O, szczęśliwa słabości! - Bernard z Clairvaux (5) - ks.Roman Stafin
Treść
.
O, szczęśliwa słabości!
- Bernard z Clairvaux (5)
Doświadczając słabości trzeba WOŁAĆ O POMOC; wołanie, które wychodzi z bólu słabości. Bernard mówi, że gdy przychodzi pokusa nie można sobie samemu ufać i polegać tylko na swoich słabych siłach, bo człowiek przegra; trzeba wezwać pomocy Ducha
z jękiem, wzdychaniem i łzami,
a więc bardzo mocno. To wołanie sprawia, że pokusa (słabość) staje się miejscem modlitwy; z niej wytryska modlitwa. Trzeba wołać ciągle na nowo i na nowo, i jeszcze raz, i jak gdyby „przyzwyczajać się” do dobrego i miłosiernego Boga, który pomaga (duszę wyzwala), aż - tu uwaga! (tak św.Bernard) - zaczniemy już KOCHAĆ BOGA nie dlatego, że nam pomaga, lecz DLA NIEGO SAMEGO.
Nie można więc popadać w przygnębienie, poddawać się zniechęceniu, gdy doświadczamy własnej słabości. Bernard radzi mnichowi, który się zniechęcał doświadczeniem własnej nędzy, aby
schronił się przed sprawiedliwością w miłosierdziu.
Przypomina się tutaj wypowiedź siostry Faustyny:
Chociaż nie wiem co by mi mówiono o Bożej sprawiedliwości, ja nie będę się lękać, bo Bóg jest miłością.
Ciekawie też komentuje Bernard przypowieść o najmowaniu robotników do winnicy (Mt 20,1-16). Znamy ją dobrze. Otóż robotnicy zostali najęci do pracy rano, o trzeciej godzinie, o szóstej, o dziewiątej i ostatni o jedenastej; ci pracowali tylko godzinę Wszyscy oni otrzymali po denarze, a więc szemrali pracujący od rana. Wtedy gospodarz rzekł do jednego z nich: „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?”
Św.Bernard w oparciu o tę scenę z Ewangelii powie tak:
Gromadźcie więc swe zasługi, jak tylko chcecie, podkreślajcie wasze mozoły, ale miłosierdzie ma o wiele większą wartość (…). Przyznaję - ja ze swej strony nie trudziłem się w skwarze przez cały dzień, ale dzięki łaskawości Ojca noszę o wiele słodsze i lżejsze jarzmo. Moja praca trwała tylko godzinę, a jeśli przypadkiem pracowałem więcej, nie poczułem tego, ponieważ pracowałem z miłości.
W innym miejscu podkreśli, że całą jego zasługą jest miłosierdzie Chrystusa:
Nawet jeśli zdaję sobie sprawę, że wiele zgrzeszyłem, to tam, gdzie grzech obfitował, łaska była jeszcze bardziej obfita; ubolewa: Popełniłem wielki grzech, ale nie tracę ducha, (…) bo nad tym, co mnie zawiodło we mnie samym, panuję dzięki sercu Pana, które wzbiera miłosierdziem i może je rozlać z otworów, którymi dysponuje.
O jakie otwory tu chodzi? Są nim rany Pana, „szczeliny”, przez które wypływa miłosierdzie Boże - przepiękne określenie.
W oparciu o swoje doświadczenia św. Bernard przemawia jako fidenter, jako pełen wiary. To głęboka wiara i ufność zbawiają ludzi (sola fides - mawiał św.Bernard, a potem Luter, ale w innym kontekście). To pragnienie wiary lub ona sama, już mocna, pcha ludzi Biblii do Boga, do Jesusa: Dawida, Nikodema, Magdalenę, Piotra, celnika i innych. W rozmowie z Jezusem powie Bernard:
Nie okryłeś hańbą łotra, który wyznał winę, ani jawnogrzesznicy, która płakała (…), ani kobiety pochwyconej na cudzołóstwie, ani ucznia, który się Ciebie zaparł (…) ani nawet tych, którzy Cię posłali na krzyż.
Uświadommy sobie ewangeliczną prawdę: najnędzniejsi i najsłabsi są w uprzywilejowanej sytuacji (tak!), gdyż Bóg odnawia w nich cuda swojej miłości; jest jeden warunek: Trzeba wierzyć!
Św.Bernard opracowuje coś, co można by nazwać „Podręcznikiem dobrego grzesznika”. Dziwne to określenie, ale tak jest. Mówi o tym w drugiej homilii o psalmie 90 (o Bożej opiece). Bernard jako przenikliwy „analityk” psychologii grzechu i pokuty rozróżnia dwa sposoby popełniania grzechu: zły i dobry. Istnieją także dwa złe sposoby: 1. Popełniony grzech budzi zawstydzenie i dotkliwe poczucie winy; tak postępują często skrupulaci, którzy oskarżają siebie nieustannie, lecz - jak mówi Barnard - na próżno. 2. Grzech prowadzi do bezwstydu i bezczelności; tak postępują grzesznicy, którzy afiszują grzech, a nawet go bronią.
Wyjaśniając dobry (lepszy) sposób grzeszenia Bernard wymienia cechę Boga zawartą w psalmie 91; jest On tam określany jako Susceptor (łac. suscipere - chwytać, wspierać):
Okryje cię swoimi piórami i schronisz się pod Jego skrzydła.
Te słowa łączy św. Bernard z tekstem z psalmu 37:
Choćby i upadł, to nie będzie leżał, bo rękę jego podtrzymuje Jahwe.
A więc ten drugi, „dobry” (lepszy), sposób grzeszenia polega na tym, aby po grzechu, potykając się, chwytać się ręki Boga, która nas podnosi i wtedy wstajemy mocniejsi. Chwytać się duchowo i fizycznie (wziąć krzyż do ręki). Bernard powie, że są tacy, którzy upadają i tłuką się, ale są też tacy, którzy upadają i nie doznają obrażeń, bo Pan rozciąga pod nimi swą rękę: Bóg - Susceptor.
Jest on bowiem do tego stopnia gotów przyjąć tego, kto upada, (…) [tak], że sprawia wrażenie, że opuścił wszystkich innych, aby zająć się tylko nim.
Oto Bóg miłosierny: BÓG - PODNOSZĄCY, chwytający, przyjmujący, niosący na swoich rękach!
Każdy z nas upada; jaką przyjmuję wtedy postawę? Roztrząsam upadek, analizuję, rozkładam na czynniki pierwsze? Jestem przytłoczony, przygnębiony? A może wyciągam ręce i wołam: „Panie podnieś mnie i prowadź mnie, nieś mnie na swoich rękach!” A wtedy to naprawdę dziać się będzie, mocą Jego łaski. Tak się wchodzi na drogę świętości!
Z książki: Ks.Roman Stafin, Moc w słabości.
Święci uczą nas życia duchowego. Biblos. Tarnów 2015.