Przejdź do treści
Z Grodu Kingi
Przejdź do stopki
Przejdź do Menu Techniczne

Menu Dodatkowe

ANDRZEJ WOJNAROWSKI - STAROSĄDECZANIN Z PASJĄ

Treść


.
ANDRZEJ WOJNAROWSKI
- STAROSĄDECZANIN Z PASJĄ
 
    Andrzeja Wojnarowskiego poznałam na rowerowej pielgrzymce Szlakiem Jana Pawła II. Był to początek czerwca 2005 roku. Rajd został zorganizowany pod patronatem ks.prałata Alfreda Kurka, a naszym duchowym przewodnikiem był, także przez następne kilka lat ks.Henryk Homoncik - obecnie proboszcz w Krościenku n/Dunajcem.
    Andrzej Wojnarowski zaimponował nam wówczas swym zapałem i przygotowaniem, tak jak i pozostali członkowie kadry z państwem: Marią i Karolem Hopkami, Marią i Krzysztofem Sztafami na czele, o których nie sposób tutaj nie wspomnieć. To dzięki nim przejechaliśmy wówczas od Ludźmierza przez Podhale i Spisz; Słowację i Polskę do Szczawnicy i dalej do Krościenka, gdzie nocowaliśmy w Centrum Oazy na Kopiej Górce, znanej ze starosądeckiej, papieskiej „Powtórki z geografii”. A następnego dnia dalej - przez Łącko, Kicznię, Młyńczyska z niezapomnianą Drogą krzyżową - i w strugach deszczu pod Ołtarz Papieski w Starym Sączu. Była też wyprawa z Niegowici do Ciężkowic skąd po noclegu ruszyliśmy przez Bobową, Nowy Sącz do Grodu Kingi.
Przez te lata, a czas tak szybko płynie, dowiadując się o dalekich rowerowych wyprawach Andrzeja Wojnarowskiego, niejednokrotnie prosiłam go o opowieść o nich, ale jak to w życiu bywa, trochę czasu upłynęło, aby wreszcie się zgodził i ich zapis można przedstawić na naszych łamach.
.

