PRYMAS STEFAN KARD. WYSZYŃSKI DO SĄDECZAN
Treść
.
PRYMAS STEFAN KARD. WYSZYŃSKI
DO SĄDECZAN
24 lipca 1966 roku
Niedługo minie pół wieku, gdy na milenijnym szlaku pojawił się Stary Sącz. Episkopat Polski z Prymasem Stefanem kard. Wyszyńskim celebrował u grobu wówczas jeszcze błogosławionej (a obecnie świętej) Kingi uroczyste „Te Deum” za tysiąc lat chrztu Polski. Prymas wygłosił wtedy kazanie o zakonach na ziemiach polskich, nawiązując do zakonu sióstr klarysek w Starym Sączu. Zmarła w 1292 r. w opinii świętości Kinga po tylu wiekach jest nadal dla nas wzorem i orędowniczką. Szczyci się prastary starosądecki gród tą świętą i ma ku temu pełne prawa. Za św. Janem Pawłem II powtórzymy: „Polonia semper Fidelis!”. A parafrazując powiedzmy: „Sandecja semper fidelis”.
Przytoczmy więc fragmenty homilii Prymasa Stefana kard. Wyszyńskiego wygłoszonej w Starym Sączu 24 lipca 1966 r.:
ZASŁUGI ZAKONÓW DLA POLSKI TYSIĄCLECIA
U grobowca błogosławionej Kingi podczas milenijnego „Te Deum” diecezji tarnowskiej Stary Sącz, 24 lipca 1966
Ekscelencjo, Najdostojniejszy Arcypasterzu diecezji tarnowskiej,
Ekscelencjo, Najdostojniejszy Arcybiskupie Wrocławski, nasz Celebransie,
Księża Arcybiskupi - Poznański i Krakowski,
Księża Biskupi,
Duchowieństwo diecezjalne i zakonne,
Żeńskie Rodziny zakonne,
Drogie Siostry Klaryski,
Matki, Ojcowie, Młodzieży, Dziatwo, Ludu Boży!
Z progów starodawnej Katedry Tarnowskiej, gdzie wczoraj śpiewaliśmy „Te Deum" Narodu, przybyliśmy dzisiaj z hołdem Tysiąclecia w progi domu błogosławionej Kingi, aby przez jej pośrednictwo dziękować Bogu w Trójcy Świętej jedynemu za dziesięć wieków wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii i Kościołowi, i uprosić siłę wiary w narodzie. Jesteśmy u grobowca świętej Patronki diecezji tarnowskiej i szczególnej Patronki całej Polski, fundatorki klasztoru w Starym Sączu, spoczywającej tutaj od dnia swej śmierci w roku 1292. Przychodzą tu z hołdem wszyscy biskupi, a szczególnie Prymas Polski, który niedawno w Gnieźnie modlił się przy grobowcu błogosławionej Jolanty, siostry błogosławionej Kingi.
Zakony w planie Bożym
W takiej chwili, zgromadzeni w imię wdzięczności, którą żywi cały naród dla świętych postaci, pragniemy wspólnie rozważyć kilka myśli o tym szczególnym zjawisku w Kościele Chrystusowym, jakim są zakony. Myśli te będą zwięzłe i rwane, bo temat jest olbrzymi. Ale przynajmniej najważniejsze z nich pragniemy tutaj wysunąć, aby później stały się przedmiotem naszych osobistych rozważań. (…).
.
.
Zakony w życiu Polski milenijnej
Stojąc na tym dziedzińcu milenijnym i patrząc na sędziwe mury, które usłyszą dzisiaj dziękczynne „Te Deum" Narodu, zwracamy naszą myśl ku znaczeniu zakonów w życiu Polski milenijnej.
Jedne przychodziły do Polski z całego świata, inne powstawały w Ojczyźnie naszej jako odrębne, specjalnie polskie rodziny zakonne. Zakony to przede wszystkim koleby apostołów i nauczycieli wiary dla Polski ochrzczonej. Gdy Polska w dniu 14 kwietnia 966 roku przyjęła chrzest, w osobie pierwszego księcia historycznego Mieszka, gdy biskupi i kapłani ochrzcili dwór książęcy, a strumienie łaski wody chrzcielnej zaczęły obficie spływać na naród polski, od tej chwili synowie najrozmaitszych zakonów stali się w Polsce nauczycielami wiary. (…).
