiem tak sławnym, że będą nosić cię na rękach. Na pewno tego nie chcesz?
- Ale Frank? Co z nim? - próbował bronić się Jim.
- A co on cię obchodzi? Przecież to oszust, nigdy nie był prawdziwym przyjacielem! To przez niego musisz cierpieć!
- Ale... Ale... - wyszeptał przymykając oczy.
- Nie ma żadnego „Ale” - uśmiechnęła się pani - A teraz śpij, za-pomnij o Franku. Myśl o bogactwie i sławie... Myśl o bogactwie...
To były ostatnie słowa, które usłyszał bo w tym momencie zasnął. Siedzący nad jego głową kruk sfrunął na ziemię. Wokół zrobiło się ciemno, a po chwili obok królowej stał ON.
- Dobra robota - rzekł, a jego twarz wykrzywiła się w szyderczym uśmiechu
- To było proste. Ten chłopczyk był taki naiwny... - uśmiechnęła się kobieta
- Doskonale... Doskonale... -  zaśmiał się czarnoksiężnik.
 
VI Jaskinia
 
Gdy Jim obudził się. Piękna pani zniknęła. Nie pamiętał już, jaki jest prawdziwy cel jego wyprawy. Chciał tylko sławy i bogactwa. Zaczął wspinać się po stromych zboczach. Z każdym krokiem gniew rósł w jego sercu zastępując miłość i troskę. Widział tylko bogactwo... Wyjął z torby mapę zakazanych gór i szedł dalej. Kluczył wiele godzin, aż w końcu ją znalazł.
Prowadziła do niej wąska szczelina. Na ścianach wymalowano jakieś znaki, obrazy, kilka pająków spacerowało po suficie. U wylotu tunelu w skale wykuto drzwi. Nacisnął metalową klamkę i zobaczył to, czego szukał od bardzo wielu dni. Ściany wysadzane ogromnymi rubinami i szmaragdami. Błyszczące topazy, perły, diamenty czyniły jaskinię podobną do najpiękniejszej sali balowej. Po prawej stronie ujrzał napełnione złotem i srebrem skrzynie. Zaczarowany przez królową myślał tylko bogactwie, nic więc dziwnego, że zaczął napełniać kieszenie. Po raz kolejny schylał się po monety, kiedy nagle zauważył to, po co przybył. Diamentowa zbroja, ustawiona na postumencie z czarnego marmuru, lśniła bardziej niż wszystko co dotąd widział. Powoli ruszył w jej kierunku. Wyciągnął rękę po przedmiot, który tak chciał zdobyć. I wtedy pojawił się.. ogromny ptak, tęczowy strażnik.
- Co tu robisz - zapytał chłopca głosem głębokim i mocnym z nu-tą nagany, ale w jego słowach dało się wyczuć smutek.
- Kkkkim jesteś - wyjąkał onieśmielony spotkaniem z tym dziwnym stworzeniem.
Ptak rozłożył skrzydła i powiedział:
- Jestem Ptakiem Wolności i strażnikiem zbroi. Niestety nie możesz jej zabrać. Ona czeka tu na kogoś o dobrym sercu, a twoje po-zbawione miłości, marzy tylko o bogactwie. Ma to być człowiek, który dostrzega potrzeby innych, a nie egoista jakim ty jesteś... - ciągnął ptak, a Jim nagle zrozumiał. Przypomniał mu się obraz pięknej i bogatej królowej, a porażająca prawda dotarła do niego ze zdwojoną siłą. Piękna pani widziała tylko siebie, nie miała przyjaciół, a co najgorsze nie potrafiła kochać! W ogóle nic nie czuła! Dla niej liczyło się tylko bogactwo. Była nieszczęśliwa i bardzo chciała uczynić wszystkich smutnymi. Czarowała muzyką po to aby zniszczyć uczucia innych i wmówić im to co jej jest potrzebne.
- Co ja zrobiłem? - pomyślał - Nie mogę być taki jak ona-wyszeptał
Przypomniał sobie odwagę Franka i wiarę starca. Wszystkich za-wiódł. Niewiele myśląc wyjął z kieszeni monety i cisnął nimi o ścianę krzycząc:
- Nienawidzę was! Już nigdy nie będę chciwy. Przez was zapomniałem... - dalsze jego słowa utonęły we łzach.
Po chwili rzekł do strażnika:
- Przepraszam cię. Nie jestem odpowiednim człowiekiem, bo za-pomniałem o przyjaciołach. A teraz żegnaj - i skierował się w stronę wyjścia.
- Zaczekaj! Teraz już wiem, że to ty. Masz dobre serce. Plan czarodzieja się nie powiódł. Otrzymasz diamentową zbroję.
- Ale  przecież...
- Łzy płynące z twoich oczu - wyjaśnił - zmyły zły czar rzucony przez okrutną królową i rozbudziły na nowo miłość w twym sercu.
- A skąd ty wiesz...
- Nie pytaj Jimmy - przerwał mu - Znam wiele rzeczy, o których ty nawet nie masz pojęcia. To cudowny dar, jednak źle wykorzystywany działa na twoją niekorzyść, ale wróćmy do najważniejsze-go. Podejdź do zbroi. Od dziś jest twoja. Wykorzystaj ją dobrze.
- Strażniku, ona jest niekompletna.
- Jak to? Czy naprawdę tak sądzisz?
- Tu nie ma miecza!
- No i co z tego? - zapytał z odrobiną pogardy w głosie.
- Wolny Ptaku, jak ja mam go pokonać bez broni?
- To jest właśnie największa trudność. Czy słyszałeś o kimś kto złem pokonał zło? Zło można zwyciężyć tylko dobrem. Gniew i nienawiść zostaną pokonane przez miłość! Zapamiętaj to na zawsze, a zwyciężysz. Potęga władzy nie rodzi przyjaźni, a bez innych człowiek nic nie znaczy-słowa ptaka były najpiękniejszą prawdą jaka kiedykolwiek usłyszał. Razem z nimi wstąpiła w niego nowa nadzieja.
- Dobrze, a więc zrobię to! - zawołał wkładając na głowę hełm.
- Za chwilę zacznę śpiewać, a dźwięk mego głosu zabierze cię, aż do domu czarnoksiężnika.
Strażnik rozpoczął pieśń w nieznanym języku. Utwór, którego słowa przypominały głos natury, powiew wiatru i przywodziły na myśl krótkie chwile szczęścia. Opisywała wzrost drzew, kwiatów, zabawy zwierząt w bujnej trawie, odgłosy mew nad morzem, wiatr we włosach, wschodzące słońce - wszystko co drogie i ważne dla ludzi, a potem niezwykłe świetliste dźwięki. Zamknął oczy, bo oślepiło go światło, a gdy je otworzył był już na miejscu. W mroźny poranek tuż przed bramą JEGO kamienicy. Odważnie wkroczył do środka.
VII ON
 