.
    Andrzej Wojnarowski urodził się w 1948 roku w Starym Sączu. Tu uczęszczał do szkoły podstawowej, a po jej ukończeniu zamieszkał w Łaziskach Górnych koło Mikołowa, gdzie uczęszczał do przyzakładowej szkoły zawodowej, funkcjonującej przy kopalni węgla kamiennego „Bolesław Śmiały”. Trzy lata nauki w szkole i bezpłatne utrzymanie ucznia w internacie, trzeba było odpracować na tzw. stażu w kopalni. Potem - obowiązkowa służba wojskowa. Po niej przeniósł się do Jastrzębia Zdroju, gdzie można było uzyskać przydział na mieszkanie, bo wówczas p.Andrzej założył rodzinę.
Pracując w kopalni „Zofiówka” ukończył technikum zawodowe, uzyskując dyplom technika mechanika, o specjalizacji eksploatacja maszyn, podziemnych górniczych urządzeń mechanicznych.
Po latach został sztygarem zmianowym i oddziałowym, co wiązało się z kierowaniem około pięćdziesięcioosobowym zespołem pracowników.
Praca na tej kopalni wiązała się z niemal codziennym zjazdem na poziom znajdujący się 900 metrów pod ziemią, nie przypuszczając wówczas, że na emeryturze będzie zdobywał szczyty, w szerokim tego słowa znaczeniu. Po latach mówi, że chociaż nie zmieniał zakładu pracy, to pracował w trzech kopalniach, ponieważ nazwę „Zofiówka”, zmieniono na czas jakiś na „Manifest Lipcowy”, a przed jego przejściem na emeryturę zakładowi przywrócono pierwotną nazwę.
W Jastrzębiu mieszkali wraz z żoną - także Sądeczanką, i dziećmi: Michałem, Agatą i Kasią, aż do 1995 roku, kiedy to nasz bohater przeszedł na emeryturę, w międzyczasie budując w Starym Sączu dom.
Okres jesieni życia p.Wojnarowscy chcieli spędzić w rodzinnych stronach.
Pan Andrzej nie zamierzał jednak odpoczywać nie robiąc nic, chociaż lata ciężkiej pracy mogłyby go do tego upoważniać. Kupił sobie pierwszy w życiu rower - marki „Puma”. Na tamte czasy był to dobry sprzęt i można było zacząć pierwsze wyprawy.
Chociaż p.Andrzej od 2002 roku był aktywnym członkiem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego a w 2008 uzyskał uprawnienia przewodnika górskiego Karpat Wschodnich i Zachodnich, to wędrówki piesze zaczęły być wypierane przez wyprawy rowerowe. Oczywiście najpierw jednodniowe, podczas których przemierzał z każdym dniem coraz dłuższe odległości, aż doszedł do kilkudziesięciu kilometrów dziennie. Poznał okolicę, wyjechał na Słowację. Często jeździł w towarzystwie kolegów rzeźbiarzy z Nowego Sącza: Antoniego Wolaka i Mariana Pażuchy, którzy również jeździli na dalsze trasy. Gdy usłyszał od nich propozycję wspólnego wyjazdu na Węgry - początkowo (nie wiedząc, czy podoła trudom tej wyprawy, gdyż w 1983 roku uległ wypadkowi, po którym przeszedł operację usunięcia łękotki) wahał się. Podjęta decyzja o uczestnictwie w wyprawie była początkiem nowego etapu życia. Wyjazd rowerem za granicę był na owe czasy wyczynem. Oczywiście noclegi pod namiotem, niejednokrotnie „na dziko” były nie lada wyzwaniem.
Mimo wszystko postanowił zwiedzać na rowerze Europę.
    Na 2009 rok Andrzej Wojnarowski zaplanował wyprawę do Portugalii. Opracował trasę liczącą 4600 km i wraz z ekipą w składzie: Damian Borkowski ze Starego Sącza, Sebastian Gołdyn z Gołkowic i Anna Gleinert z Gdyni, przemierzyli ją, pokonując każdego dnia od 80 do 150 km dziennie. Wyprawa trwała sześć tygodni. Pan Andrzej zwykle planuje, że w ciągu dnia przejedzie około 100 km, oczywiście w zależności od warunków atmosferycznych i terenowych.
Podczas tej wyprawy zdobył na rowerze Oberalpass - przełęcz Oberalp, leżącą na wysokości 2046 m n.p.m. oddzielającą Alpy Glarneńskie od Alp Lepontyńskich oraz Flüelapass - przełęcz Flüela w Alpach Retyckich leżącą na wysokości 2383 m n.p.m.
Cała eskapada była niesamowitym przeżyciem. Szczególne miejsce, w pamięci jej pomysłodawcy, zajmują noclegi na plaży, pod rozgwieżdżonym niebem i uprzejmość kierowców dla cyklistów, którzy oczywiście poruszają się bocznymi, mniej uczęszczanymi drogami. Ale zdarzyło się, że na stromym podjeździe w Szwajcarii, przez kilkadziesiąt minut nie mógł ich wyprzedzić żaden samochód. Powstał spory korek, ale w momencie wyprzedzania kierowcy pozdrawiali ich serdecznie i z uznaniem. W Polsce, w takich sytuacjach, często słyszy się dźwięk klaksonu.
Podczas zagranicznych wypraw na swym rowerze ma polską flagę, która zawsze wzbudza sympatię. Napotkani wówczas na trasie ludzie byli serdeczni, oferowali pomoc, niejednokrotnie częstowali posiłkami i napojami, nie odmawiali miejsca do rozbicia namiotu i możliwości skorzystania z łazienki.
Jednym z marzeń p.Andrzeja jest wydanie przewodnika opisującego tę trasę.
    1 lipca 2011 roku wraz z nowosądeczaninem Maciejem Rychtą, Andrzej Wojnarowski udał się w trasę wiodącą wokół Bałtyku.
Trasę jak zwykle rozpoczęli na starosądeckim Rynku. Dotarłszy do Suwałk pojechali dalej przez Litwę, Łotwę, Estonię, Finlandię, Szwecję, Danię i Niemcy, skąd dotarli do Świnoujścia, a następnie oczywiście na rowerach powrócili do Starego Sącza. Tour de Baltica liczyła około trzy i pół tysiąca kilometrów.
Andrzej Wojnarowski szczególnie upodobał sobie wyjazdy do Austrii. Był tam już osiem razy. Czasami międzynarodową trasą rowerową Greenways - Morawy - Wiedeń jak również swoją ulubioną m.in. przez Chochołów, Suchą Horę i Dolny Kubin.
Do letnich wypraw rowerowych - szczególnie tych długich - trzeba się przygotowywać także zimą. Wówczas to nasz pasjonat jeździ na nartach.
Syn p.Andrzeja - Michał też jest fanem jazdy na rowerze, ale nie lubi długich wypraw, lecz ekstremalne przeżycia podczas zjazdów po najbardziej stromych górskich zboczach. Dba również o sprzęt rowerowy, nie tylko rodzinny. Znalazło to wyraz w założonej firmie JM BIKE SERVICE, która mieści się w pawilonie przy ul.Cesarczyka 2.
Wiadomo, stan techniczny pojazdu, to rzecz podstawowa, nie mniej jednak ważne są: dobre siodełko, namiot, jego wyposażenie i odpowiednia odzież oraz oczywiście kuchenka do samodzielnego przygotowywania posiłków, co zmniejsza koszty wyprawy.
Marzeniem p.Andrzeja jest wyprawa do Tunezji, ale te w te wakacje nie może się tam wybrać - do poprzednich pasji dołączyła wnuczka Maja, którą się zajmuje. Rowerowe wycieczki ograniczy do kilku godzin. A może uda się mu wybrać „chociaż” do Wenecji, a potem przekaże nam swoje wrażenia z trasy?
Może pobije swój rekord dnia, jaką była „przejażdżka” z domu pod skocznie narciarskie na Krokwi w Zakopanem i z powrotem. Rowerowy licznik pokazał wówczas 226 km.
Zapewne, również przebycie trasy do Wenecji wzbogaciłoby zbiór pamiątek p.Andrzeja, zbieranych dla udokumentowania swych wypraw, podczas których odwiedził już dwadzieścia trzy kraje.
    Grunt, to żyć z pasją. Gratulując naszemu wspaniałemu cykliście realizacji niezwykłych osiągnięć, życzę realizacji dalszych planów i marzeń, odwiedzania wielu dalszych ciekawych miejsc i spotykania życzliwych ludzi.
Jolanta Czech
 
310349