Uzupełnienie wiadomości o tajnym nauczaniu w Starym Sączu.
Treść
.
FRAGMENT RODZINNEJ HISTORII
Uzupełnienie wiadomości o tajnym nauczaniu w Starym Sączu.
Czytając tekst Antoniny Kuci „Spotkanie z przeszłością” przypomniałam sobie wspomnienia z lat okupacji hitlerowskiej, opowiadane przez członków rodziny Czechów.
Sięgnęłam do drugiego tomu „Historii Starego Sącza” 1939-1945 i w rozdziale autorstwa Jana Koszkula „Z biografii zasłużonych” - Jan Joachim Czech - przeczytałam: „W latach okupacji hitlerowskiej pełnił funkcję kierownika Szkoły Powszechnej Męskiej w Starym Sączu. W 1941 roku aresztowany wraz z czterema synami przez nowosądeckie gestapo, szczęśliwym trafem uniknął wywózki do Oświęcimia, gdzie znaleźli się jego dwaj synowie - oficerowie Wojska Polskiego. W latach 1940-1944 Jan Czech zaangażowany był w działalność konspiracyjną. Działał pod pseudonimem „Paweł”. Był dowódcą Wojskowej Służby Ochrony Powstania na okręg starosądecki. Organizował tajne nauczanie. Dostarczał podręczniki szkolne, z zakonspirowanych księgarni krakowskich, do ośrodka tajnego nauczanie w Starym Sączu. W jego domu odbywały się lekcje tajnych kompletów. Cała rodzina była zaprzysiężona i działała w AK”.
Do rozdziału I „Miasto w latach 1939-1945” Jacka Chrobaczyńskiego dodany został „Aneks 1. Wspomnienia o tajnym nauczaniu” Izabeli Molewicz, wraz z notą biograficzną, opracowaną przez Jana Koszkula, na podstawie własnoręcznie przez nią napisanego życiorysu.
.
Zofia Czech-Moszycka
.
Wszystkie te informacje postanowiłam uzupełnić wspomnieniami seniorki naszej rodziny, cioci Zofii Czech-Moszyckiej (urodzonej 21 listopada 1922 r. w Starym Sączu), którą poprosiłam o przekazanie Czytelnikom zapamiętanych przez siebie faktów.
15 stycznia 2016 r. otrzymałam piękny rękopis, stanowiący bezcenny zapis fragmentów okupacyjnych dziejów mieszkańców naszego miasta.
„Piszę, jako uczestniczka tej wielkiej akcji, jaką podjęli z narażeniem życia profesorki i profesorowie szkół średnich w Starym Sączu, w Sądecczyźnie i w innych częściach kraju. Dzięki temu młodzież mogła skorzystać z nauki, nie tracić cennego czasu i mijających lat młodości.
W czasie wojny szkoły średnie i wyższe były zamknięte, gdyż okupant nie potrzebował ludzi wykształconych, a jedynie zdolnych do pracy, dlatego po podstawówce istniały tylko szkoły zawodowe.
Tajne nauczanie w Starym Sączu zorganizowali: prof.Izabela Molewicz i dyr.Kazimierz Kwieciński, werbując do tej akcji zaufanych profesorów. Niektóre przedmioty młodzież przerabiała samodzielnie, według podręczników i lektur, a do przedmiotów trudniejszych korzystała z pomocy zaangażowanych do tej akcji profesorów.
Ja przed wojną (w 1939 roku) ukończyłam 4-klasowe gimnazjum ogólnokształcące u Sióstr Klarysek w Starym Sączu i do matury zostały mi dwa lata liceum, które przerobiłam w tajnych kompletach. Moja grupa, w której kontaktowaliśmy się i często uczyliśmy się wspólnie, liczyła 6 osób. Były to: Ola Gądek, Kasia Tokarczyk, Hela Mucha, ja Zosia Czech, Włodek Kapturkiewicz i Stefan Ciągło (chyba z Podegrodzia). Przyjeżdżał do nas z Nowego Sącza prof.Władysław Misiaszek, który uczył nas matematyki. Lekcje odbywały się dla bezpieczeństwa na przemian u naszych rodziców: Gądków, Tokarczyków, Muchów, Czechów lub u mamy Włodka p.Marii Koronowej. W razie jakiegoś niebezpieczeństwa udawaliśmy, że obchodzimy czyjeś imieniny, czy jakieś rodzinne spotkanie, a profesor był gościem rodziców.
Na przykład u nas - u Czechów był duży ogród, można było pograć w piłkę, częstować się owocami, których nie brakowało w ogrodzie.
Z lekcji łaciny można było skorzystać u pani mgr Ireny Januszowej, która pracowała w aptece. Pamiętam jak szłam do Nowego Sącza zdawać łacinę razem z Gienkiem Kubowiczem (późniejszym księdzem). Nie pamiętam tylko nazwiska egzaminatora.
Historię i propedeutykę filozofii zdawało się u dyr.Kwiecińskiego, język polski i niemiecki u prof.Marii Fedak z Nowego Sącza, biologię u prof.Izabeli Molewicz, matematykę i fizykę u prof.Misiaszka, religię u ks.Antoniego Odziomka - proboszcza.