Zakony to jednoczyciele narodu polskiego. Wystarczy jeden przykład. Przybyłem z Gniezna do Starego Sącza, skąd do Gniezna wędrowała siostra błogosławionej Kingi, błogosławiona Jolanta. Związki między tymi dwoma klasztorami były bardzo ścisłe. Odległe o setki kilometrów domy, ożywione były jednym duchem i jedną miłością. (…).
Dzisiaj życie społeczne rozwinęło się i posunęło naprzód. Ale był czas, gdy nikt nie myślał o chorych, o szpitalach, o opiece społecznej, o wychowaniu, nauce i zwalczaniu analfabetyzmu. Czyniono to jedynie w klasztorach. Niedawno czytałem książkę polskiego uczonego Karola Górskiego, który badając życie religijno-mistyczne narodu polskiego stwierdza, że wszędzie, gdzie powstawał klasztor, tam też powstawały i szkoły. A do szkół przyjmowano nie tylko - jak dzisiaj często się mówi - ludzi uprzywilejowanych, tak zwane „warstwy wyższe", ale mówiąc językiem ówczesnym - mieszczaństwo i przedstawicieli ludu rolnego. Tak więc szkoły zakonne, obok szkół katedralnych i parafialnych, były właściwie pierwszymi szkołami pokonującymi analfabetyzm, a jednocześnie równającymi społecznie różne warstwy jednego narodu.
Zakony to łącznicy naszej kultury rodzimej z kulturą zachodnią. Zapewne, weszliśmy w życie Europy z opóźnieniem niemalże ośmiu wieków, ale dzięki temu z Zachodu napłynęły zakony, stamtąd przyszli biskupi i kapłani, przynosząc ze sobą gotowe wzory i wypracowania. Korzystając z nich, ubogaciliśmy je zarazem właściwościami polskiej duszy, polskiej psychiki, jej dążeń i pragnień.
Gdy w czasie Soboru spotykaliśmy się w Rzymie z biskupami afrykańskimi, nieraz słyszeliśmy od nich, że to co Europa wypracowała przez dziewiętnaście wieków, oni dostali w ciągu pół wieku. Podobnie było i w Polsce przed tysiącem lat. Stąd olbrzymie znaczenie życia zakonnego dla przyspieszenia rozwoju polskiej kultury narodowej w duchu chrześcijańskim.
Moglibyśmy dalej snuć myśli, wykazując znaczenie zakonów dla życia Polski milenijnej, ale pozwólcie, że ograniczę się tylko do tych przykładów.
Znaczenie życia zakonnego dla czasów dzisiejszych
Pragnąłbym jeszcze uwydatnić znaczenie życia kontemplacyjnego, życia w zakonach i zgromadzeniach zakonnych dla czasów dzisiejszych. Niekiedy nie jest ono docenione, a w prasie - zwłaszcza ateistycznej, politycznej - często źle naświetlane.
I dzisiaj, dla Polski XX wieku, życie zakonne ma olbrzymie znaczenie. Chociaż bowiem rodziny zakonne nie mogą dziś pełnić wielu zaszczytnych zadań, do których zostały powołane - może dlatego, że zadania te pełni dziś kto inny - to jednak żyjąc wśród nas, budzą świadomość wyższej drogi. Są dla nas pobudką do wysiłku, a przykłady pociągają.
