Tradycje Wielkiego Postu
Treść
.
Tradycje Wielkiego Postu
Po okresie Bożego Narodzenia i wesołym karnawale nadchodzi czas pokutny przygotowujący chrześcijan do przeżycia Wielkanocy. Ponieważ poprzedza obchody tego najważniejszego dla nas święta, nazywany jest Wielkim i jak wszystkie posty, ma znaczenie oczyszczające.
Początkowo post przed Wielkanocą trwał tylko tydzień, a dopiero później na pamiątkę czterdziestodniowego postu Jezusa na pustyni i czterdziestu lat wędrowania Izraelitów po ucieczce z Egiptu - został on przedłużony do czterdziestu dni.
Wielki Post rozpoczyna się w Środę Popielcową zwaną też Popielcem, albo środą wstępną - jako wstęp do wydarzeń wielkanocnych. Podczas nabożeństw we wszystkich kościołach kapłani posypują głowy wiernych popiołem ze spalonych ubiegłorocznych palm wielkanocnych. Ten rytuał został wprowadzony w Kościele katolickim w IV w. Między XVIII a XIX wiekiem ksiądz posypywał głowę tylko jednej, najważniejszej osobie w rodzinie - najczęściej dziadkowi lub ojcu - a także usypywał nieco popiołu na modlitewnik. Nestor rodu zaś, powróciwszy do domu sam, jak mówiono „dawał popielec” posypując głowy swych bliskich. Nadejście środy popielcowej wyznaczało koniec zabaw karnawałowych, ten dzień był niejako pomostem pomiędzy czasem wesołych zabaw zapustowych, a wyciszonym okresem wielkopostnym. Powoli i nieuchronnie zapadała cisza i powaga.
.
.
Wielki Post miał być czasem umartwień, wzmożonej pobożności, rozmyślań nad sensem życia i okazją do czynienia miłosiernych uczynków. Postępując w ten sposób wierni mieli być godnie przygotowani na uczestnictwo w święcie Zmartwychwstania. Dawniej ludzie, zwłaszcza na wsiach, nie tylko gorliwie wypełniali powyższe zalecenia Kościoła, ale także dobrowolnie narzucali sobie rozmaite umartwienia. Post traktowany był niezwykle poważnie. Mówiono: „Polak woli rękę stracić, niż złamać post”.
Gospodynie starannie szorowały garnki i naczynia, aby nie pozostał na nich nawet ślad tłuszczu czy smak mięsa. Wyrzucając przez okno patelnie okazywano gotowość do postnych umartwień i poświęceń. W wielu domach mięso, tłuszcz, miód i nabiał na kilka tygodni zupełnie znikały ze stołów. Żywiono się żurem („Wstępna Środa następuje, kuchareczka żur gotuje”), polewką piwną, kartoflami, kapustą, śledziami, daniami mącznymi zwanymi brejkami i chlebem. Na słodko, zamiast deserów podawano ciastka zwane „wiekuistymi”, bo można je było jeść do pół roku po upieczeniu. Nic dziwnego, że po czterdziestu dniach rygorystycznego postu wszyscy mieli tak dość „chudej strawy”, że urządzano „pogrzeb żuru i śledzia”. Najczęściej działo się to wieczorem w Wielki Piątek - wynoszono postne, uprzykrzone potrawy z domów i wrzucano do wykopanych w ziemi dołów, odrzekając się od tej strawy na cały rok. W niektórych miejscach Polski zakopywano także garnek z popiołem, co miało być symbolem zakończenia czasu pokuty.
W czasie Wielkiego Postu wielu ludzi rezygnowało też z alkoholu i palenia - po fajki sięgano do schowków dopiero w Niedzielę Palmową. Chowano także instrumenty muzyczne (i dla pewności zamykano je na klucz), a dzieci karcono za głośne śmiechy i krzyki. Ustawało radosne życie towarzyskie - zastępowała je wspólna modlitwa i czytanie pobożnych książek, na przykład żywotów świętych. Wszystkim tym rygorom ludzie w swej pobożności poddawali się bez protestu.
