Watykańskie wspomnienia
Treść
.
WATYKAŃSKIE WSPOMNIENIA
Dzieli się dzisiaj z nami, znana Redakcji i w środowisku niepokalanka, z domu Maria Kudłacz, kiedyś matka generalna Zgromadzenia, obecnie przełożona Klasztoru Sióstr Niepokalanek w Nowym Sączu.
Na Watykanie przebywała w latach 1989-1996, w związku z procesem beatyfikacyjnym założycielki Zgromadzenia Matki Marceliny Darowskiej.
To do Niej, do Siostry Maciei zwróciłam się z prośbą o przypomnienie głębiej przeżytych zdarzeń, które przybliżą nam postać Wielkiego Papieża - mocarza Bożego Słowa, a równocześnie człowieka bardzo serdecznego i prostego także w kontaktach z chorymi i biednymi ludźmi - a może przede wszystkim z nimi, dając świadectwo miłości miłosiernej.
Mimo nawału pracy nasza wybitna Rodaczka zgodziła się chętnie, bo zachowała w pamięci niejedno osobiste wzruszone wspomnienie, które jest jak promień słońca w pochmurne dni albo źródło siły.
Zapraszam więc na to spotkanie z Przeszłością, o której żywo i ciekawie opowiada Siostra Macieja.
.
.
.
- Moje kontakty z Ojcem Świętym były dość częste, o czym, już kiedyś pisałam. Spośród wielu bliskich sercu wspomnień wybrałam te, które ukazują wielką siłę charakteru Jana Pawła II. Jego cierpliwość i moc w obliczu choroby i cierpienia, które były obecne w rodzinie Wojtyłów.
Nim przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej, po długiej chorobie umarła matka. W 1932 r. stracił brata Edmunda dra medycyny, który zaraził się szkarlatyną pielęgnując pacjentkę; w 1941 r. nagle odszedł ojciec. Mając 21 lat Karol Wojtyła pozostał sam.
Do Watykanu przybył z dalekiego kraju, przybywał z doświadczeniem długiego i bliskiego obcowania z ludzkim cierpieniem. Stąd pewno to zapamiętane zdanie Jana Pawła II, który powiedział mi kiedyś: „Zawsze mam coś do cierpienia”. Jego chrześcijański sens szeroko wyjaśnił w Liście Apostolskim 11 lutego 1984 r. Wtedy ustalił pierwszy Światowy Dzień Chorego. „Miłość do cierpiących jest znakiem i miarą poziomu cywilizacji i rozwoju kultury” - mówił i pisał…
10 lat później, to jest w kwietniowy ranek 1994 r. przechodziłam obok bazyliki wewnątrz Watykanu. Minęła mnie karetka pogotowia: nowa, seledynowa. Pomyślałam: znów Ojciec Święty dostał w darze nową karetkę. Wcześniej zdarzało się parę razy, że jakaś instytucja ofiarowała w darze dla Watykanu takie karetki. Idąc dalej, spotkany policjant watykański spytał czy wiem, co się stało? Przed chwilą karetka pogotowia zabrała Ojca Świętego do szpitala, bo wczoraj wieczorem poślizgnął się w łazience i złamał nogę w biodrze.
Podczas Jego pobytu w szpitalu czas audiencji środowych spędzali Polacy na Eucharystii w Bazylice Świętego Piotra. Mnie poproszono o granie na organach w czasie tych Mszy polskich.