Jim znalazł się w obszernym pokoju wymalowanym na czarno. Właściwie wszystko: krzesła, kanapa, szafy i inne meble były mroczne i ponure. Na stole siedział ogromny kruk. Po chwili zrobiło się jeszcze ciemniej, a obok chłopca pojawił się ON. Jimmy dopiero teraz zauważył, że jego płaszcz złożony jest z setek kruczych piór.
- A więc jednak dałeś radę - zamruczał czarodziej na jego widok.
- Tak.
- Niestety, udało ci się po raz ostatni - zarechotał
- Nie, już więcej mnie nie pokonasz! Cała ta twoja magia jest tylko złudzeniem. Ciemność, chmury, grad i deszcz to część nieszczęść, które się za tobą ciągnął.
- Mylisz się... Moja magia jest najpotężniejsza. Ja mogę wszystko!
- Nie, nie możesz. Nie potrafisz kochać! Nie umiesz się cieszyć! Ty nienawidzisz miłości. Ostrzegam cię! Nigdy, nie zniszczysz szczęścia w sercach ludzi. Oni i tak zawsze będą mieć nadzieję.
- I co im to daje? Ja mam potęgę władzy!
- Która zniszczyła cię zupełnie - przerwał mu - Człowieku, jeśli mogę w ogóle cię tak nazwać, ty nic nie czujesz. Nie pokonasz dobra złem.
- A ty mnie nie unieszkodliwisz, za to moja potęga cię zabije.
- A więc zginę, walcząc o wolność - odezwał się przyciszonym głosem - ale po mnie przyjdą inni i w końcu ktoś dokończy moją misję...
- Czyli nie boisz się śmierci? - zapytał go czarnoksiężnik powoli tracąc pewność siebie.
- Nie, bo jeśli nawet odejdę, z myślą o ludziach, którzy mnie kochali to będę wiedział, że mój ślad na zawsze pozostanie w czyimś sercu. Moje imię będzie trwać dłużej niż moje życie. Wycier-piałem wiele i już niewiele rzeczy może mnie przerazić.
Czarnoksiężnik nie odzywał się. To co go spotkało było niesamowite. Już dłużej tego nie zniesie, bo czego by nie robił chłopak i tak pozostanie szczęśliwy, nic nie złamie jego nadziei. Widocznie po-przednie doświadczenia nauczyły go czegoś. Poczuł się jak ktoś kto staje do walki bez miecza i tarczy, z zawiązanymi rękami. Nie miał go czym pokonać, ten chłopak niczego się nie bał.
- On ma rację - pomyślał - Jego przyjaciele dokończą dzieła.
Po jego głowie tłukło mu się tylko jedno pytanie: Co robić? Wszystko co przychodziło mu na myśl było nieodpowiednie.
Widząc zakłopotanie Mrocznego Pana Jim zebrał wszystkie siły i wykrzyknął słowa, które kazał zapamiętać mu ptak:
- Gniew i nienawiść zostaną pokonane przez miłość! - Diamentowa Zbroja rozbłysła lekkim blaskiem, a na ścianach pojawiły się drobne pęknięcia.
- No widzisz, jednak ci się nie udało. Biedny chłopczyk. Teraz chyba musisz się poddać - powiedział ironicznie czarnoksiężnik
