Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki

15.XII 2015 ZASNĘŁA W PANU ŚP. KAZIMIERA MRÓWKA

Treść


.
W poczuciu ogromnej straty Stary Sącz pożegnał swoją Rodaczkę
15.XII 2015 ZASNĘŁA W PANU
ŚP. KAZIMIERA MRÓWKA
CZŁOWIEK WIELKIEGO SERCA I WIELKIEGO FORMATU
 
    Od 1955 roku, aż do przejścia na emeryturę, polonistka starosądeckich szkół średnich; Liceum Pedagogicznego, Technikum Chemicznego, Technikum Leśnego i Zespołu szkół Zawodowych im. Władysława Orkana. Zaangażowana społeczniczka, działaczka i lokalna patriotka, między innymi współorganizatorka pierwotnych form działalności wolontariacko-caritasowskiej, jakim były gminne i szkolne oddziały Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej; pracowała aktywnie w strukturach Parafialnego Oddziału Caritas przy parafii św.Elżbiety; w Towarzystwie Miłośników Starego Sącza; jako kronikarka w Ognisku ZNP oraz korespondentka współredagująca czasopismo „Z Grodu Kingi”.
.

.
    Dla starosądeczan stała się jedną z najbardziej znaczących postaci, nie z racji zawodu, ale z racji tego, kim była i co ze swego istnienia pozostawiła. Nie zgromadziła w życiu pieniędzy ani władzy, ale za to przeogromne bogactwo ducha i światła optymizmu, dużą wiedzę i mądrość, życzliwość i dar przyjaźni. Dla wielu z nas była niezwykłym człowiekiem spotkanym w drodze; jedną z tych osób, dzięki którym wiedzieliśmy, że nawet w najgorszych czasach można i należy żyć pięknie i godnie.
    Na pytanie; „Jak najlepiej uczcić pamięć kogoś, kogo się kocha?” odpowiedź może być tylko jedna; „Pokazać prawdę o nim, pokazać, kim był”. Spróbujmy to uczynić, kierując się mottem kazania ks.proboszcza Marka Tabora, wygłoszonego podczas mszy pogrzebowej, powtarzającego za Norwidem, że „brak kamyka w mozaice przywraca kamykowi kształt; puste miejsce po kamyku s k u p i a na sobie u w a g ę.” Może chociaż częściowo uda się odsłonić „kształt” pasjonatki zawodu, człowieka wiary i kultury, patriotki, przyjaciela, a równocześnie osoby poddanej ciężkim próbom życiowym; w wielu przypadkach będącej wzorem i autorytetem. Informacje biograficzne o pani profesor Kazimierze Mrówce można znaleźć w listopadowym numerze naszego pisma, obecnie spróbujemy odkryć kształt i właściwości tego szlachetnego „kamienia mozaiki” starosądeckiego szkolnictwa, jaki stanowiła.
    Była osobą bardzo skromną, wzbraniała się przed rozgłosem i sławą, nawet artykułów nie pozwalała podpisywać nazwiskiem, kiedyś jednak, poproszona o wypowiedź na łamach pisma parafialnego, powiedziała: „napiszesz o mnie, kiedy mnie już nie będzie”. Powtórzyła to raz jeszcze, podczas innego spotkania, uwiarygodniając jakby swe życzenie.
„ Wszystko, co się kończy, jest za krótkie” pisał ks.Jan Twardowski. Ze śmiercią nigdy nie uda nam się pogodzić, a dla wyrażenia uczuć wciąż będzie brakowało słów. Nie wiem, czy sprostam, ale choćby z potrzeby serca, spróbuję. Miałam szczęście być bliżej, obcować częściej, poznać lepiej i cieszyć się zaufaniem naprawdę niezwyklej Osoby, dlatego temu, co napiszę, pragnę nadać wymiar autentycznego świadectwa, dyktowanego podziwem i wielką wdzięcznością. W pierwszej odsłonie wspomnień staje więc przed nami:
 