Surowe wielkopostne praktyki, ciszę i spokój przerywały niegdyś, niepraktykowane już huczne obchody półpościa. W dniu, w którym przypadała połowa Wielkiego Postu po wsiach i miastach biegali chłopcy, z hukiem waląc drewnianymi młotkami, hałasując kołatkami i rozbijając na progach domów panien na wydaniu gliniane garnki wypełnione popiołem. Często więc dzień ten nazywano „dniem garkotłuka”. Wydawać by się mogło, że spotykali się oni z niezadowoleniem i oburzeniem pobożnych osób, ale tak naprawdę każdy tolerował takie zachowanie, oznaczało ono bowiem że zbliża się radosny czas świąteczny i czas najwyższy zabrać się za wiosenne porządki i inne przygotowania do świąt wielkanocnych. Jednak, co ciekawe, w niektórych rejonach Polski na tydzień przed Niedzielą Palmową gospodynie przestawały piec chleb - istniał przesąd, że gdyby któraś ten zakaz złamała, mogłaby sprowadzić na całą wieś długotrwałą suszę.
Czas pokutny kończy się wraz z nadejściem Wielkiego Czwartku, rozpoczynającym Triduum Paschalne.
Wielki Post miał być czasem umartwień, wzmożonej pobożności, rozmyślań nad sensem życia i okazją do czynienia miłosiernych uczynków. Postępując w ten sposób wierni mieli być godnie przygotowani na uczestnictwo w święcie Zmartwychwstania. Dawniej ludzie, zwłaszcza na wsiach, nie tylko gorliwie wypełniali powyższe zalecenia Kościoła, ale także dobrowolnie narzucali sobie rozmaite umartwienia. Post traktowany był niezwykle poważnie. Mówiono: „Polak woli rękę stracić, niż złamać post”.
Gospodynie starannie szorowały garnki i naczynia, aby nie pozostał na nich nawet ślad tłuszczu czy smak mięsa. Wyrzucając przez okno patelnie okazywano gotowość do postnych umartwień i poświęceń. W wielu domach mięso, tłuszcz, miód i nabiał na kilka tygodni zupełnie znikały ze stołów. Żywiono się żurem („Wstępna Środa następuje, kuchareczka żur gotuje”), polewką piwną, kartoflami, kapustą, śledziami, daniami mącznymi zwanymi brejkami i chlebem. Na słodko, zamiast deserów podawano ciastka zwane „wiekuistymi”, bo można je było jeść do pół roku po upieczeniu. Nic dziwnego, że po czterdziestu dniach rygorystycznego postu wszyscy mieli tak dość „chudej strawy”, że urządzano „pogrzeb żuru i śledzia”. Najczęściej działo się to wieczorem w Wielki Piątek - wynoszono postne, uprzykrzone potrawy z domów i wrzucano do wykopanych w ziemi dołów, odrzekając się od tej strawy na cały rok. W niektórych miejscach Polski zakopywano także garnek z popiołem, co miało być symbolem zakończenia czasu pokuty.
W czasie Wielkiego Postu wielu ludzi rezygnowało też z alkoholu i palenia - po fajki sięgano do schowków dopiero w Niedzielę Palmową. Chowano także instrumenty muzyczne (i dla pewności zamykano je na klucz), a dzieci karcono za głośne śmiechy i krzyki. Ustawało radosne życie towarzyskie - zastępowała je wspólna modlitwa i czytanie pobożnych książek, na przykład żywotów świętych. Wszystkim tym rygorom ludzie w swej pobożności poddawali się bez protestu.
Surowe wielkopostne praktyki, ciszę i spokój przerywały niegdyś, niepraktykowane już huczne obchody półpościa. W dniu, w którym przypadała połowa Wielkiego Postu po wsiach i miastach biegali chłopcy, z hukiem waląc drewnianymi młotkami, hałasując kołatkami i rozbijając na progach domów panien na wydaniu gliniane garnki wypełnione popiołem. Często więc dzień ten nazywano „dniem garkotłuka”. Wydawać by się mogło, że spotykali się oni z niezadowoleniem i oburzeniem pobożnych osób, ale tak naprawdę każdy tolerował takie zachowanie, oznaczało ono bowiem że zbliża się radosny czas świąteczny i czas najwyższy zabrać się za wiosenne porządki i inne przygotowania do świąt wielkanocnych. Jednak, co ciekawe, w niektórych rejonach Polski na tydzień przed Niedzielą Palmową gospodynie przestawały piec chleb - istniał przesąd, że gdyby któraś ten zakaz złamała, mogłaby sprowadzić na całą wieś długotrwałą suszę.
Czas pokutny kończy się wraz z nadejściem Wielkiego Czwartku, rozpoczynającym Triduum Paschalne.
Izabela Skrzypiec-Dagnan