Moje spotkania z Janem Pawłem II
Treść
.
MOJE SPOTKANIA Z JANEM PAWŁEM II
Każdy z Czytelników ma zapewne swoje wspomnienia związane z Janem Pawłem II. Myślę, że w następnych numerach moglibyśmy publikować Państwa teksty. Serdecznie do spisywania swoich opowieści zachęcamy.
Pozwólcie więc Państwo, że u progu beatyfikacji ośmielam się pobieżnie spisać swoje doznania, związane z osobą naszego Wielkiego Błogosławionego.
Jak dla wielu Polaków, moje spotkania z Janem Pawłem II były wyjątkowym przeżyciem. Niestety, nie dane mi było poznać Karola Wojtyły wcześniej, gdy wykładał na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, chociaż studiowałam w latach 1971-1977 na uniwersytecie Marii-Curie Skłodowskiej w Lublinie i uczęszczałam do kościoła akademickiego KUL pod wezwaniem Świętego Krzyża, i być może zetknęłam się tam z księdzem, wykładowcą tej uczelni. Być może…
W latach 1954-1958 Karol Wojtyła przyjeżdżał do Lublina jako ksiądz, w latach 1958-1963 jako biskup, w latach 1963-1967 jako arcybiskup, a w latach 1967-1978 jako kardynał.
Jego wybór na Stolicę Piotrową był dla mnie, jak i dla większości Polaków, zaskoczeniem. 16 października 1978 r. Kto pamięta te czasy, wie, w jakiej sytuacji znajdował się wówczas polski Kościół. Miałam wówczas 26 lat. Pierwsza praca, podejmowanie życiowych decyzji, zmaganie się z szarością dnia codziennego i dźwiganie obowiązków. Mimo wrodzonego optymizmu, wiary w siebie, w drugiego człowieka, chęci do wypełniania swych powinności, wiem, że to był czas trudny.
Wybór Polaka na Głowę Kościoła katolickiego wielu przyprawił skrzydła. Od tego czasu pragnęłam dowiedzieć się o tym niezwykłym człowieku jak najwięcej. Kim był ten ksiądz, że szanowne kolegium kardynalskie wybrało Go spośród siebie na Sternika Piotrowej Łodzi. Zaczęłam poznawać Jego biografię, słuchać wieści z Watykanu i wsłuchiwać się w to, co chciał nam rodakom przekazać.
Życie w kraju „za żelazną kurtyną”, brak środków i możliwości na zagraniczne wojaże. Głosu Jana Pawła II słuchałam z wielkim zainteresowaniem i uwagą. Czekanie na przyjazd do Ojczyzny i pierwsza papieska pielgrzymka dawały nadzieję na lepsze jutro. Na pewno powie coś ważnego. Coś, co otworzy ludzkie serca i umysły. Słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi. Tej ziemi!…” zapadły głęboko w nasze serca. Dzisiaj łatwo je przytaczać, a nawet, o zgrozo, parafrazować lub używać, jak swoich! Ale wtedy, to papieskie wołanie o Ducha Pocieszyciela, było czymś wielkim.
Często myślałam o Papieżu, że to Wielki Człowiek; podziwiałam Jego wiedzę i zdolności, erudycję i wiele innych, po ludzku biorąc, ważnych rzeczy. Czułam respekt przed Jego mistycznym kontaktem z Wszechmocnym Panem Stworzenia.
Jego siła przyciągania do siebie ludzi mieszkających pod każdą szerokością geograficzną, różnych zawodów, była wielka i zdawało się, że potężniała z upływem lat. Był Świętym Ojcem i kochaliśmy Go. Mieliśmy w swoich sercach i umysłach. Kiedy zbliżał się kres jego ziemskiej wędrówki, myślałam (jak się później okazało) jako jedna z wielu, że to Święty Człowiek.
.
.
.