- Nigdy się nie poddam. Zbyt dużo ludzi we mnie wierzy. Razem pokonamy zło walcząc orężem dobra. - Rysy na ścianach zaczęły się powiększać, oślepiający blask padał ze zbroi na ponure wnętrze domu czarodzieja. Kamienica powoli zamieniała się w skalne odłamki. W pewnej chwili zerwał się wiatr unosząc w wysoko najdrobniejsze nawet części. Nad ich głowami bitwę toczyło słońce, raz po raz wyłaniające się z czarnej mgły. Niebo rozdarł ogromny piorun, a huk grzmotu uniósł się daleko. Wicher rozwiewał skalne odłamki, słońce wygrało ze smolistą mgłą, a Ziemia zatrzęsła się. JEGO czary nagle straciły moc! Jim usłyszał radosny trel kolorowego ptaszka symbolizujący zwycięstwo. A po tym znaku wszystko zaczęło się zmieniać. Nikt jeszcze nie widział tak szybko kiełkujących roślin, ledwie tylko wychyliły główki spod czarnej ziemi ,a już zakwitały. Przyroda naprawiała to co zniszczono wiele lat temu. Uschnięte drzewa wypuściły młode pędy. Zaczęły pojawiać się motyle, ważki, pszczoły i wiele jeszcze innych owadów. Po chwili chór ptaków siedział na drzewach wyśpiewując radosne pieśni. W wysuszonych korytach popłynęła krystalicznie czysta woda. Zaszczekał jakiś pies, potem odezwał się kot i tak z każdą minutą dziękczynną pieśń śpiewało coraz więcej stworzeń. Ludzie wyszli na zewnątrz i dopiero teraz można było ujrzeć ogrom zmian. Ich twarze nabrały dawnego wyrazu, a w ciemnych oczach pojawiła się nadzieja. Niektórzy przecierali oczy, jakby chcieli zatrzeć wspomnienie bolesnych lat. Wielu z nich zapomniało już czym są uczucia, byli tylko marionetkami w rękach Mrocznego Pana. Wszyscy wkraczali w nowe życie. Mieszkańcy zaczęli ze sobą gawędzić tak jak nie rozmawiali już od wielu wielu lat. W koronach drzew zaszeleścił ciepły wietrzyk. Poderwał włosy przyjaciół, wplątał się między nich. Strój każdego, obok którego przeleciał, zalśnił wszystkimi kolorami tęczy. Barwami soczystych owoców. Z cienia zaczęły wychodzić inne postacie, te schwytane albo zabite przez czarodzieja. Radosne okrzyki, wyrywające się z wielu gardeł, przerwały ciszę. Potem dzieci wskakiwały na ręce ojcom, a żony rzucały się w objęcia mężów. Każdy chciał zamienić, choć kilka słów z dawnymi znajomymi. Pośród ludzi młody chłopak rozglądał się uważnie dookoła.
- To na pewno Frank - pomyślał Jimmy - rzucając się w wir roześmianych ludzi.
Chłopcy padli sobie w ramiona, a po ich policzkach spłynęły łzy szczęścia i prawdziwej ulgi. Obaj bardzo się zmienili, ich oblicza zdawały się promieniować. Zresztą podobnie wyglądała każda napotkana osoba.
- A gdzie jest nasz staruszek? - zapytał w pewnej chwili Frank.
- Chodź poszukamy go...
Po paru minutach odnaleźli go opartego tyłem o ogromne drzewo, z roześmianą twarzą i włosami rozwianymi przez wiatr. Wyglądał dużo młodziej, bo zapomniał o cierpieniach. Tylko jego ogromne czarne oczy nadal lśniły dawnym blaskiem.
- Miałeś rację - powiedział później do niego Jim - wystarczy uwierzyć w to, że się uda.
- Tak i dałeś radę - odparł rozpromieniony starzec.
Później podszedł do nich mężczyzna wyglądający bardzo znajomo. To człowiek, który pomógł Jimmy'emu ofiarowując mu mapę Zakazanych Gór.
 
