Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki
Przejdź do Menu Techniczne

Menu Dodatkowe

Ks.Roman Stafin - Moc w słabości - Paweł Apostoł (2)

Treść


.
Moc w słabości - Paweł Apostoł (2)
 
Kontynuujemy rozważanie hymnu o słabości św. Pawła Apostoła (2 Kor 12,1-11).
    Bóg nie uwalnia św. Pawła od jego „ościenia”, chociaż on o to tak usilnie prosił.
Chodziło o to, aby Paweł Apostoł wiedział, że to, co robi, robi mocą Pana, a nie swoją własną mocą; jeśli jest pokorny i świadom swojej słabości, ograniczoności, wtedy staje się narzędziem Boga, podmiotem Jego działania; no i Paweł osiąga dużo, dużo więcej, niż gdyby – wolny od owego ościenia – działał swoją własną mocą.
 
Tę prawdę św.Paweł rozumie, dlatego wyznaje:
 
Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa (9).
 
    On widzi kontrast między swoją bezsilnością i mocą Bożą i zarazem ich zależność - ta słabość jest konieczna, aby moc Boża w pełni się ujawniła, dlatego Bóg dopuszcza na niego te doświadczenia.
W wierszu 10 wylicza św.Paweł swoje bolesne doświadczenia; mówi tak:
 
Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach, z powodu Chrystusa.
 
Pamiętamy, że mówił wcześniej:
 
Najchętniej (…) będę się chlubił z moich słabości.
 
a teraz to potwierdza wyznając:
 
Mam upodobanie w moich słabościach.
 
Jak to rozumieć?
    Czy słabość może być powodem do chluby? Czy można mieć w niej upodobanie?
W niej samej nigdy, ale w niej jako „miejscu”, gdzie rodzi się łaska Boża, tak! Moc Boża, łaska Boża w tej słabości i przez nią spływa na Pawła. Moc Boża bazuje na słabości. Paweł się chlubi tym, co dzięki tym słabościom w nim się dokonuje, czyli chlubi się doświadczeniem mocy Bożej.
 
Paweł to rozumie, gdy mówi:
 
(…) z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.
 