Komisja weryfikacyjna zatwierdziła naszą maturę i wydała nam dyplomy.
Na zakończenie dodam, że wszyscy tzn. nasza grupa żyliśmy w wielkiej przyjaźni, pomagaliśmy sobie wzajemnie, spotykaliśmy się na imieninach i przy różnych okazjach. Na przykład Stefan Ciągło zorganizował nam w zimie wspaniały kulig - dwa konie, duże sanie, nasze dwie pary małych sanek, a Włodek, trzymając się za linkę, jechał na nartach.
Była też z nami moja siostra Marylka. Było wesoło, dużo śmiechu i beztroskiej radości, mimo że wtedy panował terror i zawsze czaiło się jakieś niebezpieczeństwo.
No cóż! Młodość ma swoje prawa i cieszy się życiem mimo przeciwności losu.
Potem nasze drogi się rozeszły. Jeszcze nie skończyła się wojna, a Włodek - dobry matematyk, zginął w partyzantce.
Biedna Helcia zwana Muszką utonęła w czasie kąpieli w Dunajcu - a chciała zostać farmaceutką. Kasia została nauczycielką. Moje szkolne koleżanki, też objęte tajnym nauczaniem: Stefa Górz-Kardaszewicz i Marysia Herr-Stolarska skończyły medycynę. Stefcia Bober ukończyła psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i zrobiła doktorat na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Ja też wyjechałam do Krakowa na studia. Najpierw zrobiłam roczny kurs nauczycielski, który ukończyłam w 1946 roku. Uczyłam w szkle podstawowej w Kamieńczycach pod Miechowem i równocześnie dojeżdżałam do Krakowa na studia. W 1951 roku ukończyłam pedagogikę i psychologię na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uczyłam w szkołach podstawowych i zawodowych, w końcu w Zespole Szkół Elektryczno-Mechanicznych w Nowym Sączu i stąd w 1979 roku odeszłam na emeryturę, jako pedagog szkolny.
Minęło wiele lat, coraz rzadziej wraca się do przeszłości, bo życie idzie naprzód.
Wiele zdarzeń zatarło się w pamięci, ale czasem, w chwilach zadumy nad życiem, same wracają obrazy z dawnych lat.
Na zakończenie jeszcze parę słów.
Mam nadzieję, że młodzi Czytelnicy „Z Grodu Kingi” znają historię II wojny światowej, ale może nie zdają sobie sprawy, na jakie niebezpieczeństwa byli narażeni ich rówieśnicy, którym przyszło żyć w tym złowrogim czasie okupacji hitlerowskiej.
Zginęło wtedy wielu młodych: chłopców i dziewcząt, którzy mieli swoje plany, marzenia, ideały. Wojna to wszystko zniweczyła. Ginęli w akcjach bojowych, w ruchu oporu, w więzieniach, w partyzantce, w powstaniu warszawskim, w masowych egzekucjach, w obozach koncentracyjnych. Jednak nikt się nie załamywał, młodzi szybko stawali się dorośli, stawiali opór, podejmowali walkę, nigdy nie godzili się z niewolą i nigdy nie tracili nadziei.
Przychodzą mi na myśl słowa naszego wieszcza Juliusza Słowackiego z wiersza „Testament mój”:
„(…) Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec,
A kiedy trzeba na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga
Rzucane na szaniec!”
Dziękując Kochanej Cioci za przekazane wspomnienia, obfitości Bożych łask, niezmiennie wszelkiego dobra od ludzi, zdrowia i wielu jeszcze jubileuszy życzy żona bratanka
15 stycznia 2016 r. otrzymałam piękny rękopis, stanowiący bezcenny zapis fragmentów okupacyjnych dziejów mieszkańców naszego miasta.
„Piszę, jako uczestniczka tej wielkiej akcji, jaką podjęli z narażeniem życia profesorki i profesorowie szkół średnich w Starym Sączu, w Sądecczyźnie i w innych częściach kraju. Dzięki temu młodzież mogła skorzystać z nauki, nie tracić cennego czasu i mijających lat młodości.
W czasie wojny szkoły średnie i wyższe były zamknięte, gdyż okupant nie potrzebował ludzi wykształconych, a jedynie zdolnych do pracy, dlatego po podstawówce istniały tylko szkoły zawodowe.
Tajne nauczanie w Starym Sączu zorganizowali: prof.Izabela Molewicz i dyr.Kazimierz Kwieciński, werbując do tej akcji zaufanych profesorów. Niektóre przedmioty młodzież przerabiała samodzielnie, według podręczników i lektur, a do przedmiotów trudniejszych korzystała z pomocy zaangażowanych do tej akcji profesorów.