PROF. KAZIMIERA MRÓWKA
- NAUCZYCIELKA Z POWOŁANIA I PASJONATKA ZAWODU
 
    Duża wiedza, rozległe horyzonty umysłowe i zainteresowania, zakorzenienie w kulturze i wartościach, oczytanie, a do tego otwartość na ludzi i ciekawość świata czyniły ją nieprzeciętną osobowością. Całkowicie poświęciła się pasji nauczania i wychowania.
    Wiedziała, że gładzenie chropowatego kamienia nigdy nie przekształci go w kryształ, by powstał cudowny kanciasty twór, trzeba go ostro szlifować; toteż od swoich uczniów dużo wymagała, naciskała, dyscyplinowała, przymuszając do wytężonej pracy. Przygotowywała do trudów życia i odpowiedzialności. Zaowocowało to doczekaniem się wielu dobrze wykształconych wychowanków, profesorów, doktorów, księży i sióstr zakonnych, lekarzy, nauczycieli, fachowców różnych dziedzin życia. Wielu z nich doceniło nauczycielski trud i zachowało swą polonistkę we wdzięcznej pamięci. Odwiedzali, telefonowali, słali listy i pozdrowienia niemal ze wszystkich kontynentów, obdarowywali kwiatami.
    Musiała być charyzmatyczną nauczycielką, skoro tylu uczniów przylgnęło do niej i do ostatniej chwili, przez dziesiątki lat utrzymywało stały kontakt. Opowiadali, że była wymagająca, ale życzliwa, pełna taktu i powściągliwa w ocenie. Dyskretnie serdeczna wobec uczniów, cierpliwa, kompetentna, Łączyła erudycję, dobro i piękno. Posługiwała się nienaganną polszczyzną, uwielbiała poezję i przygotowywała wysokiej klasy programy artystyczne w szkole. Była po prostu mistrzynią w swoim fachu. Zawsze elegancka i z klasą, dama w każdym calu. Bardzo kochała młodzież, dumna z osiągnięć wychowanków z wielką radością witała ich i gościła u siebie. Śledziła ich losy, interesowała się życiem, bez końca mogła opowiadać nam np. o siostrze Maciei, o księdzu Marku Ogorzałym, o Adzie i jej rodzinie, o Adamie Mazurze i wielu innych, wciąż bliskich jej uczniach. Chorowała długo, ale nie rozczulała się nad sobą, obecna była wciąż dla tych, którzy ją odwiedzali, zachowała też do końca jasność myśli, pamięć i wrażliwość.
 