Może nam się wydawać, że w wieku XX, wieku powszechnych pragnień dobrobytu i nadziei na to, że dobrobyt łatwo da się urzeczywistnić, zbędne są wyrzeczenia, ofiara, cierpliwość i umiarkowanie. A jednak, Najmilsi, i dzisiaj musimy pamiętać, że naród nie może istnieć i wypełnić swojego zadania bez szczytnych ideałów. Jak w życiu osobistym nie ma zwycięstwa nad sobą bez ofiary i wyrzeczenia siebie, jak nie ma wypełnienia zadań w rodzinie bez ofiary i cierpienia matki, bez trudu i poświęcenia ojca, bez wzajemnej miłości i ducha przebaczenia, tak też jest i w życiu narodu. Nie ma w nim wielkich zrywów, potężnych pragnień i ideałów, gdy wszyscy zejdziemy na poziom tylko materialistycznego gonienia za własnym interesem i za własnymi potrzebami, zapominając o innych, o braciach naszych i o nakazach miłości: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście" (Mt 25,40). Nie wolno nam zapomnieć, że kubek zimnej wody podany w imię Chrystusa, nie pozostanie bez nagrody. (…).
Ideały, szlachetne porywy i entuzjazm potrzebne są i dzisiaj. Gdybyśmy nawet wszystko dokładnie obrachowali, obliczyli, podsumowali, gdyby zgadzało się nasze „ma" i „winien", gdybyśmy najlepiej ułożyli bilanse, nic to nie pomoże, gdy zabraknie cnót ofiarności, wyrzeczenia się siebie, poświęcenia, pracowitości, sumienności, rzetelności i uczciwości. A cnoty te wyrabia bardziej etyka chrześcijańska aniżeli świecka.
Modlitwa zakonów kontemplacyjnych ma i dzisiaj wielkie znaczenie dla świata. Jest to modlitwa, która przekracza mury. Dociera nie tylko do Boga, ale do wszystkich dzieci Bożych. Sprawia, że ci, zda się zamknięci w murach ludzie, są przedziwnie wrażliwi na sprawy ziemi. Nie tylko dawni benedyktyni, cystersi i norbertanie czy pełni ognia Bożego jezuici, głosiciele prawdy Bożej w habitach franciszkańskich i dominikańskich czy wspaniali budowniczowie bernardyńskich świątyń, których tak wiele stoi w naszej Polsce, ale i dzisiejsze zgromadzenia jak salezjanie, werbiści, pallotyni, salwatorianie, marianie, czy też żeńskie rodziny zakonne, zwłaszcza liczne wychowawcze, dobroczynne i opiekuńcze, chociaż modlą się pod krzyżem, skierowane są ku dzieciom Bożym. One to stworzyły wspaniałe dzieła, olbrzymie szkoły i instytucje opiekuńcze, których w Polsce przed konfiskatą rządową były tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy.
Iluż ludziom, dzieciom, sierotom, kalekom i opuszczonym podawano chleb, okazywano serce, dodawano ducha! Iluż krzepiono, ratowano przed rozpaczą, ostatecznym opuszczeniem i bolesną świadomością, że nikt się nimi nie opiekuje.
Gdybym zapytał, Dzieci Najmilsze, kto z Was, tu obecnych, chociaż raz w życiu doznał pomocy czy pociechy od zamkniętych w klasztorach i zgromadzeniach zakonnych kapłanów, braci i sióstr, to na pewno zobaczylibyście las podniesionych rąk. Byłoby to świadectwo ogromnego znaczenia obecności modlitwy, miłości, życzliwości i pomocy ludzi Bożych, zda się dalekich od świata, dla współczesnego życia.
Stojąc na tym dziedzińcu milenijnym i patrząc na sędziwe mury, które usłyszą dzisiaj dziękczynne „Te Deum" Narodu, zwracamy naszą myśl ku znaczeniu zakonów w życiu Polski milenijnej.
Jedne przychodziły do Polski z całego świata, inne powstawały w Ojczyźnie naszej jako odrębne, specjalnie polskie rodziny zakonne. Zakony to przede wszystkim koleby apostołów i nauczycieli wiary dla Polski ochrzczonej. Gdy Polska w dniu 14 kwietnia 966 roku przyjęła chrzest, w osobie pierwszego księcia historycznego Mieszka, gdy biskupi i kapłani ochrzcili dwór książęcy, a strumienie łaski wody chrzcielnej zaczęły obficie spływać na naród polski, od tej chwili synowie najrozmaitszych zakonów stali się w Polsce nauczycielami wiary. (…).