VIII Radość
 
Tego wieczoru rozpalono ogromne ognisko, a ludzie śpiewali pieśni przy akompaniamencie misternie zdobionych skrzypiec, srebrnych fletów i drewnianych piszczałek. Do wioski znów powróciło szczęście.
Jedyną zagadką pozostało nagłe znikniecie czarnoksiężnika. Podobno później ktoś widział ogromnego kruka lecącego na zachód... ale tamtego dnia nie odgrywało to większej roli.
W czasie jednej z piosenek Jim wstał i niezauważalnie oddalił się od ogniska. Miał przeczucie, że ktoś na niego czeka. Skierował się w stronę miejsca, na którym dawniej stała JEGO kamienica. Teraz rosło tam drzewo. Najpotężniejszy strażnik miasta, ogromny dąb. A pod nim siedział Wolny Ptak, opiekun zbroi.
- Mój drogi wiedziałem, że przyjdziesz
- Aha, zapomniałem zapytać. Masz niezwykły dar....
- Chciałem ci podziękować - przerwał mu - za to, że dobrze wy-korzystałeś przedmiot, który ci dałem. To dzięki tobie możemy teraz rozmawiać.
- A ja dziękuję za dodanie mi siły, gdy tego najbardziej potrzebo-wałem. Moje życie znów nabiera sensu.
- Mam do ciebie prośbę. Czy mógłbyś schować zbroję tak, aby nikt nie wiedział, że ją masz? Ludzie nie muszą wiedzieć o tym jak GO pokonałeś. Niech to będzie tajemnica moja, twoja i jesz-cze kilku innych osób.
- Dobrze, tylko że nie bardzo wiem, gdzie mogę ją ukryć.
- Przewidziałem to - i trzy razy zastukał w stary pień. Pojawiła się dziupla i właśnie do niej włożyli zbroję. Po paru sekundach szczelina w drzewie zaczęła się zawężać, aż znikła zupełnie.
- Teraz będę opiekował się nią i mieszkańcami tej wioski, powie-dział ptak - Możecie być spokojni... a gdybyś czegoś potrzebo-wał przyjdź tu i zawołaj, a zjawię się. Może będę widoczny tylko dla ciebie, ale to nie ma znaczenia... Wracaj do przyjaciół - wskazał dziobem na czerwony punkcik w oddali - i zawsze pamiętaj o tym co naprawdę daje radość - wyszeptał i zniknął.
Jim powrócił do mieszkańców, aby świętować zwycięstwo. Tej nocy uwierzyli, że miłością pokonają zło.
 
Anna Rejowska
 
313381