UOSOBIENIE KULTURY HUMANISTYCZNEJ
 
    Osobowość renesansowa? Na takie miano zasłużyła jako intelektualistka wysokiej miary, światła humanistka, rzeczniczka takich idei jak: pokój, wolność, braterstwo, miłosierdzie. Jej pasją i miłością były książki, literatura, która tworzy człowieczeństwo: duchowe, intelektualne i moralne życie. Również uwielbiała spotkania i rozmowy z ludźmi oraz kontakty z kulturą i sztuką.
    Była ciepłym i uroczym rozmówcą, posiadała ujmującą cechę tworzenia serdecznej, gościnnej atmosfery; umiała słuchać i każdego witać - jak najbardziej oczekiwanego gościa. Budowała głębokie relacje, żyła sprawami innych, zawsze gotowa do pomocy i służenia sobą.
    Pokoik gościnny domu przy ulicy Piłsudskiego, o muzealnym wystroju, pełen obrazów, książek i kwiatów, przekształcał się często w salonik kulturalno - literackich i towarzyskich spotkań, na które biegło się po głębszy oddech, wymianę myśli, poszerzenie horyzontów. Tu jakby zatrzymywał się czas i w zwolnionym tempie pulsowało życie. Gospodyni dyskretnie podsuwała tematy i kierowała dyskusją. Żadnej bylejakości, frazesów czy pustych słów. Powtarzała zawsze, że próbujemy naprawiać świat, więc, przy herbatce lub kawie rozmawiało się tylko o ważnych sprawach, najczęściej dotyczących szkoły, młodzieży i wychowania, życia rodzinnego, sytuacji i roli Kościoła, o problemach i zagrożeniach świata, sytuacji w Polsce, no i oczywiście o wszystkim, co dotyczyło Starego Sącza.
    W klimacie rozmów rodziła się zażyłość i serdeczność, obserwowało się też, ż e Pani Kazia czuła się bezradnym świadkiem zachodzących zmian, które ją przerażały, niepokoiły i na które nie zawsze się godziła, których nie rozumiała. Zastanawiała się często, jak rozgrywać życie w świecie, w którym dobro i zło są ze sobą tak wymieszane, iż trudno je od siebie odróżnić. Nie potrafiła godzić się na zakłamanie, na wulgarność, schamienie, prostactwo i nieobyczajność. Szukała głębi i wartości, mimo wszystko wierzyła w człowieka, w siłę miłości i przyjaźni, w Opatrzność Bożą nad światem. Nie można było, poznając ją bliżej i obcując częściej, pozostać takim, jakim się było przedtem. Wszczepiała w nas pogodę ducha, wrażliwość, empatię i potrzebę stawania się lepszym. Wypracowywała:
 