Zakony to jednoczyciele narodu polskiego. Wystarczy jeden przykład. Przybyłem z Gniezna do Starego Sącza, skąd do Gniezna wędrowała siostra błogosławionej Kingi, błogosławiona Jolanta. Związki między tymi dwoma klasztorami były bardzo ścisłe. Odległe o setki kilometrów domy, ożywione były jednym duchem i jedną miłością. (…).
Dzisiaj życie społeczne rozwinęło się i posunęło naprzód. Ale był czas, gdy nikt nie myślał o chorych, o szpitalach, o opiece społecznej, o wychowaniu, nauce i zwalczaniu analfabetyzmu. Czyniono to jedynie w klasztorach. Niedawno czytałem książkę polskiego uczonego Karola Górskiego, który badając życie religijno-mistyczne narodu polskiego stwierdza, że wszędzie, gdzie powstawał klasztor, tam też powstawały i szkoły. A do szkół przyjmowano nie tylko - jak dzisiaj często się mówi - ludzi uprzywilejowanych, tak zwane „warstwy wyższe", ale mówiąc językiem ówczesnym - mieszczaństwo i przedstawicieli ludu rolnego. Tak więc szkoły zakonne, obok szkół katedralnych i parafialnych, były właściwie pierwszymi szkołami pokonującymi analfabetyzm, a jednocześnie równającymi społecznie różne warstwy jednego narodu.
Zakony to łącznicy naszej kultury rodzimej z kulturą zachodnią. Zapewne, weszliśmy w życie Europy z opóźnieniem niemalże ośmiu wieków, ale dzięki temu z Zachodu napłynęły zakony, stamtąd przyszli biskupi i kapłani, przynosząc ze sobą gotowe wzory i wypracowania. Korzystając z nich, ubogaciliśmy je zarazem właściwościami polskiej duszy, polskiej psychiki, jej dążeń i pragnień.
Gdy w czasie Soboru spotykaliśmy się w Rzymie z biskupami afrykańskimi, nieraz słyszeliśmy od nich, że to co Europa wypracowała przez dziewiętnaście wieków, oni dostali w ciągu pół wieku. Podobnie było i w Polsce przed tysiącem lat. Stąd olbrzymie znaczenie życia zakonnego dla przyspieszenia rozwoju polskiej kultury narodowej w duchu chrześcijańskim.
Moglibyśmy dalej snuć myśli, wykazując znaczenie zakonów dla życia Polski milenijnej, ale pozwólcie, że ograniczę się tylko do tych przykładów.
Znaczenie życia zakonnego dla czasów dzisiejszych
Pragnąłbym jeszcze uwydatnić znaczenie życia kontemplacyjnego, życia w zakonach i zgromadzeniach zakonnych dla czasów dzisiejszych. Niekiedy nie jest ono docenione, a w prasie - zwłaszcza ateistycznej, politycznej - często źle naświetlane.
I dzisiaj, dla Polski XX wieku, życie zakonne ma olbrzymie znaczenie. Chociaż bowiem rodziny zakonne nie mogą dziś pełnić wielu zaszczytnych zadań, do których zostały powołane - może dlatego, że zadania te pełni dziś kto inny - to jednak żyjąc wśród nas, budzą świadomość wyższej drogi. Są dla nas pobudką do wysiłku, a przykłady pociągają.
Może nam się wydawać, że w wieku XX, wieku powszechnych pragnień dobrobytu i nadziei na to, że dobrobyt łatwo da się urzeczywistnić, zbędne są wyrzeczenia, ofiara, cierpliwość i umiarkowanie. A jednak, Najmilsi, i dzisiaj musimy pamiętać, że naród nie może istnieć i wypełnić swojego zadania bez szczytnych ideałów. Jak w życiu osobistym nie ma zwycięstwa nad sobą bez ofiary i wyrzeczenia siebie, jak nie ma wypełnienia zadań w rodzinie bez ofiary i cierpienia matki, bez trudu i poświęcenia ojca, bez wzajemnej miłości i ducha przebaczenia, tak też jest i w życiu narodu. Nie ma w nim wielkich zrywów, potężnych pragnień i ideałów, gdy wszyscy zejdziemy na poziom tylko materialistycznego gonienia za własnym interesem i za własnymi potrzebami, zapominając o innych, o braciach naszych i o nakazach miłości: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście" (Mt 25,40). Nie wolno nam zapomnieć, że kubek zimnej wody podany w imię Chrystusa, nie pozostanie bez nagrody. (…).