Ja przed wojną (w 1939 roku) ukończyłam 4-klasowe gimnazjum ogólnokształcące u Sióstr Klarysek w Starym Sączu i do matury zostały mi dwa lata liceum, które przerobiłam w tajnych kompletach. Moja grupa, w której kontaktowaliśmy się i często uczyliśmy się wspólnie, liczyła 6 osób. Były to: Ola Gądek, Kasia Tokarczyk, Hela Mucha, ja Zosia Czech, Włodek Kapturkiewicz i Stefan Ciągło (chyba z Podegrodzia). Przyjeżdżał do nas z Nowego Sącza prof.Władysław Misiaszek, który uczył nas matematyki. Lekcje odbywały się dla bezpieczeństwa na przemian u naszych rodziców: Gądków, Tokarczyków, Muchów, Czechów lub u mamy Włodka p.Marii Koronowej. W razie jakiegoś niebezpieczeństwa udawaliśmy, że obchodzimy czyjeś imieniny, czy jakieś rodzinne spotkanie, a profesor był gościem rodziców.
Na przykład u nas - u Czechów był duży ogród, można było pograć w piłkę, częstować się owocami, których nie brakowało w ogrodzie.
Z lekcji łaciny można było skorzystać u pani mgr Ireny Januszowej, która pracowała w aptece. Pamiętam jak szłam do Nowego Sącza zdawać łacinę razem z Gienkiem Kubowiczem (późniejszym księdzem). Nie pamiętam tylko nazwiska egzaminatora.
Historię i propedeutykę filozofii zdawało się u dyr.Kwiecińskiego, język polski i niemiecki u prof.Marii Fedak z Nowego Sącza, biologię u prof.Izabeli Molewicz, matematykę i fizykę u prof.Misiaszka, religię u ks.Antoniego Odziomka - proboszcza.
Komisja weryfikacyjna zatwierdziła naszą maturę i wydała nam dyplomy.
Na zakończenie dodam, że wszyscy tzn. nasza grupa żyliśmy w wielkiej przyjaźni, pomagaliśmy sobie wzajemnie, spotykaliśmy się na imieninach i przy różnych okazjach. Na przykład Stefan Ciągło zorganizował nam w zimie wspaniały kulig - dwa konie, duże sanie, nasze dwie pary małych sanek, a Włodek, trzymając się za linkę, jechał na nartach.
Była też z nami moja siostra Marylka. Było wesoło, dużo śmiechu i beztroskiej radości, mimo że wtedy panował terror i zawsze czaiło się jakieś niebezpieczeństwo.
No cóż! Młodość ma swoje prawa i cieszy się życiem mimo przeciwności losu.
Potem nasze drogi się rozeszły. Jeszcze nie skończyła się wojna, a Włodek - dobry matematyk, zginął w partyzantce.
Biedna Helcia zwana Muszką utonęła w czasie kąpieli w Dunajcu - a chciała zostać farmaceutką. Kasia została nauczycielką. Moje szkolne koleżanki, też objęte tajnym nauczaniem: Stefa Górz-Kardaszewicz i Marysia Herr-Stolarska skończyły medycynę. Stefcia Bober ukończyła psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i zrobiła doktorat na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Ja też wyjechałam do Krakowa na studia. Najpierw zrobiłam roczny kurs nauczycielski, który ukończyłam w 1946 roku. Uczyłam w szkle podstawowej w Kamieńczycach pod Miechowem i równocześnie dojeżdżałam do Krakowa na studia. W 1951 roku ukończyłam pedagogikę i psychologię na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uczyłam w szkołach podstawowych i zawodowych, w końcu w Zespole Szkół Elektryczno-Mechanicznych w Nowym Sączu i stąd w 1979 roku odeszłam na emeryturę, jako pedagog szkolny.
Minęło wiele lat, coraz rzadziej wraca się do przeszłości, bo życie idzie naprzód.
Wiele zdarzeń zatarło się w pamięci, ale czasem, w chwilach zadumy nad życiem, same wracają obrazy z dawnych lat.
Na zakończenie jeszcze parę słów.
Mam nadzieję, że młodzi Czytelnicy „Z Grodu Kingi” znają historię II wojny światowej, ale może nie zdają sobie sprawy, na jakie niebezpieczeństwa byli narażeni ich rówieśnicy, którym przyszło żyć w tym złowrogim czasie okupacji hitlerowskiej.
Zginęło wtedy wielu młodych: chłopców i dziewcząt, którzy mieli swoje plany, marzenia, ideały. Wojna to wszystko zniweczyła. Ginęli w akcjach bojowych, w ruchu oporu, w więzieniach, w partyzantce, w powstaniu warszawskim, w masowych egzekucjach, w obozach koncentracyjnych. Jednak nikt się nie załamywał, młodzi szybko stawali się dorośli, stawiali opór, podejmowali walkę, nigdy nie godzili się z niewolą i nigdy nie tracili nadziei.
Przychodzą mi na myśl słowa naszego wieszcza Juliusza Słowackiego z wiersza „Testament mój”:
„(…) Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec,
A kiedy trzeba na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga
Rzucane na szaniec!”
Dziękując Kochanej Cioci za przekazane wspomnienia, obfitości Bożych łask, niezmiennie wszelkiego dobra od ludzi, zdrowia i wielu jeszcze jubileuszy życzy żona bratanka
Jolanta Czech