CZŁOWIECZEŃSTWO BUDOWANE WIARĄ I WARTOŚCIAMI
 
    Co kochasz, tym żyjesz, mawiała często. Kierowała się ku górze, żyła Ewangelią i Bogiem, ale i spoglądała w dół - przed siebie, szukając kogoś, kto będzie stał przy niej, podobny duchowością i wrażliwością. Nigdy nie tolerowała odchodzenia od zasad humanizmu chrześcijańskiego, rozmijania się wiary i życia, słów i czynów. Modliła się dużo, unikając jednak eksponowania zanadto swojej religijności publicznie, była przeciwniczką robienia czegoś „na pokaz”. Tylko najbliżsi wiedzieli, jak bardzo cierpiała, ile modlitw zanosiła w bezsenne noce, w intencjach innych; ile różańców, koronek do Miłosierdzia Bożego, ile mszy przeżywanych, kazań wysłuchanych, litanii, psalmów, modlitw okolicznościowych nikt nie potrafiłby zliczyć. Nawet przez telefon codziennie wieczorem odmawiała różaniec z zaprzyjaźnioną od 60 lat Jasią Sejud, koleżanką z Zabrzeży, słuchała też czytanych fragmentów Pisma Świętego.
    Miała świadomość łaski daru długiego życia, cieszyła się każdym dniem, ale i przygotowywała na odejście. Umiała podążać za wolą Bożą, wiara dawała jej siłę do znoszenia cierpień i choroby, a mądrość kazała znaleźć najlepszego przewodnika na tej drodze Od czasu pełnienia posługi kapelańskiej w klasztorze ss. Klarysek swoim stałym spowiednikiem i powiernikiem uczyniła, obecnie proboszcza parafii św.Elżbiety, księdza Marka Tabora.
Nie było dla Niej bardziej charyzmatycznego i uduchowionego kapłana, nigdy się nie zawiodła, bo zawsze, choćby najbardziej zmęczony, przychodził kiedy potrzebowała się wyspowiadać, przyjąć Pana Jezusa, porozmawiać chwilkę. Szczególnie w ostatnich latach, to Ksiądz był największym oparciem i siłą, doznawała z jego strony otuchy, umocnienia w wierze, najtroskliwszej opieki duszpasterskiej, również podczas pobytu w szpitalu. i to dzięki Księdzu Markowi szła spokojnie na spotkanie Pana, silniejsza, pogodzona i przygotowana duchowo.
    Mszę św. żałobną sprawowali proboszczowie: ks.Alfred Kurek i ks.Marek Tabor, uczestniczyli w niej mieszkańcy miasta, rodzina i przyjaciele, a także bardzo wielu byłych uczniów i wychowanków przybyłych z różnych stron Polski. Pogrzeb stal się manifestacją pamięci i wdzięczności.
    W wygłoszonej homilii Ksiądz prałat Marek zwrócił uwagę na bogactwo duchowe Zmarłej i niezwykłą jej osobowość. Rozważając pojęcie etosu, jako zespołu wartości, którymi się człowiek kieruje, sporządził długą listę postaw i wzorów zachowania, którymi żyła. Wśród wymienionych etosów, realizowanych i uosabianych przez Panią Kazimierę, były między innymi: zaangażowany katolicyzm, Bóg i wiara; patriotyzm - historia i Ojczyzna; pasja zawodowa - szkoła i wychowanie; humanizm i kultura; przyjaźń i działalność caritasowa.
    Jakże bogate i wypełnione było to życie! Czym stała się śmierć osoby, która w tym zagubionym i głośnym świecie była KIMŚ z zasadami? Która umiała mądrze żyć i godnie, spokojnie odejść? Zastanawiał się Ksiądz Proboszcz w homilii, kończąc zaś przemyślenia oddał głos poezji, odnajdując w cytowanym utworze Cypriana Kamila Norwida nadzwyczajną zbieżność losów i sytuacji, życia i śmierci postaci literackiej i prawdziwej. Zadedykowanie tego fragmentu śp. Zmarłej to najpiękniejsza laurka, jaką można było ją obdarować, w dodatku autorstwa ulubionego poety; wczytując się w ten tekst przyznajmy, że to prorocze słowa, jakby o niej i dla niej pisane:
            […] w Epoce, w której jest więcej
            Rozłamań - niźli Dokończeń…
            […] w czasie tym, gdy więcej
            Jest Roztrzaskań - niżeli Zamknięć;
            [...] na teraz, gdy więcej jest daleko
            Śmierci – niżeli Zgonów;
            Twoja śmierć, Szanowny Mężu Józefie,
            Doprawdy, że ma podobieństwo
            Błogosławionego jakby uczynku!
            - Może byśmy już na śmierć zapomnieli
            O chrześcijańskim skonu pogodnego tonie
            I o całości żywota dojrzałego…
            Może byśmy już zapomnieli, doprawdy! …
            Widząc - jak wszystko nagle rozbiega się
            I jak zatrzaskuje drzwiami przeraźliwie -
            Lecz mało kto je zamknął z tym królewskim wczasem i pogodą,
            Z jakimi kapłan zamyka Hostię w ołtarzu.
 
    Pojawił się tu motyw drzwi, jako symbol zamknięcia życia i ziemskich spraw. Drzwi! Co za dziwny traf, czy zbieg okoliczności! Ostatniej nocy, czuwając przy bardzo już cierpiącej Chorej jej siostrzenica, pani Hania doznała szoku, słysząc nagle, wydobywające się z ust cioci, z którą już niemożliwy był żaden kontakt, przejmujące, natarczywe wołanie, prawie krzyk: „Panie Jezu! Otwórz te drzwi!... Chryste! Otwórz mi te drzwi!...” Wstrząśnięta tym, co słyszy, nie bardzo pojmowała o co chodzi. Jakie drzwi? Drzwi nowego życia? Nowego początku? Powielony motyw drzwi jawi się tu jako Boży znak kontynuacji, przemiany i trwania. Jak motyw nadziei, której bardzo wszyscy potrzebujemy, a którą, nawet w agonalnym stanie , jak widać, miała śp.Kazimiera.
    Była w tym naszym świecie kimś bardzo ważnym, miała tu swoje wyjątkowe miejsce. Ci najbliżsi, żegnając ją, chcieliby dziś powiedzieć:
    Ogarniałaś miłością tak wielu z nas; zanosiłaś w modlitwach dziesiątki ludzkich spraw - przed Boży tron. Dobry Człowieku, kochający ludzi i świat, Mistrzyni pięknego słowa, Przyjaciółko „przytulająca do serca”. Będzie nam Ciebie bardzo brak.
 