Ideały, szlachetne porywy i entuzjazm potrzebne są i dzisiaj. Gdybyśmy nawet wszystko dokładnie obrachowali, obliczyli, podsumowali, gdyby zgadzało się nasze „ma" i „winien", gdybyśmy najlepiej ułożyli bilanse, nic to nie pomoże, gdy zabraknie cnót ofiarności, wyrzeczenia się siebie, poświęcenia, pracowitości, sumienności, rzetelności i uczciwości. A cnoty te wyrabia bardziej etyka chrześcijańska aniżeli świecka.
Modlitwa zakonów kontemplacyjnych ma i dzisiaj wielkie znaczenie dla świata. Jest to modlitwa, która przekracza mury. Dociera nie tylko do Boga, ale do wszystkich dzieci Bożych. Sprawia, że ci, zda się zamknięci w murach ludzie, są przedziwnie wrażliwi na sprawy ziemi. Nie tylko dawni benedyktyni, cystersi i norbertanie czy pełni ognia Bożego jezuici, głosiciele prawdy Bożej w habitach franciszkańskich i dominikańskich czy wspaniali budowniczowie bernardyńskich świątyń, których tak wiele stoi w naszej Polsce, ale i dzisiejsze zgromadzenia jak salezjanie, werbiści, pallotyni, salwatorianie, marianie, czy też żeńskie rodziny zakonne, zwłaszcza liczne wychowawcze, dobroczynne i opiekuńcze, chociaż modlą się pod krzyżem, skierowane są ku dzieciom Bożym. One to stworzyły wspaniałe dzieła, olbrzymie szkoły i instytucje opiekuńcze, których w Polsce przed konfiskatą rządową były tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy.
Iluż ludziom, dzieciom, sierotom, kalekom i opuszczonym podawano chleb, okazywano serce, dodawano ducha! Iluż krzepiono, ratowano przed rozpaczą, ostatecznym opuszczeniem i bolesną świadomością, że nikt się nimi nie opiekuje.
Gdybym zapytał, Dzieci Najmilsze, kto z Was, tu obecnych, chociaż raz w życiu doznał pomocy czy pociechy od zamkniętych w klasztorach i zgromadzeniach zakonnych kapłanów, braci i sióstr, to na pewno zobaczylibyście las podniesionych rąk. Byłoby to świadectwo ogromnego znaczenia obecności modlitwy, miłości, życzliwości i pomocy ludzi Bożych, zda się dalekich od świata, dla współczesnego życia.
.
.
To jest „sól ziemi". I to nie tylko na dawne czasy i potrzeby, ale na dziś! Widzieliśmy to na Soborze. Najbardziej płodne w głębokie myśli, zamiary i projekty, najbardziej dojrzałe koncepcje pochodziły od synów rodzin zakonnych. Oni mieli najwięcej cierpliwości i wytrwania, aby oddać się nauce teologii, filozofii i tylu innym dziedzinom, którymi żyje Kościół, wszystkie dzieci Boże.
Dlatego i dzisiaj, chociaż warunki się zmieniają, życie zakonne ma olbrzymie, doniosłe znaczenie.
Najmilsze Dzieci! Przybyliśmy tutaj do błogosławionej Kingi, aby przez jej pośrednictwo dziękować Bogu w Trójcy Świętej jedynemu za łaski, które dał narodowi polskiemu przez życie rodzin zakonnych.