Ale wcześniej był czerwiec roku 1989, kiedy to w dwa autokary Starosądeczan (ponad 80 osób) z księżmi Emilem Matysikiem i Alfonsem Górowskim udaliśmy się z pielgrzymką do grobów apostolskich. Do grobów apostolskich, brzmiał urzędowy tytuł tej peregrynacji, ale sercem jechaliśmy do Ojca Świętego Jana Pawła II.
Uczestniczyliśmy w audiencji generalnej - spotkaniu w auli Pawła VI i w Eucharystii celebrowanej przez Jana Pawła II w Bazylice Świętego Piotra - 29 czerwca, w uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Dzięki ks.Zygmuntowi Zimowskiemu (w latach 1973-1975 wikariuszowi w starosądeckiej parafii, dzisiejszemu arcybiskupowi, przewodniczącemu Papieskiej Rady do Spraw Duszpasterstwa Służby Zdrowia, który od roku 1983 pracował w Kongregacji Nauki Wiary Stolicy Apostolskiej, kierowanej przez kard.Josepha Ratzingera obecnego papieża Benedykta XVI) mogliśmy się spotkać z Janem Pawłem II na dziedzińcu św.Damazego za Spiżową Bramą.
.
.
To było niezwykłe spotkanie, wymodlone i wymarzone. Szliśmy na nie z niezliczonymi intencjami, wierząc, że Pan Bóg wysłucha ich w obecności Ojca Świętego. Oczekiwaliśmy na Papieża w małych grupach. Papież podchodził do każdej z nich, a Jego fotograf Arturo Mari wykonał zdjęcia, które dzisiaj w wielu starosądeckich domach są najważniejszą pamiątką, umieszczoną z pietyzmem w albumach, czy oprawione w ramki, wiszą na ścianach.
To było niezwykłe spotkanie, wymodlone i wymarzone. Szliśmy na nie z niezliczonymi intencjami, wierząc, że Pan Bóg wysłucha ich w obecności Ojca Świętego. Oczekiwaliśmy na Papieża w małych grupach. Papież podchodził do każdej z nich, a Jego fotograf Arturo Mari wykonał zdjęcia, które dzisiaj w wielu starosądeckich domach są najważniejszą pamiątką, umieszczoną z pietyzmem w albumach, czy oprawione w ramki, wiszą na ścianach.
W naszej grupie Papież powiedział słowa, które zapadły mi w pamięć na zawsze: „Stary Sącz-byłem, byłem, pamiętam. Milenium! Klaryski, Kinga”. Wszyscy cieszyliśmy się tą chwilą, a ja ośmieliłam się wydusić z siebie: „Przyjechaliśmy z modlitwą i prośbą o kanonizację naszej błogosławionej Kingi”. Papież odpowiedział z zadumą: „Da Bóg, da Bóg”.
To było wielkie przeżycie.
Należy pamiętać, że po prawie 700 latach od śmierci księżnej Kingi (24 lipca 1292 r.), po 299 latach od jej beatyfikacji w 1690 roku, niewielu wierzyło w to, że zostanie wyniesiona do chwały ołtarzy.
A czy ktokolwiek wierzył, że uroczystość ta odbędzie się w Starym Sączu? Że do średniowiecznego miasteczka, a jak niektórzy mówili prowincjonalnej mieściny, przyjedzie Następca Chrystusa-Papież Polak? Pamiętam wymowne uśmiechy, słowa i gesty niedowierzania, że takie mrzonki mogą się urzeczywistnić.
W kościele klasztornym, gdy sięgnę pamięcią do drugiej połowy lat siedemdziesiątych minionego wieku, w dni powszednie, tak na mszach porannych, jak i wieczornych modliło się kilka, czasem kilkanaście osób. Tylko na poniedziałkowych nowennach było nas więcej. A dzisiaj?
Ja przybysz z „centralnej Polski” nie mogłam się nadziwić, jak to jest, że miasto założyła… i klasztor, tu żyła…; …mają swoją Błogosławioną (nie czułam się jeszcze wtedy starosądecką mieszczką - teraz już tak) i nie doceniają tego faktu.