OSTATNIA ROZMOWA I JEJ PRZESŁANIA
 
    Wróćmy jeszcze wspomnieniem do czasu, który się dopełniał, do tych „dni przedostatnich”. Końcem listopada, niespodziewanie choroba zaatakowała; nic nie wyszło z planowanego piątkowego spotkania przyjaciół u Kazi, już w czwartek konieczny okazał się pobyt w szpitalu; jednak z nadzieją na szybki powrót do domu, jak to już nieraz bywało. Nadzieja, tym razem zawiodła, niestety, po chwilowej poprawie, mimo wysiłków lekarzy, w kolejnych dniach stan zaczął się pogarszać, a z nim samopoczucie chorej. Dochodziły niepokojące wieści, bardzo chcieliśmy być przy niej. Cieszyła się z odwiedzin, rozmawiała chwilę z każdym, pytała, co słychać; jak zawsze ciekawa życia i ludzkich spraw.
    Moje odwiedziny czwartkowe przesunęła jednak na piątek, miała kłopoty z oddychaniem, z trudnością mówiła, ale bardzo prosiła, by ją odwiedzić nazajutrz. - Przyjdź koniecznie - mówiła - póki jeszcze mogę mówić. Mam coś ważnego do powiedzenia, musisz o tym koniecznie napisać w gazetce.
   W piątek zastałam ją w bardzo dobrej formie, uśmiechnięta, ożywiona, siedziała na szpitalnym łóżku i czekała; podekscytowana wagą tego, co chciała przekazać. Uradowana, że ma do kogo, zaczęła śpiesznie mówić, jakby w transie, z rozgorączkowaniem, ale składnie. Wyjęłam notes, żeby niczego nie uszczknąć z blisko 1,5 godzinnego przekazu, a Ona mówiła z przejęciem, „zapalała się i płonęła” jak to nieraz podczas spotkań bywało. Świadkiem rozmowy była p.Krystyna Faron, z niedowierzaniem obserwująca i daremnie tego dnia oczekująca na możliwość porozmawiania z Chorą, Można było przewidywać, że po takim wysiłku wyczerpanie nie pozwoli już na odwiedziny, i rzeczywiście tak było.
    Przeglądając tamte notatki wyodrębniłam sprawy, na których szczególnie się skupiła, były nimi: gazetka „Z Grodu Kingi”, jubileusz Caritas i potrzeba wdzięczności, wiara i sens życia, wielkie dzieło Miłosierdzia w związku z ogłoszonym Rokiem i na koniec - symboliczne pożegnanie, bez słów.
    To, co o naszym piśmie parafialnym Pani Kazia mówiła, było powtórzeniem wcześniejszych już opinii, zawsze była jego rzeczniczką; prawie od początku istnienia gazetki włączała się w jej tworzenie, pisała piękne artykuły, komentowała, cieszyła się każdym numerem. Na wszelkie możliwe sposoby zachęcała, by tej działalności nie zaniechać. Przekonywała, że to wielka rzecz, bo potrzebna ludziom, Kościołowi, miastu i potomności; bezcenna, bo łączy w dobru, buduje duchowość, dokumentuje, tworzy historię i ocala od zapomnienia. Świadoma momentu, w jakim się znalazła, i tego, że to jedyny sposób przekazania myśli i słów, całą mocą ducha i siłą woli przygotowała się i wytrwała w postanowieniu, by do nas przemówić na łamach gazetki.
    Notatki są na tyle dokładne, że pozwalają wiernie odtworzyć wypowiedź Pani Kazi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te słowa nabiorą wartości prawie testamentalnej, że to ostatni przekaz i ostatnia wola. Zaczęła od dyspozycji, czego rzecz dotyczy, co mam robić i dlaczego to takie ważne. Mówiła:
   „Jest sprawa, która leży mi na sercu, dotyczy Caritasu. Jeszcze z siostrą Cecylianą planowałyśmy, że kiedyś, przy okazji rocznicy, albo jubileuszu, zorganizujemy uroczystość i podziękujemy wszystkim, którzy w nim pracują; Siostra obiecała zaśpiewać na mszy w ich intencji. Siostry już nie ma, nie zaśpiewa, ale temat został. Będzie jubileusz 25-lecia reaktywowania działalności parafialnych oddziałów Caritas. Będzie okazja. Rozmawiałam już o tym wstępnie z Siostrą Eleonorą i z Księdzem Proboszczem, z panią Lidką Pietrzyk, z Joanną Tracz, z Jolą Czech i z państwem Matysami. Wszyscy są za tym. Musisz o tym napisać w gazetce. Napisać, że to w podzięce sponsorom, wolontariuszom, przyjaciołom, opiekunom; żywym i zmarłym.
   Szczególnie trzeba podziękować Księżom opiekunom i siostrze Eleonorze. Myślimy o Mszy św. dziękczynnej, najlepiej w klasztorze, z kazaniem Księdza proboszcza Marka; może zaśpiewałaby Agnieszka Wawrzyniak? Musisz być moim dobrym uczynkiem. Bardzo zależy mi na tym i musisz o tym napisać, ale przedtem pozałatwiać. Najpierw ustalić z Księdzem Markiem termin, zapytać kiedy będzie mógł mszę sprawować, o której godzinie. Skontaktuj się też z p.Lidką Pietrzyk, ona ma książki protokołów i inne materiały o działalności Caritas, trzeba, żeby znalazły się w gazetce.
    Nie zapomnij wspomnieć o działalności młodzieży, koła przyjaciół PKPS, którego opiekunem był dyrektor Władysław Łasiński. Młodzi tam skupieni bardzo się angażowali w opiekę i pomoc chorym. Dwaj chłopcy, dzisiaj księża, jeden profesor na wydziale teologii, samorzutnie zorganizowali pogrzeb samotnej nauczycielki; pamiętam jak szli tuż za trumną, jako jedyna rodzina. Ciekawe było to, że na działalność wolontariacką trzeba było sobie zasłużyć, mogli ją wykonywać tylko dobrzy uczniowie. To byli uczniowie Technikum Chemicznego, Leśnego i ZSZ.
    Mam nadzieję, że może ogłoszony Rok Święty Miłosierdzia zachęci do powstawania małych komórek dających świadectwo miłosierdzia. Przeszło 20 lat działalności naszego oddziału każe pamiętać też, że duży wkład w działalność Caritasu wnosiła siostra Cecyliana Gawrzyńska. Musimy pamiętać o tych rocznicach Panu Bogu na chwałę, ludziom dla zachęty.
    Caritas to miłość. Przecież wiadomo, że jeśli cokolwiek warto na tym świecie czynić, to miłować. To dobry pomysł na Rok Miłosierdzia i okazja, by stworzyć nowe agendy pod caritasową działalność. Narodzony w sercach ludzi Chrystus sprawia, że tyle dobra czynią dla innych.
    Nie wiesz, jaki sen miałam dzisiaj. Może tak rzeczywiście było? Śniło mi się, że Pan Bóg stwarzał świat i wybierał ludziom zawody. Tworzył ich z różnych materiałów, z grudek ziemi, z kamieni i ze skał, z różnych minerałów, a tych najwspanialszych ze złota i diamentów, i nadał im właściwości kryształu. To wśród tych kryształowych znaleźli się na pewno lekarze, nauczyciele, pielęgniarki i wolontariusze. To ci tworzą piękno, swoim życiem i pracą służąc ludziom. Służba dla człowieka jest najpiękniejsza. Ja spotkałam tych najpiękniejszych. Ja spotkałam tylko takich…