Tego samego roku w październiku w uroczystość Chrystusa Króla (wtedy obchodzono to święto w ostatnią niedzielę października) czekaliśmy w Bazylice Świętego Piotra na Mszę św., podczas której Ojciec Święty wręczał pierścienie kardynalskie. Msza św. opóźniała się. Chór wyśpiewał jedną pieśń, rozpoczął drugą i potem trzecią. Wreszcie po 15 minutach rozpoczęła się procesja na wejście. Sama Msza św. trwała prawie 3 godziny: długa homilia Ojca Świętego, 30 purpuratów otrzymało pierścienie kardynalskie - każdy z nich ucałował pierścień piotrowy papieża, samo wejście i wyjście… wszystko to trwało długo. Po Mszy św. jeden z ceremoniarzy zatrzymał się u nas na obiedzie i powiedział, jaki był powód tego opóźnienia. Kiedy Ojciec Święty podjechał pod Bazylikę, otwarto dach samochodu, aby ułatwić Papieżowi wyjście. Ojciec Święty (po niedawno złamanej nodze) oparł się ręką na samochodzie i w tym momencie ktoś przytrzasnął mu mały palec u prawej ręki. Podczas Mszy św. ceremoniarze parę razy zmieniali Ojcu Świętemu opatrunki, cały obrus na ołtarzu oraz ornat poplamiony był krwią ociekającą ze zmiażdżonego palca. Naprawdę cierpienie było wielkie a ten Papież nie dał po sobie poznać i ani na trochę nie skrócił ceremonii…
Widziałam Go jeszcze w grudniu tego roku na Placu Hiszpańskim przy statule Matki Bożej Niepokalanej (8 grudnia): podparty laską, w lewej ręce, z dużym bandażem na małym palcu prawej ręki.
Dużo wcześniej - nie pamiętam, którego to było roku. Zawsze w styczniu była audiencja dla Rodzin Korpusu Dyplomatycznego w dawnej sali różańcowej - wydłużonej obok kaplicy paulińskiej. Zwykle Ojciec Święty wchodził jedną stroną i witał się z tymi, którzy stali w pierwszym rzędzie, a wracał drugą stroną. Tak też było i tym razem. Jednak po swojej przemowie i udzieleniu błogosławieństwa zapomniał i skierował się w tę samą stronę, którą wszedł. Jeden z watykanistów wskazał Mu przeciwną stronę i Ojciec Święty skierował się tam zapominając, że ma jeszcze trzy stopnie przed sobą - runął całym ciałem na ziemię, miał wybity bark. W niedzielę wyszedł na Anioł Pański w czerwonej pelerynce (było chłodno), pod którą nie było widać ręki na temblaku. Patrzyłam, co będzie z błogosławieństwem - poradził sobie świetnie: lewą ręką uczynił znak krzyża i nikt się nie zorientował. Długo trzymałam to zdjęcie, a potem gdzieś mi się zapodziało, ale wydarzenie zostało w pamięci
Dzisiaj obejmuję tamte lata wspomnieniem i wdzięcznością, która jest pamięcią serca, modlę się do błogosławionego Jana Pawła II i proszę, by nas wspierał z nieba, jak to czynił, gdy był z nami; ucząc codziennie zawierzenia Niepokalanej - Matce Najświętszej i Naszej Matce.
.
.
W imieniu zainteresowanych Czytelników dziękuję najserdeczniej za te mniej znane szczegóły z życia Jana Pawła II, którego nie bez powodu nazwano Papieżem Ewangelii Cierpienia. Jej odnośnikiem jest kluczowa do nauczania Jezusa przypowieść o ewangelicznym Dobrym Samarytaninie, który na wzór Chrystusa spotyka się z rzeszami chorych, cierpiących, zepchniętych na margines życia społecznego.
Więcej na ten temat można znaleźć w ciekawym i bogatym albumie: „Jan Paweł II i cierpienie” - który Państwu bardzo polecam. Ta pięknie wydana książka sprawia, że łatwiej prostować się pod krzyżem i bronić nadziei zawsze z nim związanej.
Życie dla nikogo nie jest mozaiką tylko kolorowych dni. Gdy osacza zwątpienie, a na usta ciśnie się zbuntowane pytanie: dlaczego? - ten album przypomina, że jesteśmy wyznawcami Chrystusa Ukrzyżowanego - a to zobowiązuje i wiele wyjaśnia…
„Nie na daremnie jest ten krzyż,
jakby odarty z czaszki mózg,
gdzie tysiąc młotem wieków łzy,
tak, jakbyś ziemię w dłoniach niósł.
On w miłości w roli skowyt psi
on się wyciosa z ciszy snu;
jest u każdego progu dni;
jest jakbyś ziemię w sercu niósł.
- pisze ukochany poeta Ojca Świętego Krzysztof Kamil Baczyński w psalmie 2 o krzyżu.
I nie daremny, bo gdy w lustro łez
- jak w lustro nieba - śmiercią spojrzysz,
zobaczysz, powiesz, otom jest:
którym się krzyżem w Bogu drążył.”
Wybrała KM