Kończę nasze rozważania gorącym, serdecznym apelem, abyście, jak cały naród przez dziesięć wieków, tak i Wy dzisiaj, Dzieci Polski wieku XX, otwierali serca i dłonie na potrzeby rodzin zakonnych. Czymkolwiek im pomożecie, oni modlitwą, pracą i własnym poświęceniem hojnie oddadzą narodowi, rodzinom waszym i każdemu z Was.
Niech myśli nasze podniosą się w tej chwili dziękczynnym sercem ku Bogu w Trójcy Świętej jedynemu. Niech przez Matkę Bożą, Dziewicę Wspomożycielkę, złożą hołd dziękczynienia „Te Deum lauda mus” - za wszystko co w tym miejscu, w tylu rodzinach i domach zakonnych, uczynione było dla chwały Bożej, dla dobra dusz i całego narodu.
Przypomnę na zakończenie słowa z Listu świętego Pawła do Rzymian, które nas wszystkich zobowiązują: „Bracia, nie jesteśmy dłużnikami ciała, abyśmy według ciała mieli żyć. Jeśli bowiem według ciała żyć będziecie, pomrzecie. Ale gdy duchem sprawy ciała umartwicie, żyć będziecie. Którychkolwiek bowiem ożywia duch Boży, ci są synami Bożymi. Bo nie otrzymaliście ducha niewoli ku bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów i w duchu tym wołamy: Abba, Ojcze. A sam Duch daje świadectwo duchowi naszemu, żeśmy synami Bożymi. A jeśli synami Bożymi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa" (Rz 8,12-17)”.
To jest „sól ziemi". I to nie tylko na dawne czasy i potrzeby, ale na dziś! Widzieliśmy to na Soborze. Najbardziej płodne w głębokie myśli, zamiary i projekty, najbardziej dojrzałe koncepcje pochodziły od synów rodzin zakonnych. Oni mieli najwięcej cierpliwości i wytrwania, aby oddać się nauce teologii, filozofii i tylu innym dziedzinom, którymi żyje Kościół, wszystkie dzieci Boże.
Dlatego i dzisiaj, chociaż warunki się zmieniają, życie zakonne ma olbrzymie, doniosłe znaczenie.
Najmilsze Dzieci! Przybyliśmy tutaj do błogosławionej Kingi, aby przez jej pośrednictwo dziękować Bogu w Trójcy Świętej jedynemu za łaski, które dał narodowi polskiemu przez życie rodzin zakonnych.
Kończę nasze rozważania gorącym, serdecznym apelem, abyście, jak cały naród przez dziesięć wieków, tak i Wy dzisiaj, Dzieci Polski wieku XX, otwierali serca i dłonie na potrzeby rodzin zakonnych. Czymkolwiek im pomożecie, oni modlitwą, pracą i własnym poświęceniem hojnie oddadzą narodowi, rodzinom waszym i każdemu z Was.
Niech myśli nasze podniosą się w tej chwili dziękczynnym sercem ku Bogu w Trójcy Świętej jedynemu. Niech przez Matkę Bożą, Dziewicę Wspomożycielkę, złożą hołd dziękczynienia „Te Deum lauda mus” - za wszystko co w tym miejscu, w tylu rodzinach i domach zakonnych, uczynione było dla chwały Bożej, dla dobra dusz i całego narodu.
Przypomnę na zakończenie słowa z Listu świętego Pawła do Rzymian, które nas wszystkich zobowiązują: „Bracia, nie jesteśmy dłużnikami ciała, abyśmy według ciała mieli żyć. Jeśli bowiem według ciała żyć będziecie, pomrzecie. Ale gdy duchem sprawy ciała umartwicie, żyć będziecie. Którychkolwiek bowiem ożywia duch Boży, ci są synami Bożymi. Bo nie otrzymaliście ducha niewoli ku bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów i w duchu tym wołamy: Abba, Ojcze. A sam Duch daje świadectwo duchowi naszemu, żeśmy synami Bożymi. A jeśli synami Bożymi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa" (Rz 8,12-17)”.
Paweł Glugla
Fot.: Archiwum diecezji Tarnowskiej