Potem rok 1997 i kolejna papieska wizyta do Polski.
W piątkowy poranek 6 czerwca, około godziny trzeciej, trzy autokary ze starosądeckimi pielgrzymami udają się w drogę do Zakopanego. Dojeżdżamy. Parking dla autokarów na Wierchu Poroniec i kilkukilometrowy marsz na miejsce celebry. Mijamy kaplicę Witkiewiczowską pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusowego na Jaszczurówce. Czerwiec, ośnieżone szczyty Tatr. Dochodzimy. Papież wśród swoich ukochanych górali.
O godzinie 10.00 rozpoczęła się Msza św. pod Wielką Krokwią, podczas której Jan Paweł II beatyfikował dwie siostry żyjące na przełomie XIX i XX wieku - Marię Bernardynę Jabłońską i Marię Karłowską.
Ołtarz był zwrócony w kierunku gór i Ojca Świętego widzieliśmy na telebimie. Ale zachwyt nasz wzbudziła góralska oprawa liturgii, a wzruszenie - uroczysty hołd składany Papieżowi w imieniu Podhalan - a może i Lachów… Papież skomentował hołd stwierdzeniem: „Na was zawsze można liczyć”. A kończąc Eucharystię Jan Paweł II powiedział; „Trzeba, ażeby cała Polska, od Bałtyku aż po Tatry, patrząc w stronę krzyża na Giewoncie, słyszała i powtarzała: Sursum corda - W górę serca!”.
W drodze powrotnej mówiliśmy: „Szkoda, że to nie Stary Sącz i szkoda, że to nie kanonizacją naszej Kingi, na którą czekaliśmy i mieliśmy nadzieję. Ale: „W górę serca!”
Obserwowaliśmy kolejne etapy procesu kanonizacyjnego, modliliśmy się wraz z Siostrami Klaryskami, wsłuchiwaliśmy się w komunikaty płynące z Watykanu. Uznanie cudu uzdrowienia za wstawiennictwem bł.Kingi i westchnienie; będzie kanonizacja; proces kanonizacyjny został pozytywnie zakończony. Radość, ale i kolejny dylemat. Gdzie odbędą się uroczystości? Zapewne trzeba będzie pojechać do Rzymu.
I tu pojawiają się plany kolejnej wizyty Jana Pawła II w Polsce. Samorządy Sądecczyzny zaprosiły Ojca Świętego, ale czy na trasie papieskiej pielgrzymki znajdzie się Stary Sącz? Większość myśli, że kanonizacja odbędzie się w Krakowie. Wszak Ziem Sądeckich Sławna Pani, to również, a może przede wszystkim księżna krakowsko-sandomierska.
W telewizji pokazywane są miejsca, które odwiedzi Ojciec Święty. Starego Sącza nie ma wśród nich! Kolejne westchnienie - szkoda. Ale po jakimś czasie media podały, że sam Jan Paweł II zdecydował, że chce jechać do Grodu Kingi i tutaj odprawić kanonizacyjną Mszę św. Datę wyznaczono na 16 czerwca 1999 r.
Przygotowania do tego wiekopomnego wydarzenia ruszyły z wielką energią i zaangażowaniem. Entuzjazm ogarnął chyba wszystkich.