    Przerwała na chwilę, by zaczerpnąć sił, była już spokojna, wyraźnie zadowolona, ale nadal nie puszczała mojej ręki z dłoni, na znak, że jeszcze ma cos do powiedzenia.
- Tak się cieszę, że jesteś, jeszcze trochę pobądź, musisz być moim głosem, tylu ludziom chciałabym podziękować. Podziękuj ode mnie przede wszystkim Księdzu Markowi za odwiedziny w szpitalu, za modlitwę i troskę. Za to, że dzięki niemu tak dobrze zrozumiałam, że sama modlitwa to za mało, że Boga trzeba mieć w sercu i kochać, a wiarę praktykować miłością bliźniego i pomocą w potrzebie. Dziękuję też służbie zdrowia, lekarzom i pielęgniarkom szpitala za bardzo dobrą opiekę i pomoc lekarską, jakiej doświadczałam. Słów mi brakuje żeby podziękować Hani z Barcic, mojej siostrzenicy, za ofiarną opiekę przez cały czas choroby i anielską dla mnie cierpliwość. Była na każde zawołanie, czuwała jak Anioł Stróż. Niech Pan Bóg jej za to wynagrodzi. Sąsiadom za troskę i pomoc, wszystkim, którzy mnie odwiedzali, dzwonili, czuwali, wspierali modlitwą i sercem, wielkie dzięki. A tych najbliższych mi przytulam do serca, jak zawsze.
     Podziękowania zakończyły naszą rozmowę, zadowolenie malowało się na twarzy, wydawało się nawet, że Chorej sił przybyło i wszystko idzie ku dobremu. Pytała: Przyjdziesz jeszcze? Przyjdź, będę czekała… A jednak noc przyniosła kryzys, nasiliły się dolegliwości, zaistniała konieczność przewiezienia na oddział intensywnej opieki kardiologicznej. Nie było już możliwości porozmawiania, tylko krótkie urywane zdania od czasu do czasu wyrywały się z ust chorej. Mimo zastosowania najskuteczniejszych metod i środków, i leczenia do ostatniego dnia, dogasał, z woli Pana, „ płomień w alabastrowej lampie.”
    17. grudnia po Mszy św. żałobnej, odprowadzona w kondukcie pogrzebowym, śp.Kazimiera Mrówka spoczęła w rodzinnym grobowcu, na Starym Cmentarzu. Z żalem żegnali Ją wszyscy uczestnicy, słowo pożegnalne wygłosili; Burmistrz Starego Sącza Jacek Lelek, wychowankowie i przedstawiciel rodziny. Była kimś naprawdę ważnym i wyjątkowym, pamięć o Niej, jako cenionym pedagogu i wielkiej osobowości starosądeckiej przechowa na pewno wielu z nas. Wierzymy, że „(…) zapomnienie, najstraszniejszy śmiertelnych los, nigdy nie będzie Jej udziałem”
Zofia Gierczyk
 
Po skonsultowaniu się z księdzem proboszczem Markiem Taborem wstępnie informujemy, że życzenie osób zainteresowanych jubileuszową uroczystością Caritas znajdzie realizację 3.IV.2016 r. o godz.15.00 w kościele pw.sw.Elżbiety Węgierskiej. Data to szczególna, pierwsza niedziela po Wielkanocy jest bowiem świętem Miłosierdzia Bożego; ogłoszenie Nadzwyczajnego Jubileuszu w postaci Roku Miłosierdzia; Jubileusz 25 l. reaktywowania diecezjalnego i parafialnych oddziałów Caritas oraz kolejna rocznica śmierci św.Jana Pawla II nadadzą tej uroczystej dziękczynnej Mszy św. charakter wyjątkowego wydarzenia. Zaproszeni i proszeni o wspólnotową obecność mogą czuć się wszyscy ludzie dobrej woli angażujący się w działalność Caritasową, charytatywną, wolontariacką i sponsorującą wszelkie działania.
306424