    Według zasad ludzkiej logiki to sformułowanie jest bezsensowne: gdy jest się słabym, to nie można przecież równocześnie być mocnym. A jednak tak!  Paweł chce nam przybliżyć następujące rozumowanie: „Jeżeli moją słabość przyjmę, zaakceptuję i z nią pójdę do Boga, to jestem wprawdzie słaby, ja w sobie, ale od Boga otrzymuję moc, która czyni mnie silnym; to nie znaczy, że moja słabość zniknęła, ona została, ale ja ją pokonuję i zarazem przezwyciężam - właśnie mocą Boga. Ona jest we mnie, ale mnie już nie obciąża; mocą Boga ją przezwyciężyłem, co więcej: stałem się mocny, mocniejszy niż przedtem, gdy jej nie miałem.”
    To tak jakby Paweł chciał nam teraz powiedzieć: „jeśli doświadczasz swojej słabości, to wtedy chlub się Panem, tzn. przenoś twoją uwagę z twojej słabości na Pana, otwieraj Mu swoje serce i ufaj Mu, a wtedy poczujesz, że moc Pana zstępuje na ciebie. Gdybyś się zamknął w sobie i skoncentrował się na swojej słabości, myślał o niej, lamentował z jej powodu, czy nawet zachowywał się agresywnie, wtedy Chrystus nie mógłby okazać w tobie swojej mocy i byłbyś godny pożałowania.”
    Tu widać, że w tym procesie ludzka wolność i Boże działanie są ze sobą wzajemnie mocno powiązane, ale bez otwarcia się człowieka, jego serca, łaska Boża jest bezsilna.
    I jeszcze jedno: powiedzieć „TAK” „OŚCIENIOWI” jest bardzo trudno; powiedzieć „tak” swojej słabości i ograniczoności jest bardzo trudno; powiedzieć „tak” cierpieniu, którego doświadczam jest bardzo trudno; powiedzieć „tak” temu „ościeniowi”, który Bóg na mnie dopuścił, który mnie mocno obciąża i który mi utrudnia życie i ogranicza moje ludzkie możliwości działania; powiedzieć „tak” temu cierpieniu jest bardzo trudno.
I to się nie stanie z dnia na dzień, czy z tygodnia na tydzień; tutaj jest potrzebne oddawanie tego bólu każdego dnia na nowo Jezusowi Chrystusowi, który wszystkie nasze bóle nosi, wpisuje w swój krzyż i przemienia. Trzeba je oddawać tak długo, aż On przyjdzie ze swoją łaską i wtedy poczujemy, że jesteśmy mocni Jego mocą; mocni w swojej słabości, w swoim cierpieniu.
    W tak znoszonej słabości, w tak przeżywanym cierpieniu przez św. Pawła, w takim właśnie - obciążonym bólem - jego apostolskim życiu objawia się moc ukrzyżowanego Chrystusa!
    Czy ja, doświadczając mojej słabości, znosząc moje cierpienia, moją postawą daję szansę Chrystusowi ukrzyżowanemu, aby we mnie i przeze mnie objawił swoją moc?
    Ta szansa tkwi w mojej słabości, w moim bolesnym doświadczeniu, w moim cierpieniu, które Bóg dopuścił, aby okazać swoją moc.
    On czeka tylko na moje otwarcie serca, na moje przyzwolenie, a gdy to się naprawdę stanie, On przyjdzie na pewno.
    Nie każde cierpienie jest objawieniem się mocy Chrystusa ukrzyżowanego, lecz tylko to cierpienie, które jest przyjęte otwartym sercem i oddane Chrystusowi; Jemu ofiarowane z przekonaniem i zaufaniem, że ono jest Jemu potrzebne w Jego planie zbawczym.
    Tak przeżywane cierpienie jest zarazem oczyszczeniem człowieka z jego egoizmu i sublimacją jego relacji do Boga; staje się ona czysta, nie obciążona własnym interesem.
    Oto jak wiele mogę: opadając z sił w podeszłym wieku, albo będąc dotkniętym przewlekłą chorobą, doświadczając może niezrozumienia w rodzinie, przeżywając ciemności wewnętrzne w życiu duchowym (a nawet po latach intensywnej modlitwy może to się zdarzyć) - to wszystko, to wszystko, to jest potężna oręż do walki ze złem.
Mogę to ofiarować za tych, którzy błądzą.
Popatrzmy teraz na Maryję i jej postawę w cierpieniu:
- przy Zwiastowaniu powiedziała „tak”, chociaż nie wiedziała jak to się stanie, że ma porodzić Syna Najwyższego;
- w czasie ofiarowania Jezusa w świątyni, słyszy zapowiedź Symeona: „A twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2, 35); zapewne w bolesnym zadumaniu przyjęła te słowa;
- przez trzy lata Jego publicznej działalności był tak daleko od niej; Syn tak daleko od Matki; oto ból rozstania;
- a na końcu stanęła pod Jego krzyżem, gdy umierał; tutaj jej cierpienie sięgnęło zenitu.
            Tak długo trwało mówienie „tak” jej bólowi, ale wiedziała, że w ten sposób wpisuje swój ból w dzieło zbawienia świata, którego dokonuje jej Syn; wiedziała, że nie ma innej drogi. Taką drogę wybrał Bóg dla człowieka, z miłości do niego.
    Prośmy ją o jej towarzyszenie nam wszystkim w mówieniu „tak” naszemu bólowi, owemu „ościeniowi”.
    Jan Paweł II, gdy miał szczególne trudne sprawy do załatwienia, prosił chorych, aby w jego intencjach ofiarowali swoje cierpienia. A ileż sam przecierpiał za ten świat?
    Podzielę się tutaj moim doświadczeniem z pracy w Niemczech.
Niemcy występują dość często z Kościoła. Część z nich po jakimś czasie prosi o przyjęcie ich z powrotem. Wtedy zawsze pytałem, dlaczego wstępują z powrotem do Kościoła? Po śmierci Jana Pawła II, słyszałem często takie uzasadnienie: „To, jak ten papież cierpiał; to, jak papież umierał, sprowadza mnie z powrotem do Kościoła.” Wcześniej, gdy wstępowali, nikt nie mówił tak: „To, jak mocny jest ten papież, jaki wysportowany; jeździ na nartach, pływa, śpiewa z młodzieżą, odwiedza cały świat; to jest papież (!), dlatego wstępuję do Kościoła.” Nikt tak nie uzasadniał swojego wstąpienia z powrotem do Kościoła.
    Ocenia się, że Jan Paweł II nawrócił więcej ludzi w stanie swojej ciężkiej choroby, w stanie niedołęstwa - przecież tak było - niż wcześniej przez te lata, gdy był zdrowy.
    OTO ZBAWCZA MOC CIERPIENIA!
Ks. Roman Stafin
 
310347