Dzień 15 czerwca, gdy chory Papież nie mógł sprawować Eucharystii na krakowskich błoniach, zasiał w naszych sercach troskę o Piotra naszych czasów i niepokój, co to będzie? A na starosądeckich błoniach już od popołudnia gromadzili się ludzie. Nie ustawały modlitwy o zdrowie dla Papieża. Wieczorem jeszcze raz poszliśmy na plac celebry. Ludzi było już bardzo dużo. Ile się ich tam jeszcze może zmieścić? Młodzi poszli po północy. My z mężem wyruszyliśmy około siódmej. Na ul.Batorego weszliśmy w rzekę ludzi i widok tych niepoliczalnych rzesz, którzy wspólnie z nami przemierzali trasę, sprawił, że znowu do oczu cisnęły się łzy wzruszenia. Idąc modliliśmy się, aby Wielki Pielgrzym mógł do nas dotrzeć. By odzyskał siły. Wówczas nie zdawaliśmy sobie sprawy, że pogoda uniemożliwiała start papieskiego śmigłowca. Było mgliście, pochmurno i siąpił deszcz. Mimo wszystko szliśmy z nadzieją i nawet nie myśleliśmy, co się stanie, jeśli Papież nie da rady przylecieć, jak było zaplanowane, helikopterem. Niestety, lot ze względu na warunki atmosferyczne nie mógł się odbyć i Papież udał się do Starego Sącza samochodem, przez Limanową, gdzie na chwilę samochód się zatrzymał i Dostojny Gość pobłogosławił zgromadzonych przy bazylice mieszkańców.
Około godziny ósmej zebrani na placu papieskiej celebry zostali poinformowani, że Jan Paweł II zdąża do Starego Sącza. Modlitewne skupienie i oczekiwanie przerodziło się w dziękczynienie Bogu za to, że Ojciec Święty przybędzie do nas. Wówczas już nic ponad to nie było ważne, nawet przemoczone buty, oblepione mazistym błotem, którego nie dało się nijak ominąć. Cieszyliśmy się, że wędrując (ja i wraz z mężem na wózku inwalidzkim, który prowadziłam na dwóch kołach, przechylony do tyłu, że uniknęliśmy poślizgu i wywrotki, szczęśliwie docierając od ul.Topolowej, przez cały plac, poprzedzielany w sektory, do poręczy z bali na wprost ołtarza. Porządkowi byli bardzo życzliwi, we czterech „porwali” do góry wózek z mężem i przeniósłszy go przez ogrodzenie, postawili na betonowej drodze, którą do ołtarza miał przejechać Papież. Mnie też pozwolono stanąć za wózkiem. Nasze szczęście nie miało granic. Udało się dotrzeć. Tuż obok nas przejechał pusty papamobil, udający się na obrzeża placu kanonizacyjnego po Ojca Świętego. Niedługo potem, jest, wraca, jedzie. Radość ściska serce i znowu emocje powodują łzy wzruszenia. Robię zdjęcie amatorskim „Kodakiem”. Ta fotografia, oddająca poczucie bliskości Kogoś Wielkiego, stanowi dla mnie do dzisiaj szczególną pamiątkę.
Ale poczucie bliskości, nie tej na wyciągnięcie ręki, ale tej duchowej, towarzyszyło mi zawsze, odkąd myślałam o Janie Pawle II.
Tym razem bliskość duchowa, związana była z bliską obecnością. Namiestnik Chrystusa był wśród nas.
Eucharystia kanonizacyjna, bogata w treści homilia odczytana przez kard.Franciszka Macharskiego, jak zwykle papieskie nauczanie, aktualna zawsze, mimo upływu lat; do której wracamy, rozważamy i z której staramy się czerpać siły do dążenia ku świętości w codziennym życiu.
Po Mszy św. nastał czas papieskiego powitania różnych osób. Wśród wielu, padły również te słowa: „Przeżywamy serdeczną więź z tymi, którzy w sposób wyjątkowy uczestniczą w krzyżu Pana Naszego Jezusa Chrystusa, a mianowicie z chorymi, niepełnosprawnymi i z ich opiekunami. Dostrzegam waszą obecność i polecam modlitwie całego Kościoła każdego z was”.
Wiedziałam, że Papież nas widział przejeżdżając obok i z ołtarza również, i poczuliśmy, jakby mówił specjalnie do nas.
Tego szczególnego odczucia, że Papież swymi słowami zwraca się do konkretnego człowieka, doświadczyło wielu.
Po Eucharystii powrót do domów okrężnymi drogami, bo niosła nas „rzeka ludzi”, z której nurtów nie dało się wyrwać. Daliśmy się ponieść-jeden drugiemu, szliśmy ramię w ramię, dziękując Bogu za to wspaniałe przeżycie, za dar uczestnictwa w tym wydarzeniu. Gorąca radość i świadomość doniosłości tej historycznej chwili, na którą czekały całe pokolenia Starosądeczan, pozostały w pamięci uczestników uroczystości kanonizacyjnej naszej Patronki.
O Kingo święta,
Matko nasza droga
Ku Tobie wznosim
Dziś błagalny głos
Chroń swe dziedzictwo
Proś za nami Boga
Pod swą opiekę
Przyjm Sądeczan los
Różnie określano liczbę osób obecnych na placu. Źródła podają od sześćset do osiemset tysięcy.
A jakże ważny jest fakt, że w tym uroczystym dniu Stary Sącz był na ustach i oczach świata, dzięki tym Dwojgu - ponadczasowym, wielkim, świętym ludziom - pomyślałam wówczas. To była jedna z tych chwil w życiu, które pamięta się do końca swojej ziemskiej wędrówki. Pozostały wspomnienia, nauczanie i jako materialne świadectwo pobytu w Starym Sączu Ojca Świętego, jest ołtarz, podobno jedyny na świecie pozostawiony w miejscu papieskiej celebry.
Przy nim gromadziliśmy się przy różnych okazjach - w dniach rocznic tej pamiętnej wizyty, w dniach odpustu ku czci św.Kingi, 16 października świętując kolejne rocznice wyboru kard.Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową
Kolejnym etapem, naszych przeżyć, związanych z osobą Jana Pawła II, była Jego choroba, Jego odchodzenie z tego świata i przejście do Domu Ojca.
2 kwietnia 2005 r. doszła nam kolejna, tym razem bolesna data. Już w godzinie śmierci Papieża modlono się przy ołtarzu w sobotni wieczór. Od godziny 21.37, aż do pogrzebu Ojca Świętego, gromadziły się w tym wyjątkowym miejscu rzesze ludzi, składając Bogu dziękczynne modły za Jego pontyfikat, a także za fakt, że ten Wielki Polak zechciał być z nami w tym miejscu. I spontanicznie Santo Subito - natychmiast święty, jak dzwon rozlegało się w sercach wiernych.
Trzema autokarami udali się Starosądeczanie do Rzymu, chcąc uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych.
Trzeba było czasu wypełnionego modlitwą i wiarą w to, że w niezbyt odległym czasie doczekamy się oficjalnego ogłoszenia błogosławionym człowieka, który był blisko nas sercem, stanowił dla nas niedościgniony wzór i autorytet.
Modliliśmy się o rychłą beatyfikację i nadeszła ta chwila, kiedy oficjalnie będziemy mogli czcić i modlić się do naszego Świętego. Był tu wśród nas. Teraz my udajemy się do Rzymu na uroczystości związane z Jego beatyfikacją.
Nasze gromadzenie się przy starosądeckim Papieskim Ołtarzu, bo tutaj był razem z nami, dodaje nam sił. Starosądecki klasztor, gdzie serdecznie był witany przez duchowe córki Świętej Kingi, gdzie modlił się w Jej kaplicy, jadł obiad w refektarzu i odpoczywał w specjalnie przygotowanym pokoju, stanowi trwającą od wieków opokę wiary. Jan Paweł II wjeżdżał do klasztoru, ufundowanego przez kanonizowaną przez siebie Kingę, bramą pod zegarową wieżą. My też przez nią wchodzimy na klasztorny dziedziniec. Stąpamy nie tylko w przenośni Jego śladami.
W chwili, gdy będziecie Państwo trzymali w rękach ten numer „Z Grodu Kingi”, my będziemy uczestniczyć w uroczystościach beatyfikacyjnych, odbywających się na Placu Świętego Piotra w Watykanie. Pisząc te słowa mam nadzieję, że pomyślnie tam dotrzemy, a po powrocie będziemy mogli zdać relację tym, którzy pozostali w Grodzie Kingi i papieża Jana Pawła II Wielkiego.
Jolanta Czech